Prof. Zdzisław Żygulski: Byłem kibicem Pogoni Lwów

    27.04.2011
    Prof. Zdzisław Żygulski: Byłem kibicem Pogoni Lwów
    Już dziś na stadionie Górnika Wieliczka dojdzie do niezwykłego wydarzenia – meczu Cracovii z Pogonią Lwów. - Chodzi o to, aby nawiązać historycznie do czasów, kiedy zrodziła się lwowska Pogoń, a zaraz potem Cracovia – przyznaje prof. Zdzisław Żygulski, wybitny polski historyk i teoretyk sztuki, mieszkający we Lwowie w latach 1923-1945.

    Już dziś na stadionie Górnika Wieliczka dojdzie do niezwykłego wydarzenia - meczu Cracovii z Pogonią Lwów. - Chodzi o to, aby nawiązać historycznie do czasów, kiedy zrodziła się lwowska Pogoń, a zaraz potem Cracovia - przyznaje prof. Zdzisław Żygulski, wybitny polski historyk i teoretyk sztuki, mieszkający we Lwowie w latach 1923-1945.

    - Od ponad sześćdziesięciu pięciu lat mieszka pan w Krakowie, ale wcześniej pańskim domem był Lwów..

    - Niemal cały okres międzywojenny, a nawet do 1945 roku przeżyłem we Lwowie. Urodziłem się w 1921 roku w Borysławiu, gdzie mój ojciec był profesorem gimnazjalnym. Rodzina bardzo szybko przeniosła się do Lwowa, w którym mieszkaliśmy już od 1923 roku. Uczyłem się w III Gimnazjum im. Króla Stefana Batorego. Tradycja sportowa gimnazjum, do którego chodziłem, jak i IV, w którym zawiązała się Pogoń, przetrwała do 1939 roku. Wszyscy byliśmy świetnie szkoleni pod względem sportowym. Stale trenowaliśmy lekką atletykę, ale i dyscypliny zespołowe - siatkówkę, hokej, no i piłkę. Warto podkreślić, że kluby sportowe kształtowały się przede wszystkim w środowisku gimnazjalnym. Młodzi ludzie chcieli być wysportowani, a nauczyciele w tym ich wspierali. Z jednej strony sami tworzyliśmy sport, a z drugiej obserwowaliśmy, co dzieje się w sporcie polskim. A zainteresowanie było ogromne. Co niedzielę mieliśmy okazję oglądać mecze, a klubów we Lwowie, poza Pogonią, było więcej, jak Lechia, czy Czarni. To była konkurencja dla Pogoni, tak samo jak Wisła dla Cracovii. Pogoń i Czarni były dwoma najważniejszymi drużynami we Lwowie, ale były jeszcze m.in. kluby żydowskie. Rywalizacja między zespołami była taka sama jak dzisiaj. Jedyna różnica polegała na tym, że w grę nie wchodziły pieniądze. Sport był bezinteresowny.

    - Chodziło się na mecze wszystkich drużyn, czy jednak wybierało się jeden zespół, któremu kibicowano?

    - Bardzo szybko zrodził się lokalny patriotyzm. Gdy było kilka klubów, wybierało się ten jeden i z nim się sympatyzowało. Pogoń była czołowym, najważniejszym klubem, ale było też wielu fanów Czarnych. Ja byłem za Pogonią. Trzeba też powiedzieć, że publiczność, która zbierała się na jej meczach miała pewien walor inteligencji, to znaczy pochodziła ze środowiska inteligencji. Same kluby były zakładane przez profesorów, doktorów, którzy nieraz sami grali w piłkę. Wystarczy choćby wspomnieć, że kiedyś w Pogoni grał Roman Ingarden, który później był przecież wybitnym filozofem Ale były też inne grupy kibicowskie związane z klubem. Jedną z nich byli „zieloni".

    Dziś ta nazwa kojarzy nam się z organizacjami ekologicznymi...

    - Wtedy też mieli co nieco wspólnego z naturą (śmiech). Ta nazwa wzięła się z tego, że ci kibice oglądali mecze z drzew, by mieć lepszą perspektywę. Trzeba bowiem powiedzieć, że Lwów był miastem pełnym zieleni i stadion Pogoni otoczony był drzewami. Kibiców, którzy siedzieli na nich nazywaliśmy również „kasztanami". Co więcej, brali bardzo aktywny udział w meczach - krzyczeli, śpiewali.

    - A co trzeba było zrobić, by wejść na stadion?

    - To co dziś - kupić bilet. My-gimnazjaliści mieliśmy swoje ulgowe, za które trzeba było zapłacić mniej więcej 50 groszy. W tamtych czasach za 50 groszy można było kupić dwa bochenki chleba, albo dwie bułki i pyszną szynkę. Nie były to duże sumy, dlatego też często chodziliśmy na mecze, które zresztą stały na wysokim poziomie. Bo Polacy szybko opanowali piłkę nożną. W tym względzie społeczność polska była bardzo aktywna już pod zaborami. Nie identyfikowała się z zaborcami, a sport był doskonałym sposobem na wzmacnianie więzi polskich. To była pewna forma patriotyzmu.

    - Jak wspomina pan ówczesne kontakty na linii Kraków-Lwów?

    - Oczywiście nie było mowy o rywalizacji. Kraków szczycił się w oczach lwowian jako miasto historyczne, z wieloma zabytkami, jako była stolica Polski. Istniała jednak konkurencja między naszymi zespołami - między Pogonią i Czarnymi a Cracovią i Wisłą. Prestiżowe były również spotkania z zespołami zagranicznymi, jak choćby z klubami węgierskimi.

    - A pamięta pan pojedynki Cracovii z Pogonią?

    - Takie mecze były co jakiś czas. Obie drużyny walczyły przecież o mistrzostwo Polski. Cracovia była we Lwowie bardzo ceniona. Trzeba pamiętać, że pierwszy mecz na wybudowanym w 1913 roku stadionie Pogoń zagrała właśnie z „Pasami".

    - Skąd wzięła się nazwa „Pogoń?

    - Nazwa i znaki towarzyszące klubom sportowym są niezwykle istotne. One miały przede wszystkim charakter patriotyczny, a głównym emblematem różnych związków w czasie zaborów były dawne herby polskie użyte wtórnie jako znaki klubów, np. łączące się z rycerstwem. Sama nazwa „Pogoń" jest odniesieniem do Wielkiego Księstwa Litewskiego, które sięgało daleko na południe, obejmując część późniejszej Galicji. Trzeba pamiętać bowiem o tym, że gdy powstawała Pogoń, były to wciąż czasy niewoli. Chciano więc odwołać się do przeszłości. Ponadto barwy klubu - granat i karmazyn - zawsze były ulubionymi barwami wojska polskiego.

    - Pogoń słynęła z wielosekcyjności..

    - Pogoń rozwinęła się w wielu kierunkach. Były dyscypliny, których już się nie uprawia, jak choćby strzelanie z łuku do ruchomych celów - to tak jakby strzelało się do ptaków. Polacy odnosili sukcesy w tym sporcie. Piłka nożna była jednak najważniejszą dyscypliną. Pogoń była kojarzona przede wszystkim z tym sportem, który w okresie międzywojennym rozwinął się do dyscypliny czołowej. Pamiętam tamte mecze, jednak zasady były nieco inne niż teraz. Przede wszystkim nie zmieniał się układ drużyny, to znaczy było jedenastu zawodników bez możliwości dokonywania zmian. Jak wyglądała sama taktyka? Był atak złożony z pięciu graczy - trzech środkowych i dwóch skrzydłowych, trzech piłkarzy stanowiło linię pomocy i dwóch grało w obronie. Był też oczywiście bramkarz. Nie odstępowano od tej taktyki. Nikomu nie przyszło do głowy, by ją zmienić. Był to układ uznany na całym świecie za najwłaściwszy. Bardzo ważną rolę odgrywał bramkarz. Pamiętam jednego golkipera Pogoni, który grał w latach trzydziestych, a który nazywał się Spirydion Albański.

    - Oryginalne imię...

    - Tak, rodzice często brali do ręki kalendarz i szukali tych niezwykłych imion. Tenże Spirydion był znakomitym bramkarzem i Pogoń zawdzięcza mu wiele sukcesów. Ale w Pogoni wybijał się również atak, a wśród nich bracia Matyasowie. Innym świetnym piłkarzem był Zimmer. Dlaczego o nim mówię? Pracuję w muzeum i nie dalej jak dwa lata temu otrzymaliśmy szereg pamiątek właśnie po Zimmerze, wśród nich była między innymi podpisana papierośnica.

    - Za najwybitniejszego piłkarza Pogoni uznaje się jednak Wacława Kuchara...

    - Tak, pamiętam go. To był jeden z sześciu synów Tadeusza Kuchara. Wszyscy byli sportowcami, ale Wacław był z nich najlepszy. Nie tylko grał w piłkę, ale i uprawiał biegi, skakał. Był wszechstronnie utalentowany.

    - Ilu widzów chodziło w tamtych czasach na mecze Pogoni?

    - To było kilka tysięcy kibiców. Sam obiekt nie był zbyt duży, miał drewniane trybuny. Wtedy zresztą nie było wielkich stadionów. W 1939 roku obchodzono uroczyście trzydziestopięciolecie klubu pod patronatem generała Rydza-Śmigłego. W tymże to roku zaproponowano budowę wielkiego kompleksu sportowego ze stadionem, szeregiem boisk do piłki nożnej, ale i innych dyscyplin sportowych. A wszystko przez to, że Pogoń była jednym z najbardziej rozwiniętych klubów w Polsce. Planom przeszkodziła Druga Wojna Światowa

    - Klub przestał istnieć w 1939 roku, wraz z wybuchem wojny...

    - Tak, ale w 1941 roku we Lwowie doszło do meczu Lwów-Wrocław. W tymże spotkaniu wystąpiło wielu piłkarzy, którzy wcześniej grali w Pogoni. Wojna wiele zmieniła. Ja dostałem powołanie na cytadelę lwowską, której broniłem przed Niemcami. Zostałem zwolniony ze służby, gdy wkroczyli Rosjanie. Oficerowie zwołali nas wtedy i powiedzieli, że dla nas wojna się skończyła. Potem ukrywałem się przed armiami - niemiecką i sowiecką, które chciały przymusem wcielić mnie do swoich szeregów.

    - Co pan poczuł, gdy Lwów - z uwagi na nowe granice - przestał być miastem należącym do Polski?

    - To był cios dla nas wszystkich. Lwów był bowiem tak interesujący, że budził nie tylko naturalną miłość do kraju, ale samo życie w nim było bardzo przyjemne. Ja przeprowadziłem się do Krakowa wraz z żoną w lutym 1945 roku, jeszcze trwała wtedy wojna. Przeprowadzka nie była jednak aż tak bolesna - człowiek wciąż był bowiem w ośrodku uniwersyteckim.

    - Nie było możliwości, by w nowej - sowieckiej - rzeczywistości istniała Pogoń?

    - Absolutnie nie! Pogoń działałaby na Związek Radziecki niczym czerwona płachta na byka. Rosjanie nie znosili ani orła, ani pogoni. Po wojnie wiele się zmieniło.

    - Czy w Krakowie kontynuował pan swoją sympatię do sportu?

    - Od czasu do czasu chodziłem na mecze Cracovii. Mieszkałem i nadal mieszkam całkiem blisko stadionu.

    - Co pan sobie pomyślał, gdy dowiedział się, że Pogoń Lwów, po siedemdziesięciu latach, została reaktywowana i to w dodatku przez Polaków?

    - A to tego nie zrobili Ukraińcy?

    - Nie, z inicjatywą wyszli Polacy, w tym m.in. polski konsul we Lwowie...

    - To zmienia postać rzeczy. Myślałem, że to Ukraińcy, a to jednak Polacy. To ciekawa inicjatywa. Dzisiejsze czasy są jednak zupełnie inne od tych sprzed wojny. Życzę jednak Pogoni jak najlepiej.

    Rozmawiał Dariusz Guzik

    Prof. Zdzisław Żygulski urodził się 18 sierpnia 1921 roku w Borysławiu, a od 1923 roku mieszkał we Lwowie. Miasto opuścił w 1945 roku, osiedlając się w Krakowie. W przeszłości był wykładowcą na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie oraz na uniwersytetach amerykańskich. Ma w swym dorobku kilkanaście publikacji, głównie o tematyce historycznej. Od 1949 związany z Muzeum Narodowym w Krakowie, którego jest pracownikiem aż do chwili obecnej (obecnie jest związany z Muzeum Książąt Czartoryskich, które jest oddziałem Muzeum Narodowego). W przeszłości kibic Pogoni Lwów.

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ