B. Ślusarski: Czułem się, jakbym miał zadebiutować

    22.03.2010
    B. Ślusarski: Czułem się, jakbym miał zadebiutować
    Bartosz Ślusarski doszedł już do siebie po operacji rekonstrukcji wiązadeł krzyżowych i wczoraj zagrał czterdzieści minut w meczu Młodej Cracovii z Młodą Arką Gdynia (2:1). <i>- Gdy tylko usłyszałem od trenera, że może zagram, zrezygnowałem z kolacji ze znajomymi i zostałem w domu. Tak sobie siedziałem i czekałem na to niedzielne spotkanie</i> - przyznaje snajper.
    - Wczoraj mogłeś powiedzieć sobie „wreszcie”…
    - Dokładnie. Czekałem na to bardzo długo, bo ostatni mecz zagrałem siedem miesięcy temu (23.08.09 z Lechem Poznań – przyp.). Gdy w sobotę dowiedziałem się o tym, że w niedzielę zagram w Młodej Ekstraklasie, czułem się, jakbym miał zadebiutować. Byłem trochę podenerwowany, niepewny.

    - W jakich okolicznościach dowiedziałeś się o swoim występie?
    - Rozmawiałem z trenerem Lenczykiem i doktorem Wielkoszyńskim. Na koniec trener zakomunikował mi, że mam przyjść na spotkanie Młodej Ekstraklasy i że być może zagram. Tak też się stało. Bardzo się z tego ucieszyłem.

    - Od jakiego czasu trenujesz na pełnych obrotach?
    - Ciężko to dokładnie określić. Trenuję z zespołem, uczestniczę w grach wewnętrznych. Może nie są to duże liczby, ale mnóstwo zajęć przeprowadziłem także z doktorem Wielkoszyńskim. Miałem więc trening fizyczny, brakuje mi jeszcze tylko czucia piłki.

    - Fizycznie czujesz się w porządku?
    - Tak, pewnie dopiero dziś poczuję w nogach niedzielne spotkanie (śmiech). To jednak zupełnie inny wysiłek i inna praca, niż trening.

    - A jak to wygląda psychicznie? Blokada z pewnością jest, ale czy duża?
    - Jeszcze chyba nie gram na sto procent. Nie włożę nogi w ryzykownych sytuacjach, ale myślę, że to przyjdzie z czasem. Choć muszę przyznać, że w trakcie tego spotkania zdarzały się momenty, w których sam siebie zaskakiwałem i interwencję, których wcześniej bym nie wykonywał. Jestem z tego zadowolony.

    - Nie obawiałeś się tego meczu? To coś zupełnie innego niż trening, gdzie wszyscy wiedzą, że jesteś po kontuzji…
    - Dokładnie. Na treningach koledzy z drużyny nie atakują mnie, natomiast w meczu każdy grał już swoje. Nie było żartów, żaden piłkarzy Arki nie myślał o tym, że obok niego stoi dopiero co wyleczony Bartosz Ślusarski.

    - Jaki więc postawiłeś sobie cel na spotkanie z Młodą Arką? Zagrać spokojnie i dotrwać do końca, czy może chciałeś nieco poszarżować, sprawdzić nogę?
    - Jestem taką osobą, która, gdy zobaczy szansę, to pójdzie i nie odpuści. Oczywiście ten mecz chciałem skończyć w zdrowiu, to było najważniejsze, ale chciałem również poczuć piłkę.

    - Niewiele brakowało, a zaraz po wejściu na boisko, pokonałbyś bramkarza gości.
    - Szkoda tej sytuacji. Chyba za bardzo się „podpaliłem” i w efekcie uderzyłem za lekko. Mogłem jeszcze trochę podciągnąć z piłką. Trudno. Najważniejsze, że wróciłem do gry.

    - Widać po tobie, że niesamowicie cieszysz się z tego powrotu…
    - Zgadza się. Gdy tylko usłyszałem od trenera, że może zagram, zrezygnowałem z kolacji ze znajomymi i zostałem w domu. Tak sobie siedziałem i czekałem na to niedzielne spotkanie.

    - Jak myślisz, ile potrzebujesz jeszcze czasu, by dojść do takiej formy, dzięki której mógłbyś zagrać w pierwszej drużynie „Pasów”?
    - Ciężkie pytanie. Wydaje mi się, że już teraz mógłbym pomóc zespołowi. Może nie w pełnym wymiarze czasowym, bo na to jeszcze nie jestem przygotowany, ale po cichu liczę, że w najbliższych spotkaniach trener da mi szansę wejścia z ławki rezerwowych. To jednak trener decyduje.

    - W najbliższy weekend Cracovia zagra z Ruchem Chorzów. Jest szansa, abyś już wtedy znalazł się z kadrze pierwszego zespołu „Pasów”?
    - To już nie do mnie pytanie (śmiech). Jestem do dyspozycji trenera, ale broń Boże, żebym coś sugerował. Zobaczymy, jak to będzie.

    Rozmawiał Dariusz Guzik

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ