Bruno Żołądź: Chciałbym pomóc Cracovii w powrocie

- Zupełnie nie miałbym problemów z graniem w Cracovii w Pierwszej Lidze, chociażby dlatego, że tutaj w znacznym stopniu wychowałem się piłkarsko. Przyszedłem jeszcze w wielku juniora i byli tutaj kolejni trenerzy, którzy dostrzegali we mnie potencjał i chciałbym się za to odwdzięczyć - pomóc Cracovii w powrocie tam, gdzie jej miejsce, bo niewątpliwie jest to klub, który zasługuje na Ekstraklasę. I nie tylko na walkę o utrzymanie w niej, ale na mierzenie się o dużo ambitniejsze cele - mówi młody pomocnik Pasów, który w meczu z Ruchem zadebiutował w Ekstraklasie.
- Jakie masz wrażenia po debiucie w Ekstraklasie?
- Z samego debiutu:
jak najbardziej pozytywne, natomiast mecz nie do końca ułożył się tak, jakbym
sobie tego życzył. Szkoda, że wynik jest, jaki jest. Natomiast ze swojej gry
mogę być chyba w jakimś stopniu zadowolony, choć nigdy nie jest tak dobrze,
żeby nie mogło być lepiej. Liczyłem na to, że uda mi się zdziałać nieco więcej
jeśli chodzi o konstruowanie akcji ofensywnych, bo takie zadanie stawiam sobie
zawsze przed meczem - staram się nie uciekać od odpowiedzialności i brać na
siebie ciężar gry w jak największym stopniu.
- Twój debiut w pierwszej drużynie Cracovii miał
miejsce w Gliwicach, podczas spotkania pucharowego z Piastem Gliwice. Wówczas
na stadionie Carbo atmosfera była raczej „dożynkowa" - dziś, w debiucie ligowym
miałeś dookoła piękny stadion i głośny doping.
- No tak, ten doping i
ten stadion działa na mnie jak najbardziej pozytywnie, choć wychodząc na boisko
staram się skupić tylko i wyłącznie na zadaniu. Nie myślę o tym ilu ludzi mnie
ogląda i jak mnie postrzegają - próbuję odciąć się od tego, co jest dookoła,
nie słucham tego, co krzyczą ludzie z trybun. Trzeba myśleć tylko o tym, co ma
się do zrobienia na boisku. Wiadomo jednak, że fajnie jest, kiedy coś się
dzieje na stadionie. Mówiąc szczerze, wolę kiedy na meczu jest więcej ludzi,
nawet gdyby mieli pod moim adresem wykrzykiwać inwektywy, niż kiedy jest cisza
i nikt nie dopinguje. Mam nadzieję, że w przyszłości będziemy mogli liczyć na
taki doping, jak w meczu z Ruchem.
- Twoje pojawienie się na boisku już na początku drugiej
połowy meczu było trochę niespodziewane, a spowodowane kontuzją Milośa
Kosanovića.
- Może niespodziewany
był faktycznie moment, w którym wszedłem na boisko, natomiast na debiut w
Ekstraklasie czekałem już od dłuższego czasu. Liczyłem, że uda mi się
zadebiutować już jesienią, gdy pojawił się nowy trener. Niestety, na początku
przytrafiła mi się przykra kontuzja, a potem okazało się, że trener Pasieka nie pokłada we mnie takich nadziei,
jakie wcześniej deklarował. Teraz na wiosnę na szczęście trener Kafarski wyciągnął
do mnie rękę w trudnym dla mnie momencie
i wydawało się, że jestem bardzo blisko występu, jednak ponownie przytrafiła mi
się pechowa kontuzja w sparingu z Garbarnią. Doznałem wstrząśnienia siatkówki,
konieczny był pobyt w szpitalu - nigdy bym, nawet nie pomyślał, że coś takiego
jak wstrząśnienie siatkówki może się przytrafić. To odwlekło znowu debiut o
kolejny miesiąc, a nawet półtorej, ale czułem wsparcie sztabu szkoleniowego i
głęboko wierzyłem, że uda mi się zagrać w tym sezonie. Liczyłem tylko, że
będzie to trochę wcześniej - kiedy jeszcze graliśmy „o coś" i kiedy mogłem
pomóc drużynie, dać jej więcej, pomóc w utrzymaniu. Teraz staram się jednak o
tym nie myśleć, bo przeszłości nie da się już zmienić. Skupiam się na
przyszłości i mam nadzieję, że jest ona dla mnie jak najbardziej świetlana - w barwach
tego Klubu, na którym mi obecnie najbardziej zależy, Cracovii.
- Twój kontrakt z Cracovią kończy się w czerwcu?
- Tak, zgadza się.
- Nie miałbyś problemów z graniem w Cracovii w
Pierwszej Lidze?
- Zupełnie nie miałbym
problemów z graniem w Cracovii w Pierwszej Lidze, chociażby dlatego, że tutaj w
znacznym stopniu wychowałem się piłkarsko. Przyszedłem jeszcze w wieku juniora i byli tutaj kolejni trenerzy, którzy
dostrzegali we mnie potencjał i chciałbym się za to odwdzięczyć - pomóc Cracovii
w powrocie tam, gdzie jej miejsce, bo niewątpliwie jest to klub, który
zasługuje na Ekstraklasę. I nie tylko na walkę o utrzymanie w niej, ale na
mierzenie się o dużo ambitniejsze cele. Różnie jednak bywa w życiu. Jeśli druga
strona, że tak powiem, „nie odwzajemni moich uczuć" i nie będzie widziała we
mnie człowieka, który może pomóc w powrocie na należne Cracovii miejsce to niestety
będziemy musieli szukać innego rozwiązania. Mam jednak nadzieję, że tak nie
będzie, bo tak jak mówię: czuję się tutaj dobrze i teraz, gdy naprawdę czuję,
że „wyszedłem na prostą" chciałbym tu zagościć jak najdłużej i pokazać na co
mnie stać. Tak naprawdę niewiele miałem dotychczas okazji, żeby zaprezentować
swoje umiejętności szerszemu gronu widzów. A myślę, że moje umiejętności są na
tyle duże, że mogę pomóc zespołowi. Nie mówię, że będę miał niewiadomo jaki
wpływ na grę zespołu, ale chciałbym po prostu spróbować i przekonać się o tym,
czy mogę coś zmienić, czy jednak może czegoś brakuje.
- Znamienne było to, że w drugiej połowie
zagrałeś w środku pola obok Sebastiana Stebleckiego i Marcina Budzińskiego.
Czasem ta Wasza trójka grała w Młodej Ekstraklasie, a dzisiaj zagraliście z
kandydatem do tytułu Mistrza Polski i wcale nie wyglądaliście na ich tle
najgorzej.
- Myślę, że nie
wglądało to jednak też do końca tak, jak sami byśmy sobie życzyli i tak, jak
oczekiwał od nas trener. Wiadomo, że chcieliśmy wygrać. Po tym, jak pozytywnie
zakończyliśmy pierwszą połowę meczu zamierzaliśmy się pokusić o niespodziankę.
Choć dla mnie nie byłaby to niespodzianka, ponieważ widzę w tej drużynie
ogromny potencjał. Wiadomo, że piłkarzy, którzy grają w Cracovii stać na
zdecydowanie więcej, niż to, co pokazaliśmy w tym sezonie. Na tak słabe wyniki
złożyło się wiele czynników, nad którymi nie ma co w tej chwili deliberować. Co
do naszej trójki: życzyłbym sobie, żebyśmy taką trójką w środku pola operowali
przez jak najdłuższy czas, bo zarówno z Sebastianem, jak i z Marcinem rozumiemy
się dobrze na boisku i czujemy się dobrze w swoim gronie. Mam nadzieję, że
takie zestawienie personalne składu będzie przynosiło Pasom jak najwięcej punktów
w przyszłości.
- Co powiedział Ci trener przed wejściem na
boisko, a co po meczu?
- Usłyszałem dziesiątki
wskazówek przed wejściem. Chyba nawet trenerzy byli bardziej przejęcie faktem
mojego debiutu i tym, że dzieje się to w meczu z drużyną pretendującą do tytułu
Mistrza Polski. Starałem się skupić tylko i wyłącznie na powierzonych mi
zadaniach. Nie myślałem o tym, o co gram i na jakim poziomie. Za każdym razem,
gdy wychodzę na boisko to się z tego cieszę, bo mogę robić to, co kocham i
staram się grać jak najlepiej. Wydaje mi się, że w jakimś stopniu udało mi się
wypełnić to, czego oczekiwali ode mnie trenerzy. Wiadomo, że zawsze może być jednak
lepiej i to jest to, czego od siebie oczekuję - ciągły progres. Staram się
wysoko stawiać sobie poprzeczkę. Natomiast po zejściu z boiska, wydaje mi się,
że odbiór tego, jak się zaprezentowałem dosyć ciepły. Od trenera Kafarskiego usłyszałem krókie słowo: „gratulacje",
a pozostali trenerzy z uśmiechem, czy też z aprobatą komentowali mój występ.
Starałem się pokazać, że się nie boję i
mam nadzieję, że tak to wyglądało.
- Myślisz, że Twój występ jest jakimś sygnałem
dla innych młodych chłopaków, który pokazuje, że jest dla nich perspektywa gry w
Cracovii?
- Chciałbym, żeby tak
było: żeby wypożyczenia młodych zawodników z Cracovii przestały być, jak to
dotychczas z reguły się działo, „biletem w jedną stronę", bo tak naprawdę nikt
jeszcze nigdy nie wrócił z wypożyczenia po to, by zaistnieć na dłużej w
pierwszej drużynie Cracovii. Ja tego wypożyczenia doświadczyłem dosyć wcześnie,
bo jeszcze w ostatnim roku wieku juniorskiego, kiedy mogłem występować w juniorach,
lub Młodej Ekstraklasie. Ja wówczas wolałem pójść taką drogą, żeby zaznać
trochę tej seniorskiej piłki na poziomie drugoligowym. Wydawało się, że będę
miał trochę szans na występy w Niebie Wągrowiec, ale wyszło jak wyszło, o czym
już kiedyś opowiadałem. Faktycznie, chciałbym jednak, żeby ci zawodnicy, którzy
przebywają na wypożyczeniach odebrali mój mecz z Ruchem jako pewien sygnał. To
nie jest zresztą tak, że ich trzeba jakoś specjalnie motywować - ja znam tych
chłopaków nie od dziś i wiem, że oni głęboko wierzą w to, że mogą zmienić
obecną sytuację Cracovii. Nie mam wątpliwości, że oni mogliby tutaj pomóc -
może nie wszyscy, ale na pewno wielu z nich. Zresztą od młodych zawodników nie
trzeba oczekiwać, że wejdą do drużyny i odmienią jej oblicze - wystarczy, że
taki zawodnik stara się pokazać z jak najlepszej strony, a koledzy pomagają mu
w „wejściu do drużyny". To co mamy i to co umiemy trzeba „sprzedawać" w każdym
występie.