Bruno Żołądź: Chciałbym pomóc Cracovii w powrocie

    04.05.2012
    Bruno Żołądź: Chciałbym pomóc Cracovii w powrocie
    - Zupełnie nie miałbym problemów z graniem w Cracovii w Pierwszej Lidze, chociażby dlatego, że tutaj w znacznym stopniu wychowałem się piłkarsko. Przyszedłem jeszcze w wieku juniora i byli tutaj kolejni trenerzy, którzy dostrzegali we mnie potencjał i chciałbym się za to odwdzięczyć – pomóc Cracovii w powrocie tam, gdzie jej miejsce, bo niewątpliwie jest to klub, który zasługuje na Ekstraklasę. I nie tylko na walkę o utrzymanie w niej, ale na mierzenie się o dużo ambitniejsze cele – mówi młody pomocnik Pasów, który w meczu z Ruchem zadebiutował w Ekstraklasie.

    - Zupełnie nie miałbym problemów z graniem w Cracovii w Pierwszej Lidze, chociażby dlatego, że tutaj w znacznym stopniu wychowałem się piłkarsko. Przyszedłem jeszcze w wielku juniora i byli tutaj kolejni trenerzy, którzy dostrzegali we mnie potencjał i chciałbym się za to odwdzięczyć - pomóc Cracovii w powrocie tam, gdzie jej miejsce, bo niewątpliwie jest to klub, który zasługuje na Ekstraklasę. I nie tylko na walkę o utrzymanie w niej, ale na mierzenie się o dużo ambitniejsze cele - mówi młody pomocnik Pasów, który w meczu z Ruchem zadebiutował w Ekstraklasie.

    - Jakie masz wrażenia po debiucie w Ekstraklasie?
    - Z samego debiutu: jak najbardziej pozytywne, natomiast mecz nie do końca ułożył się tak, jakbym sobie tego życzył. Szkoda, że wynik jest, jaki jest. Natomiast ze swojej gry mogę być chyba w jakimś stopniu zadowolony, choć nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Liczyłem na to, że uda mi się zdziałać nieco więcej jeśli chodzi o konstruowanie akcji ofensywnych, bo takie zadanie stawiam sobie zawsze przed meczem - staram się nie uciekać od odpowiedzialności i brać na siebie ciężar gry w jak największym stopniu.

    - Twój debiut w pierwszej drużynie Cracovii miał miejsce w Gliwicach, podczas spotkania pucharowego z Piastem Gliwice. Wówczas na stadionie Carbo atmosfera była raczej „dożynkowa" - dziś, w debiucie ligowym miałeś dookoła piękny stadion i głośny doping.
    - No tak, ten doping i ten stadion działa na mnie jak najbardziej pozytywnie, choć wychodząc na boisko staram się skupić tylko i wyłącznie na zadaniu. Nie myślę o tym ilu ludzi mnie ogląda i jak mnie postrzegają - próbuję odciąć się od tego, co jest dookoła, nie słucham tego, co krzyczą ludzie z trybun. Trzeba myśleć tylko o tym, co ma się do zrobienia na boisku. Wiadomo jednak, że fajnie jest, kiedy coś się dzieje na stadionie. Mówiąc szczerze, wolę kiedy na meczu jest więcej ludzi, nawet gdyby mieli pod moim adresem wykrzykiwać inwektywy, niż kiedy jest cisza i nikt nie dopinguje. Mam nadzieję, że w przyszłości będziemy mogli liczyć na taki doping, jak w meczu z Ruchem.

    - Twoje pojawienie się na boisku już na początku drugiej połowy meczu było trochę niespodziewane, a spowodowane kontuzją Milośa Kosanovića.
    - Może niespodziewany był faktycznie moment, w którym wszedłem na boisko, natomiast na debiut w Ekstraklasie czekałem już od dłuższego czasu. Liczyłem, że uda mi się zadebiutować już jesienią, gdy pojawił się nowy trener. Niestety, na początku przytrafiła mi się przykra kontuzja, a potem okazało się, że trener Pasieka nie pokłada we mnie takich nadziei, jakie wcześniej deklarował. Teraz na wiosnę na szczęście trener Kafarski wyciągnął do mnie rękę  w trudnym dla mnie momencie i wydawało się, że jestem bardzo blisko występu, jednak ponownie przytrafiła mi się pechowa kontuzja w sparingu z Garbarnią. Doznałem wstrząśnienia siatkówki, konieczny był pobyt w szpitalu - nigdy bym, nawet nie pomyślał, że coś takiego jak wstrząśnienie siatkówki może się przytrafić. To odwlekło znowu debiut o kolejny miesiąc, a nawet półtorej, ale czułem wsparcie sztabu szkoleniowego i głęboko wierzyłem, że uda mi się zagrać w tym sezonie. Liczyłem tylko, że będzie to trochę wcześniej - kiedy jeszcze graliśmy „o coś" i kiedy mogłem pomóc drużynie, dać jej więcej, pomóc w utrzymaniu. Teraz staram się jednak o tym nie myśleć, bo przeszłości nie da się już zmienić. Skupiam się na przyszłości i mam nadzieję, że jest ona dla mnie jak najbardziej świetlana - w barwach tego Klubu, na którym mi obecnie najbardziej zależy, Cracovii.

    - Twój kontrakt z Cracovią kończy się w czerwcu?
    - Tak, zgadza się.

    - Nie miałbyś problemów z graniem w Cracovii w Pierwszej Lidze?
    - Zupełnie nie miałbym problemów z graniem w Cracovii w Pierwszej Lidze, chociażby dlatego, że tutaj w znacznym stopniu wychowałem się piłkarsko. Przyszedłem jeszcze w wieku juniora i byli tutaj kolejni trenerzy, którzy dostrzegali we mnie potencjał i chciałbym się za to odwdzięczyć - pomóc Cracovii w powrocie tam, gdzie jej miejsce, bo niewątpliwie jest to klub, który zasługuje na Ekstraklasę. I nie tylko na walkę o utrzymanie w niej, ale na mierzenie się o dużo ambitniejsze cele. Różnie jednak bywa w życiu. Jeśli druga strona, że tak powiem, „nie odwzajemni moich uczuć" i nie będzie widziała we mnie człowieka, który może pomóc w powrocie na należne Cracovii miejsce to niestety będziemy musieli szukać innego rozwiązania. Mam jednak nadzieję, że tak nie będzie, bo tak jak mówię: czuję się tutaj dobrze i teraz, gdy naprawdę czuję, że „wyszedłem na prostą" chciałbym tu zagościć jak najdłużej i pokazać na co mnie stać. Tak naprawdę niewiele miałem dotychczas okazji, żeby zaprezentować swoje umiejętności szerszemu gronu widzów. A myślę, że moje umiejętności są na tyle duże, że mogę pomóc zespołowi. Nie mówię, że będę miał niewiadomo jaki wpływ na grę zespołu, ale chciałbym po prostu spróbować i przekonać się o tym, czy mogę coś zmienić, czy jednak może czegoś brakuje.

    - Znamienne było to, że w drugiej połowie zagrałeś w środku pola obok Sebastiana Stebleckiego i Marcina Budzińskiego. Czasem ta Wasza trójka grała w Młodej Ekstraklasie, a dzisiaj zagraliście z kandydatem do tytułu Mistrza Polski i wcale nie wyglądaliście na ich tle najgorzej.
    - Myślę, że nie wglądało to jednak też do końca tak, jak sami byśmy sobie życzyli i tak, jak oczekiwał od nas trener. Wiadomo, że chcieliśmy wygrać. Po tym, jak pozytywnie zakończyliśmy pierwszą połowę meczu zamierzaliśmy się pokusić o niespodziankę. Choć dla mnie nie byłaby to niespodzianka, ponieważ widzę w tej drużynie ogromny potencjał. Wiadomo, że piłkarzy, którzy grają w Cracovii stać na zdecydowanie więcej, niż to, co pokazaliśmy w tym sezonie. Na tak słabe wyniki złożyło się wiele czynników, nad którymi nie ma co w tej chwili deliberować. Co do naszej trójki: życzyłbym sobie, żebyśmy taką trójką w środku pola operowali przez jak najdłuższy czas, bo zarówno z Sebastianem, jak i z Marcinem rozumiemy się dobrze na boisku i czujemy się dobrze w swoim gronie. Mam nadzieję, że takie zestawienie personalne składu będzie przynosiło Pasom jak najwięcej punktów w przyszłości.

    - Co powiedział Ci trener przed wejściem na boisko, a co po meczu?
    - Usłyszałem dziesiątki wskazówek przed wejściem. Chyba nawet trenerzy byli bardziej przejęcie faktem mojego debiutu i tym, że dzieje się to w meczu z drużyną pretendującą do tytułu Mistrza Polski. Starałem się skupić tylko i wyłącznie na powierzonych mi zadaniach. Nie myślałem o tym, o co gram i na jakim poziomie. Za każdym razem, gdy wychodzę na boisko to się z tego cieszę, bo mogę robić to, co kocham i staram się grać jak najlepiej. Wydaje mi się, że w jakimś stopniu udało mi się wypełnić to, czego oczekiwali ode mnie trenerzy. Wiadomo, że zawsze może być jednak lepiej i to jest to, czego od siebie oczekuję - ciągły progres. Staram się wysoko stawiać sobie poprzeczkę. Natomiast po zejściu z boiska, wydaje mi się, że odbiór tego, jak się zaprezentowałem dosyć ciepły. Od trenera Kafarskiego usłyszałem krókie słowo: „gratulacje", a pozostali trenerzy z uśmiechem, czy też z aprobatą komentowali mój występ. Starałem się pokazać, że się nie boję  i mam nadzieję, że tak to wyglądało.

    - Myślisz, że Twój występ jest jakimś sygnałem dla innych młodych chłopaków, który pokazuje, że jest dla nich perspektywa gry w Cracovii?
    - Chciałbym, żeby tak było: żeby wypożyczenia młodych zawodników z Cracovii przestały być, jak to dotychczas z reguły się działo, „biletem w jedną stronę", bo tak naprawdę nikt jeszcze nigdy nie wrócił z wypożyczenia po to, by zaistnieć na dłużej w pierwszej drużynie Cracovii. Ja tego wypożyczenia doświadczyłem dosyć wcześnie, bo jeszcze w ostatnim roku wieku juniorskiego, kiedy mogłem występować w juniorach, lub Młodej Ekstraklasie. Ja wówczas wolałem pójść taką drogą, żeby zaznać trochę tej seniorskiej piłki na poziomie drugoligowym. Wydawało się, że będę miał trochę szans na występy w Niebie Wągrowiec, ale wyszło jak wyszło, o czym już kiedyś opowiadałem. Faktycznie, chciałbym jednak, żeby ci zawodnicy, którzy przebywają na wypożyczeniach odebrali mój mecz z Ruchem jako pewien sygnał. To nie jest zresztą tak, że ich trzeba jakoś specjalnie motywować - ja znam tych chłopaków nie od dziś i wiem, że oni głęboko wierzą w to, że mogą zmienić obecną sytuację Cracovii. Nie mam wątpliwości, że oni mogliby tutaj pomóc - może nie wszyscy, ale na pewno wielu z nich. Zresztą od młodych zawodników nie trzeba oczekiwać, że wejdą do drużyny i odmienią jej oblicze - wystarczy, że taki zawodnik stara się pokazać z jak najlepszej strony, a koledzy pomagają mu w „wejściu do drużyny". To co mamy i to co umiemy trzeba „sprzedawać" w każdym występie.

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ