Dariusz Pawlusiński: Nieważne kto strzelił
Dariusz Pawlusiński rozpoczął spotkanie z GKS Bełchatów na ławce. Wszedł w 56 minucie i wniósł sporo ożywienia w szeregi Pasów. W doliczonym czasie gry zdobył, na spółkę z Marcinem Krzywickim zwycięskiego gola. Komu go zapisać?
- Kto zdobył trzecią bramkę dla Cracovii?
- Dorzuciłem piłkę w pole karne. Z tego co wiem Marcin Krzywicki mówi, że tej piłki nie dotknął. Ja sobie tę bramkę zaliczam (śmiech - przyp.). Była to po prostu wrzutka w pole karne. Przy 1:2 wierzyliśmy, że to spotkanie można zremisować, a że się udało wygrać, to już dar od Boga. Wierzyliśmy przed meczem, że możemy GKS pokonać. Gdybyśmy tak wszystkie mecze grali od początku jak dziś w ostatnich ośmiu minutach, to mielibyśmy więcej punktów niż osiem.
- Grałeś kiedykolwiek w takim spotkaniu?
- Ciężko mi coś powiedzieć. Nie przypominam sobie takiego meczu, żeby przegrywać dwoma bramkami i wygrać. Cieszymy się z tego bardzo. Każdy z nas uwierzy, że potrafi zwyciężać z teoretycznie lepszymi przeciwnikami. Myślę, że stanęliśmy na wysokości zadania.
- Miałeś też udział przy pierwszej bramce. Świetne podanie do Pawła Sasina...
- Wiadomo, że nie jest szczytem moich możliwości siedzieć na ławce rezerwowych. Walczę o nowy kontrakt i siedzeniem na ławce rezerwowych swojej sytuacji nie poprawię. Po wejściu starałem się pociągnąć zespół do przodu. Przegrywaliśmy i już nie było co bronić. Cieszę się, że ta zmiana w pewnym sensie się udała. Przy pierwszej akcji duża zasługa Pawła Sasina. Szkoda, że mój rzut wolny nie wszedł, byłby jedną z ładniejszych bramek jakie zdobyłem. Najważniejsze, że trzy punkty zostają w Krakowie, nieważne kto strzelił.