Epidemia, dzielna młodzież i "skandaliczna decyzja" - wspominamy wyjątkowy dwumecz z Radomiakiem w Pucharze Polski

    06.03.2025
    Epidemia, dzielna młodzież i  "skandaliczna decyzja"  - wspominamy wyjątkowy dwumecz z Radomiakiem w Pucharze Polski

    Próba normalnego funkcjonowania mimo epidemii choroby – to nie wstęp do tekstu wspominającego 5. rocznicę wybuchu pandemii koronawirusa, a obraz Cracovii, która w 2007 roku udała się na ćwierćfinał Pucharu Polski do Radomia. Przed sobotnim starciem Pasów z Radomiakiem przypominamy historię dwumeczu, który omal nie doprowadził do białej gorączki ówczesnego trenera Cracovii Stefana Majewskiego.

    Cracovia i Radomiak na poziomie Ekstraklasy spotkały się po raz pierwszy dopiero w 2021 roku, to w XXI wieku zmierzyły się w dwumeczu, którego stawką był półfinał Pucharu Polski. W sezonie 2006/2007 Cracovia trafiła na III-ligowego wtedy Radomiaka, który w drodze do tej fazy turnieju pokonał innych ówczesnych ekstraklasowiczów – Odrę Wodzisław Śląski i ŁKS Łódź. Główną rolę odgrywał wtedy Maciej Terlecki, sprowadzony do Radomia przed sezonem, którego gole w obu tych meczach decydowały o zwycięstwach 1:0. Cracovia w najlepszej ósemce zameldowała się po pokonaniu Widzewa Łódź i Zagłębia Lubin, które pół roku później sięgnęło po mistrzostwo kraju.

    Wielokrotnie ekstraklasowe kluby przekonywały się, że pucharowe mecze z dużo niżej notowanymi rywalami potrafią być sporą pułapką. Dla Pasów ta pułapka zaczęła się już przed meczem, bo w drużynie pojawił się wirus, który zdziesiątkował kadrę. Na treningach poprzedzających wyjazd do Radomia zabrakło aż 11 piłkarzy: Sławomira Olszewskiego, Marcina Cabaja, Arkadiusza Barana, Piotra Gizy, Marcina Bojarskiego, Tomasza Moskały, Dariusza Pawlusińskiego, Pawła Nowaka, Jacka Wiśniewskiego, Mateusza Jelenia i Mateusza Rzucidły. W skrócie – niemalże całej podstawowej jedenastki. Dodatkowo wiadomo było, że w meczu nie zagra pauzujący za czerwoną kartkę Łukasz Skrzyński, a tuż przed samym wyjazdem Paweł Szwajdych poinformował, że ma niemal 39 stopni gorączki. Sytuacja była na tyle poważna, że klub wysłał oficjalne pismo o przełożenie meczu, które jednak zostało odrzucone przez Wydział Gier PZPN.

    - To skandaliczna decyzja. Panowie urzędnicy z Wydziału Gier zdecydowali, że w ćwierćfinale Pucharu Polski mają zagrać juniorzy. Złamano tym postanowieniem zasadę fair play, zasadę równych szans. Zapomniano poza tym, że gra się dla kibiców, a w tym przypadku nie daje się ludziom szansy obejrzenia widowiska, w którym grają najlepsi aktorzy.  Niektórzy zawodnicy już wychodzą z choroby, ale są przecież osłabieni, niedoleczeni. Taki Jacek Wiśniewski nie trenował od tygodnia - i co, teraz ma od razu wyjść na boisko i grać?! Ja sam byłem niedysponowany przez dwa dni, szybko doszedłem do zdrowia, ale dlatego że nic w tym czasie nie robiłem – tak „Dziennik Polski” cytował wtedy wściekłego na całą sytuację trenera Stefana Majewskiego, który dodatkowo sam miał przebyć chorobę i z dziennikarzami rozmawiać „chrypiącym jeszcze głosem”.

    Sam trener zagrał nieco va banque, bo licząc na pozytywną odpowiedź władz PZPN, odwołał zaplanowany wyjazd do Radomia, więc drużyna musiała jechać na mecz nie dość, że w mocno okrojonym składzie, to jeszcze w ostatniej chwili. W autokarze znalazł się natomiast Bartłomiej Dudzic, którego zapytałem o wspomnienia z tamtej sytuacji. – Musiałem trochę sięgnąć pamięcią, żeby wygrzebać wspomnienia z tego meczu, ale tak, był wtedy duży wirus w szatni, sporo zawodników do Radomia nie pojechało. Sytuację dobrze oddaje też moja zmiana, bo zacząłem mecz na ławce, a wszedłem jeszcze w pierwszej połowie w miejsce Sebastiana Kurowskiego, który zgłosił, że zaczął bardzo źle się czuć – wspomina były napastnik Pasów.

    Sam mecz był w Radomiu wielkim świętem. Wspominałem o drodze Radomiaka do ćwierćfinału, to spotkanie było więc kolejnym etapem wyjątkowej przygody i widać to było też na trybunach. Mimo specyficznej pory rozgrywania meczu, w środę o 15:00, na starym jeszcze obiekcie przy Struga ciężko było znaleźć kawałek wolnego miejsca. - Było to na owe czasy naprawdę duże wydarzenie dla piłkarskiej społeczności Radomia i regionu, bo trzeba podkreślić, że Radomiak ma wielu kibiców w całym regionie. Stary stadion przy Struga 63 został wypełniony po brzegi i rzeczywiście żadną przeszkodą nie okazała się pora rozgrywania spotkania. Dla Radomiaka i jego sympatyków znów powiało dużym futbolem, nadzieje na wynik sportowy też były.  Meczem żyli przede wszystkim kibice. Po latach posuchy i jedynie kilku epizodach w ligach centralnych, Radomiak znów miał być klubem z ambicjami i pucharowy dwumecz z Cracovią miał być tego potwierdzeniem – w taki sposób Grzegorz Stępień z portalu RadomSport przybliża nam ówczesną radomską perspektywę.

    W bramce Cracovii w tym meczu wystąpił Marek Pączek, grający przede wszystkim w rezerwach, który łącznie zagrał 4 mecze w pierwszej drużynie, z czego pozostałe 3 w Pucharze Ligi. Do tego w składzie pojawili się także 18 i 19-latkowie: Tomasz Baliga, Karol Kostrubała, Łukasz Uszalewski, Sebastian Kurowski i wspomniany wcześniej Bartłomiej Dudzic, otoczeni bardziej doświadczonymi Tomaszem Wackiem, Michałem Karwanem, Krzysztofem Radwańskim, Markiem Basterem, Dariuszem Kłusem, Pawłem Wojciechowskim i Piotrem Banią. Tak złożona drużyna już od 7. minuty musiała odrabiać straty, kiedy po rzucie rożnym dla Radomiaka zdobył Marcin Pacan.

    Złe okoliczności dosyć szybko udało się jednak odwrócić, a swój wyjątkowy moment zaliczył Dudzic. – Wszedłem za Kurowskiego i w zasadzie w pierwszym kontakcie, a będąc szczerym to tak naprawdę na dwa kontakty, zdobyłem gola na 1:1. Cytując komentatora tego meczu, był to „taki farfocel” – wspomina.

    Po zmianie stron swoje gole dołożyli Kłus i Bania i przy tej całej masie niesprzyjających okoliczności Pasy zrobiły milowy krok do półfinału, mając w perspektywie rewanż w Krakowie. - Bardzo dużo ludzi przyszło dzisiaj na mecz zobaczyć naszą najlepszą drużynę. Musieliśmy grać i nie została tym samym zachowana zasada fair play. Nie wolno ludzi oszukiwać. To tyle odnośnie podjętej decyzji. Uważam ją za skandaliczną – po meczu trener Majewski dalej podkreślał swoje niezadowolenie, po chwili jednak wykorzystał moment, by pochwalić pasiastą młodzież. - Chciałbym pochwalić swoich młodych zawodników, ponieważ grali z ogromnym zaangażowaniem i chcieli koniecznie wygrać. Mimo szybkiej straty gola na początku meczu potem udało nam się zdobyć trzy bramki. Jestem z tego bardzo zadowolony – dodał.

    - W barwach Zielonych grało wówczas kilku zawodników z bogatą przeszłością, jak: Maciej Terlecki, Jacek Kacprzak, czy Zbigniew Wachowicz i rzeczywiście mecz zaczął się dla Radomiaka świetnie, kiedy po strzale Marcina Pacana, już w 5. minucie gospodarze objęli prowadzenie. Cracovia, nawet osłabiona, okazała się jednak zespołem po prostu bardziej dojrzałym, grającym do bólu skutecznie. Można żałować, ale wygrała drużyna posiadająca więcej jakości, po prostu lepsza – tak ten mecz wspomina z kolei Stępień.

    W rewanżu Cracovia, wzmocniona już zdrowym zawodnikami, dopięła formalności i po golu Piotra Gizy z rzutu karnego zapewniła sobie pierwszy po 45 latach półfinał Pucharu Polski, tam jednak odpadła po dwóch jednobramkowych porażkach z Groclinem Grodzisk Wielkopolski, a na zdobycie Pucharu trzeba było poczekać jeszcze 13 lat.

    - Emocji, przed, w trakcie, i po meczach, nie brakowało. Z drugiej strony, szybko trzeba było wracać do szarej, ligowej rzeczywistości i raczej nie można nazwać udanych występów w Pucharze Polski 2006/2007 jakimś przełomem w XXI-wiecznej historii Radomiaka – kończy radomską perspektywę Stępień. Ten przełom nastąpił w 2021 roku, wraz z awansem Radomiaka do Ekstraklasy, a w najbliższą sobotę przy Kałuży oba zespoły dołożą kolejną cegiełkę do wspólnej historii.

    Kamil Jagodyński

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ