Jakub Snadny: Jestem zły na siebie

- Po prostu zepsułem tę sytuację i całą winę biorę na siebie - przyznał Jakub Snadny po środowym spotkaniu ze Śląskiem Wrocław (0:1). 18-letni napastnik zmarnował doskonałą okazję przy stanie 0:0.
- Cracovia w rezerwowym składzie radziła sobie bardzo dobrze z niemalże najsilniejszym zestawieniem Śląska...
- Wyszliśmy na boisko bez żadnego respektu dla rywala. Zdawaliśmy sobie sprawę, że grają w silnym składzie, ale zdawaliśmy sobie również sprawę z tego, że jesteśmy młodzi. Musieliśmy zagrać na 110% procent i z podwójnym zaangażowaniem, by skutecznie przeciwstawić się doświadczonym zawodnikom Śląska.
- I to wam się udawało. Spodziewaliście się tego?
- To jest tylko piłka. Kibice przychodzą oglądać mecze, bo nie zawsze jest tak, że drużyna mająca lepszych zawodników wygrywa. Staraliśmy się walczyć i myślę, że to nam się udawało. Momentami Śląsk był lepszy, a momentami my mieliśmy sytuacje podbramkowe. Myślę, że spotkanie było wyrównane.
- Czuliście się pewniej wiedząc, że w bramce i w defensywie macie doświadczonych: Olszewskiego, Karwana, Radwańskiego, czy Milosevicia?
- Tak. To nam bardzo pomogło. Wiedzieliśmy, że nawet jeżeli coś nam nie wyjdzie, to mamy za swoimi plecami doświadczonych graczy. To jest bardzo ważne.
- Sytuacja z 79. minuty pewnie będzie ci się śniła jeszcze przez długi czas...
- Zgadza się. Myślę, że był to moment kulminacyjny tego spotkania. Jeżeli zachowałbym zimną krew i umieściłbym piłkę w siatce, to wygralibyśmy ten mecz i wywieźlibyśmy komplet trzech punktów z ciężkiego terenu. Była to nie stu, a dwustuprocentowa sytuacja. Jestem bardzo zły na siebie.
- Czego zabrakło?
- Nie szukam żadnych wytłumaczeń. Po prostu zepsułem tę sytuację i całą winę biorę na siebie.
- Na pocieszenie pozostaje fakt, że nie pobiłeś Vuka Sotirovicia, który z siedmiu metrów nie trafił do pustej bramki...
- (śmiech) Myślę, że po tym meczu mam coś wspólnego z napastnikiem Śląska. Takie okazje trzeba jednak wykorzystywać.
Rozmawiał Dariusz Guzik