Marcin Cabaj: Już wczoraj przeprosiłem...

- Bardzo mi zależało na tym, żeby drużyna pod wodzą nowego trenera zaliczyla jakąś zdobycz punktową i w tabeli poszła do góry. Mieliśmy chrapkę na trzy oczka, ale nie zdobyliśmy nawet jednego - mówi po meczu z Jagiellonią Białystok (0:2) Marcin Cabaj. Bramkarz Cracovii już w czwartej minucie otrzymując czerwoną kartkę osłabił swój zespół.
- Co poczułeś w czwartej minucie?
- (chwila zastanowienia) Na pewno krzywdzącą nas wszystkich sytuację. Wydawało mi się, że byłem wcześniej od tego zawodnika (Tomaš Pešír - przyp.) i był tam bardzo nikły kontakt. Nie było żadnego ataku na nogi, a jedynie smyrnął mnie po klatce piersiowej. To spowodowało jego upadek. Później widziałem, że ten sam zawodnik utrzymywał się przy piłce przy dużo gorszych wejściach innych graczy. Pokazał cwaniactwo boiskowe wykorzystując fakt, że wyszedłem z bramki i biegłem w stronę piłki.
- Za to zagranie ujrzałeś czerwoną kartkę...
- Szkoda, bo przy tej sytuacji była pozycja spalona, więc teoretycznie akcja nie powinna mieć miejsca. Z perspektywy całego spotkania muszę stwierdzić, że mogłem zostać w bramce.
- Czyli żałujesz podjętej decyzji?
- Po meczu już tak. Do przerwy jeszcze nie, bo liczyłem, że może uda nam się uzyskać korzystny wynik. Po spotkaniu chłopaki pytali się, czy nie mogłem się zatrzymać, ale to było niemożliwe. Biegłem na wariata, by wybić piłkę spod nóg, ale ta na moje nieszczęście zwolniła, przez co zawodnik Jagiellonii mógł sobie ją dziubnąć.
- Co zrobiłeś po zejściu z boiska?
- Oglądałem całą pierwszą połowę stojąc przy bramie obok boiska. Zmarzłem jak cholera...
- Nie miałeś kurtki? Czapki?
- Nie. Byłem tak rozgrzany i wściekły na to, co się stało, że przez trzydzieści minut nie było mi zimno. Później już tak. W przerwie poszedłem do szatni, wziąłem prysznic i obejrzałem drugą połowę.
- Ciężko grało się Cracovii bez jednego zawodnika...
- Zgadza się. Przez dłuższy okres czasu gra była równorzędna, ale z czasem chłopakom zaczęło brakować sił. Jagiellonia to wykorzystała, strzeliła bramkę, a potem dobiła nas drugą.
- Przebywałeś kiedyś tak krótko na boisku?
- Myślę, że to był pierwszy taki mecz... Ciężko mi o tym mówić... Bardzo mi zależało na tym, żeby drużyna pod wodzą nowego trenera zaliczyla jakąś zdobycz punktową i w tabeli poszła do góry. Mieliśmy chrapkę na trzy oczka, ale nie zdobyliśmy nawet jednego. Tego przed meczem się nie spodziewałem. Już wczoraj przeprosiłem trenera i kolegów z drużyny za to, że tak to wyszło.
Rozmawiał Dariusz Guzik