Marcin Krzywicki: My się cieszymy, oni płaczą
Marcin Krzywicki zdobył w piątkowy wieczór swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie. Miał swój udział w każdej akcji, która zakończyła się golem. Trener Jurij Szatałow wiedział, co robi wpuszczając go na boisko.
- Jak to było z tą trzecią bramką?
- Pobiegłem do przodu widząc nadlatującą piłkę. Ciężko mi powiedzieć, czy ją dotknąłem, czy nie. Po prostu minęła mnie, bramkarz nie wiedział jak się zachować. Najważniejsze to, co w sieci.
- Ustaliliście w szatni z Darkiem czyja to bramka?
- Rozmawialiśmy i ustaliliśmy, że była to jego bramka.
- Ale bramka na 2:2 była już twoja.
- Dostałem podanie od Radomskiego. Wyszedłem przed obrońcę i znalazłem się sam na sam. Sapela zrobił krok do przodu i dał mi do myślenia. W tym momencie nie wiedziałem, czy strzelać nad nim, czy uderzyć siłowo. Zdecydowałem się chyba na najlepsze rozwiązanie, uderzyłem siłowo i padła bramka.
- To twoja pierwsza bramka w Ekstraklasie.
- Tak. Czekałem na nią bardzo, bardzo długo, ale w końcu się udało. Fajnie, że w takim momencie.
- Będzie jakaś specjalna dedykacja?
- Dedykacja? Nie zastanawiałem się nad tym.
- Przy pierwszym golu też miałeś udział. Jak to wyglądało?
- Paweł Sasin pociągnął do linii i dośrodkował. Mnie udało się przeciąć zagranie. Nie wiem, czy odbiła się od bramkarza, czy od słupka. Bartek Dudzic był tam gdzie powinien i był gol.
- Przebywałeś na boisku dość krótko. Czy pamiętasz, kiedy w tak krótkim czasie udało się zdobyć trzy bramki, w których miałeś swój udział?
- Nie pamiętam. Najważniejsze są dziś trzy punkty. Cieszę się, że dostałem szansę od trenera. Punkty zostały w Krakowie.
- Wchodziłeś na boisko w trudnym momencie...
- Zgadza się, sytuacja nie była wesoła, ale my wierzymy w każdym momencie. Podchodzimy do każdego meczu skoncentrowani. Wiemy, że tego nie widać, że przegrywamy, ale wchodzimy na każdy mecz, aby go wygrać. Kiedy pojawiłem się na boisku, przegrywaliśmy 0:2, trener powiedział, że gramy dwójką z przodu, trójką w obronie. Moim zadaniem było strącać piłki z powietrza, a jak się uda to strzelić lub dograć. Na szczęście się udało.
To najbardziej dramatyczny mecz, w którym grałeś?
- Zdecydowanie tak. Przegrywać mecz do 85. minuty i wygrać? Widziałem twarze zawodników z Bełchatowa, leżeli i rozpaczali. Przegrać w takich okolicznościach - nie zazdroszczę, tym bardziej, że trzy punkty mieli już w kieszeni. My się cieszymy, oni płaczą.