Mateusz Jeleń: Pewne rzeczy doceniłem

  • Wywiady
20.11.2009
Mateusz Jeleń: Pewne rzeczy doceniłem
- Jeżeli człowiek coś ma, nie docenia tego zbytnio. Dopiero, gdy to straci, gdy spojrzy w przeszłość, pojawia się żal. I pustka, że czegoś zabrakło - przyznaje Mateusz Jeleń. Jeszcze pół roku temu 21-letni pomocnik Cracovii wałęsał się po szóstoligowych boiskach, teraz wyrasta na jednego z liderów drużyny Młodej Ekstraklasy i coraz poważniej puka do drzwi pierwszego zespołu „Pasów”.

- Jeżeli człowiek coś ma, nie docenia tego zbytnio. Dopiero, gdy to straci, gdy spojrzy w przeszłość, pojawia się żal. I pustka, że czegoś zabrakło - przyznaje Mateusz Jeleń. Jeszcze pół roku temu 21-letni pomocnik Cracovii wałęsał się po szóstoligowych boiskach, teraz wyrasta na jednego z liderów drużyny Młodej Ekstraklasy i coraz poważniej puka do drzwi pierwszego zespołu „Pasów”.

- Już w niedzielę kolejne Wielkie Derby Krakowa, choć rozegrane w Sosnowcu, w poniedziałek z kolei spotkanie Cracovii i Wisły w Młodej Ekstraklasie. Do którego pojedynku jesteś przygotowywany przez trenerów?
- Wydaje mi się, że chyba do tego drugiego. Pierwszej drużynie z całego serca życzę, aby te derby wreszcie wygrała. Wierzę, że ciężka praca wykonana w ostatnich dniach przyniesie skutek i w efekcie ten mecz nie będzie przegrany, a być może nawet chłopaki pokuszą się o zwycięstwo.

- Dlaczego myślisz, że nie masz szans na grę w niedzielnym spotkaniu? W sobotnim sparingu z Ruchem Chorzów – notabene z wiceliderem tabeli – zagrałeś nieźle, strzeliłeś nawet bramkę.
- Cieszę się, że zdobyłem tego gola i to z dwóch powodów. Po pierwsze, było to moje premierowe trafienie w barwach pierwszej drużyny.

- A po drugie?
- Niesamowicie motywuje to do dalszej pracy. A jeżeli chodzi o grę w niedzielnym meczu, to nie myślę o tym w kategoriach zagram – nie zagram. Skupiam się po prostu na ciężkiej pracy na treningach. Zostałem niesamowicie wyróżniony tym, że mogę ćwiczyć z pierwszą drużyną. Postawą na treningach chcę odwdzięczyć się za to trenerom.

- Odnoszę ostatnio wrażenie, że powoli dochodzisz do swojej optymalnej formy. Twoja pozycja w „Pasach” jest coraz mocniejsza, jeżeli nie w pierwszym zespole, to na pewno w Młodej Cracovii...
- Mogę być zadowolony z faktu, że jestem w jakiejś tam formie, choć z pewnością nie najwyższej. Wiem, że stać mnie jeszcze na dużo lepszą grę. Tu się powtórzę, ale strasznie ucieszyło mnie wyróżnienie w postaci treningów z pierwszą drużyną. Mogę na tym tylko skorzystać.

- A jeszcze pół roku trenowałeś w...szóstej lidze...
- Dokładnie w Prądniczance. Taki jest sport i taka jest piłka nożna. Różnie bywa. Raz jest się na górze, raz na dole, czasem nawet na samym dnie. Myślę, że ja tego dna sięgnąłem i najwyższa pora, aby się od niego odbić. Muszę nabrać wiatru w żagle i sprawić, aby to wszystko szło do przodu. Ile będę mógł, ile będę miał, tyle włożę w treningi z pierwszą drużyną.

- Miałeś obawy, grając w Prądniczance, że to już jest twój piłkarski koniec? Że już nie będziesz w stanie niczego w sporcie osiągnąć?
- Przyznam, miałem tego typu myśli. Bałem się, że może być już ciężko wrócić, nawet do Młodej Cracovii. Wracając do „Pasów” nie byłem w za dobrej formie fizycznej i psychicznej. Mimo to trener Sadko dał mi szansę i wydaje mi się, że ją wykorzystałem. Szkoleniowiec miał dużą rolę w tym, że byłem w stanie w jakimś stopniu się odbudować. Z każdym meczem moja wiara we własne umiejętności wzrastała i jest teraz dużo lepiej.

- Co w takim razie trzymało cię na duchu, gdy byłeś w tej szóstej lidze?
- Wiara, że jeszcze nic straconego. Duża w tym zasługa kolegów z Prądniczanki, którzy motywowali mnie i mówili, że to tylko mały przystanek i że będzie lepiej.

- Jak szło ci w tym zespole?
- Zagrałem w pierwszym meczu, a już w drugim złapałem kontuzję, którą leczyłem właściwie przez całą rundę. Można więc powiedzieć, że było to pół roku wyjęte z mojego piłkarskiego życia. Miałem za to czas na różne przemyślenia i muszę przyznać, że pewne rzeczy doceniłem. Gdy było się w kadrze meczowej lub treningowej Cracovii, nie doceniało się tego faktu. Nagle okazało się, że to straciłem, że nie wiadomo, czy to jeszcze kiedyś wróci. Na szczęście nie skreślono mnie, dostałem kolejną szansę. Teraz cholernie się to docenia. Każdy trening, każdy mecz, nawet w Młodej Ekstraklasie, traktuję się jako coś szczególnego.

- Twój przykład może być dobrą nauką dla innych piłkarzy...
- Powiem w ten sposób: jeżeli człowiek coś ma, nie docenia tego zbytnio. Dopiero, gdy to straci, gdy spojrzy w przeszłość, pojawia się żal. I pustka, że czegoś zabrakło.

- Dwa, trzy lata temu byłeś uważany za wielki talent. Myślisz, że jeszcze nic straconego?
- Zobaczymy. Przede wszystkim chciałbym to udowodnić samemu sobie, chcę pokazać, że naprawdę się da. Nawet gdy wpadnie się w dołek, jest szansa, by z niego wyjść. Trzeba po prostu wierzyć w siebie.

- Wróćmy do obecnej sytuacji. Czy dla was, młodych zawodników, poniedziałkowy mecz derbowy z Wisłą będzie zwykłym spotkaniem o punkty, czy raczej batalią inną niż wszystkie, spotkaniem szczególnym?
- Oczywiście to drugie. Mecze z Wisłą są najważniejszymi pojedynkami w całym sezonie. To ogromny prestiż. Fajnie by było, jakby obie drużyny Cracovii odniosły sukces w tych spotkaniach. W ostatnich latach dominowała raczej Wisła, mam nadzieję, że teraz to się zmieni.

- Jest szansa w poniedziałek na bratobójczy pojedynek? Jak wygląda sytuacja twojego brata w Wiśle (Kamil Jeleń ma 20 lat – przyp.)?
- Ostatni tydzień nie trenował, bo miał kontuzję. Wydaje mi się, że teraz wszystko jest już z nim w porządku, więc jest szansa, że ten pojedynek będzie. Mam nadzieję, że zakończy się on zwycięstwem mojej drużyny.

- Młodzieżowe derby zaczną się już w domowym zaciszu: w pokoju, w kuchni?
- Raczej nie. Obaj podchodzimy do tego bardzo spokojnie, choć jednocześnie cieszymy się, że taki pojedynek będzie miał miejsce.

- Aż nie chcę wierzyć, że nie będzie żadnego zakładu...
- (śmiech) Kiedyś, przy okazji derbów rozgrywanych na stadionie Wawelu, Młoda Cracovia przegrała, a ja musiałem postawić bratu pizzę. Mam nadzieję, że teraz będzie odwrotna sytuacja i że to on będzie musiał uszczuplić nieco swój portfel.

Rozmawiał Dariusz Guzik