Mateusz Klich: Bardzo chciałem strzelić bramkę

- O tym meczu powinniśmy jak najszybciej zapomnieć. Było, minęło. Cieszymy się, że przeszliśmy dalej, teraz trzeba powalczyć z Jagiellonią i przywieźć do Krakowa punkty - mówi Mateusz Klich. 19-letni pomocnik Cracovii dwukrotnie pokonując bramkarza Piasta Kobylin (w tym raz z rzutu karnego) walnie przyczynił się do awansu „Pasów” do 1/8 finału Remes Pucharu Polski.
- Cracovia w 1/8 finału Remes Pucharu Polski. Mecz z Piastem Kobylin nie był jednak spacerkiem..
- Wiedzieliśmy, że będą bardzo trudne warunki. Z reguły, gdy czwartoligowiec gra z drużyną z Ekstraklasy, motywuje się nie na 100, a na 200 procent. To się potwierdziło, było ciężko i konieczne były dopiero rzuty karne.
- Upływające minuty działały na korzyść gospodarzy, wy pewnie byliście coraz bardziej podenerwowani. Zamiast prowadzić 2:0, utrzymywał się wynik bezbramkowy, a co gorsza w 34. minucie Piast objął prowadzenie...
- Dokładnie. Po zdobyciu bramki przez gospodarzy każda minuta przybliżała ich do zwycięstwa. My chcieliśmy szybko strzelić wyrównującego gola, ale nie było łatwo. Piast stawiał nam duży opór.
- Ten opór pękł dopiero na kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry. Bramkarza Piast pokonałeś strzałem głową..
- Zgadza się. Pojawiłem się na boisku dziesięć minut wcześniej i trener ustawił mnie na pozycji zawieszonego napastnika. Bardzo chciałem strzelić bramkę i to mi się udało.
- Byłeś zaskoczony tym, że trener wprowadził cię do gry?
- Na ławce siedziało kilku zawodników, ale tak naprawdę z graczy ofensywnych byłem tylko ja i Łukasz Mierzejewski. Cieszę się, że trener postawił na mnie.
- Trener zaufał ci w tym meczu jeszcze raz - wskazał cię bowiem do wykonywania rzutu karnego...
- Przed wyborem zawodników do strzelania „jedenastek” trener podszedł do mnie i zapytał, czy chcę strzelać. Odpowiedziałem, że jak najbardziej.
- Przed tobą była duża odpowiedzialność...
- Zgadza się. Była lekka trema, ale udało mi się pokonać bramkarza. Celnie strzelali także pozostali nasi zawodnicy i w efekcie wygraliśmy.
- Sensacja była jednak bardzo blisko...
- Chcieliśmy strzelić jak najszybciej bramkę, najlepiej dwie, by nie doprowadzić do dogrywki, rzeczywistość okazała się jednak inna. W sobotę mamy już mecz w Białymstoku z Jagiellonią. Musieliśmy rozegrać aż 120 minut, jesteśmy więc zmęczeni.
- Powiedzenie mówi, że zwycięzców się nie osądza...
- O tym meczu powinniśmy jak najszybciej zapomnieć. Było, minęło. Cieszymy się, że przeszliśmy dalej, teraz trzeba powalczyć z Jagiellonią i przywieźć do Krakowa punkty.
- Tym występem zbliżyłeś się do miejsca w podstawowym składzie?
- To już pytanie do trenera. Ja z mojej strony robiłem wszystko, co było w mojej mocy.
Rozmawiał Dariusz Guzik