Mecz o tytuł Mistrza Polski

MECZ O TYTUŁ MISTRZA POLSKI
5 grudnia 1948
Cracovia - Wisła 3:1
Bramki:
0:1 Legutko
1:1 S. Różankowski
2:1 Szeliga
3:1 S. Różankowski
Sędzia: Julian Brzuchowski z Warszawy
W roku 1948 zmagania ligowe zakończyły się nietypowo: Cracovia i Wisła zdobyły identyczną ilość punktów, a w tej sytuacji - zgodnie z przepisami ówczesnego regulaminu rozgrywek - do wyłonienia Mistrza Polski potrzebny był jeszcze jeden mecz. Zwycięzca zgarniał całą pulę.
Spotkanie z grudnia 1948 przeszło do
historii: był to pierwszy i prawdopodobnie jedyny taki mecz, kiedy bezpośredni pojedynek
pomiędzy Cracovią, a Wisłą był zarazem barażem o prymat w kraju. Pojedynek na stadionie
Garbarni, gdzie wcześniej były już kilkukrotnie rozgrywane Wielkie Derby,
przyciągnął nieprzebrane tłumy kibiców - nie tylko z Krakowa, ale też z innych
rejonów kraju.
Wszyscy oni zostali świadkami sławnego po dziś dzień triumfu Pasów, które w
1948 roku zdobyły ostatni w swej dotychczasowej historii tytuł mistrzowski,
zwyciężając Wisłę 3:1.
DERBY 1948 W PRASIE
Relacja gazety „Piłkarz":
Cracovia mistrzem Polski
Tegoroczne rozgrywki ligowe zostały
zakończone finałowym spotkaniem dwóch najlepszych zespołów Polski: Cracovii i
Wisły, które przyniosło zasłużone i zdecydowane zwycięstwo Cracovii w stosunku
3:1.
Biało-czerwoni zwyciężając swojego najgroźniejszego rywala, zdobyli po raz
piąty w historii piłkarskich rozgrywek o mistrzostwo Polski zaszczytny tytuł
mistrza Polski. Po warszawskiej Polonii pierwszym powojennym mistrzu Polski i
Warcie, tym razem Kraków w trzecich po wojnie rozgrywkach o mistrzostwo Polski
został siedzibą nie tylko pierwszej, lecz i drugiej najlepszej drużyny
piłkarskiej.
Ten rzadki sukces zasługuje na specjalne podkreślenie i świadczy o tym, iż
Kraków będący kolebką piłkarstwa polskiego, jest dziś bezsprzecznie najlepszym
okręgiem w Polsce.
Okręg krakowski zdobył również po raz drugi cenne trofeum w postaci pucharu
Kałuży, dzięki zwycięstwu Łodzi nad Śląskiem w ostatnim spotkaniu z cyklu
rozgrywek pucharowych.
Sukces ten jeszcze bardziej podkreśla dominującą pozycję piłkarstwa
krakowskiego, którą z pewnością w przyszłości utrzyma.
Niezłomna wola zwycięstwa i skrajne poświęcenie zadecydowały...
Już od tygodnia Kraków żył tym meczem.
Zwycięstwo Cracovii nad Garbarnią i Wisłą nad Rymerem nie rozwiązało kwestii
mistrzowskiej. Obie drużyny zdobyły po 38 punktów i o tytule mistrza Polski
miał rozstrzygnąć trzeci decydujący mecz.
PZPN w porozumieniu z zainteresowanymi klubami wyznaczył boisko Garbarni na
teren „świętej wojny" a dniem decydującej batalii miała być niedziela 5
grudnia.
Data ta przejdzie do historii piłkarstwa polskiego, jako dzień wyłonienia w
bezpośrednim starciu pierwszego po wojnie mistrza Ligi, którym została
jedenastka Cracovii, po zwycięstwie nad Wisłą 3:1.
Gorączka przedmeczowa opadła w przeddzień zawodów. Obie drużyny przygotowywały
się starannie do tego wielkiego wydarzenia, kibice ufni w siły swoich zespołów
rozważali na zimno szanse swej drużyny i siły przeciwnika.
Ale w niedzielę już od rana dwa słowa: Cracovia i Wisła były na ustach
wszystkich.
Kilkunastotysięczny tłum sympatyków obu drużyn ciągnął od godziny ósmej na
boisko Garbarni w Ludwinowie, które już na pół godziny przed meczem zapełnione
było do ostatniego miejsca.
Uwagę widzów przykuła grupa kibiców Wisły z dużym sztandarem klubowym, stojąca
po lewej stronie boiska i dająca znać o sobie hałaśliwym trąbieniem i
dzwonieniem.
Punktualnie o godzinie 11-tej na lekko zamarznięte boisko wybiegła jedynastka
Wisły, prowadzona przez kapitana drużyny - Jurowicza.
W trzy minuty potem wychodzi arbiter spotkania inż. Brzuchowski z Warszawy w
asyście sędziów liniowych: p. Boskiego i Grabeca.
W minutę potem wybiega drużyna Cracovii z kapitanem zespołu - E. Jabłońskim na czele.
Krótkie przemówienie sędziego, po ceremonii losowania boisk i grę rozpoczyna
Wisła.
W pierwszej minucie sensacja
Kilka krótkich zagrań obu ataków, dwa
rzuty wolne, egzekwowane przez Wisłę, zamieszanie pod bramką Cracovii, ostry
daleki strzał Legutki i... 1:0 dla Wisły!
Oto pion pierwszej minuty gry... Zanosi się na sensację. Przy stałym aplauzie
swoich zwolenników, Wisła przeprowadza kilka ataków, lecz obrona Cracovii
zaczyna powoli „rozkręcać się" stopując wypady napastników „czerwonych".
Dopiero w 4-tej minucie nutujemy pierwszy groźny atak Cracovii. Kończy się on
na przedpolu bramkowym Wisły.
Mamoń ładnie wypuszcza w 5-tej minucie Gracza lecz łącznik Wisły stał na
pozycji „spalonej".
Centra Cichowskiego w 8-mej minucie staje się łupem Rybickiego.
Od 10-tej minuty atak Cracovii wspierany dokładnymi piłkami rozpoczyna szereg
akcji na bramkę Jurowicza.
Różankowki I grający na pozycji kierownika ataku, gubi na kilka kroków przed
bramką piłkę, a w chwilę po ten sam zawodnik wypuszcza niefortunnie Szeligę,
który nie dochodzi do piłki. Poświat i Szeliga w 14-tej i 16-tej minucie
marnują dwie dogodne pozycje.
Do dalekiego strzału Poświata w 21-szej minucie wybiega Jurowicz, który
pośliznąwszy się, omal nie przepuszcza piłki.
Dopingowana przez swoich zwolenników Wisła, otrząsa się z lekkiej przewagi
Cracovii i inicjuje kilka ataków na bramkę biało-czerwonych. Kończą się one
jednak na „żelaznym bloku" defensywy Cracovii, względnie kilka strzałów
napastników Wisły wyłapuje Rybicki.
Kilkuminutowy okres przewagi Wisły przynosi jej jedynie dwa niewykorzystane
rzuty rożne. Również i Cracovia uzyskuje dwa kornery w 26 i 29 minucie. Po tym
drugim następuje groźny moment pod bramką Wisły, wyjaśniony przez przytomnie
broniącego Jurowicza. W kontrataku „robi się gorąco" pod bramką Rybickiego, ale
sytuację wyjaśnia Jabłoński I, odbijając piłkę na róg.
W 31-szej minucie piękne zagranie całej piątki ataku Cracovii kończy się
wspaniałym woleyiem Poświata, który Jurowicz odbija z trudem ponad poprzeczkę.
Dwie bramki w jednej minucie
Nadchodzi 44-ta minuta pierwszej połowy.
Minuta, która rozstrzygnęła spotkanie na korzyść Cracovii.
Jabłoński II przechodzi z piłką na prawą stronę boiska, mijając kilku
zawodników, podaje prostopadle do Poświata, ten centruje, a nadbiegający
Różankowski II lokuje piłkę główką w siatce.
Tuż po rozpoczęciu gry
przez Wisłę przy piłce jest znów Różankowski II, który podchodzi z piłką do
linii pola karnego Wisły, przytomnie podaje nieobstawionemu Szelidze, a ten z
paru metrów płaskim, przyziemnym strzałem zdobywa drugą bramkę, powitaną przez
sympatyków biało-czerwonych burzą oklasków.
Zryw Wisły na minutę przed przerwą kończy się strzałem Gracza głową tuż koło
słupka.
Po przerwie
Wisła stawia wszystko na jedną kartę.
Pierwsze kilkanaście minut upływa na
nerwowej grze ataku czerwonych, którzy nie mogą sforsować tyłów Cracovii
próbuje pojedynczych wypadów.
Przedziera się z piłką Mamoń lub Gracz jednakowoż dochodzą oni tylko do linii
pola karnego, gdzie obrońcy lub pomocnicy Cracovii oddalają niebezpieczeństwo.
15-ta minuta drugiej połowy przynosi daleki strzał Różankowskiego I, obroniony
przez Jurowicza. Jabłoński II w 16-tej minucie rzucając się pod nogi będącemu w
dogodnej pozycji Cisowskiemu, ratuje przed pewną bramką. Rzut wolny z połowy
boiska egzekwowany przez Gędłka omal nie przynosi trzeciej bramki. Wysoki
„kozioł" wyłapuje z trudem Jurowicz.
W chwili gdy cała niemal drużyna Wisły po jednym z ataków skoncentrowała się
pod bramką Cracovii, wypad Różankowskiego II kończy się trzecią bramką,
strzeloną przytomnie przez prawego łącznika Cracovii.
Wisła mimo porażki - nie daje za wygraną, jednak zbyt nerwowo grający
napastnicy przestrzeliwują szereg dogodnych pozycji.
W 37-mej minucie Jabłoński I ratuje głową z samej linii bramkowej,
uniemożliwiając zdobycie przez Wisłę drugiej bramki.
Po przeciwnej stronie boiska tuż przed końcem omal nie pada czwarta bramka. Radoń
strzela z daleka ponad wybiegającym Jurowiczem, lecz piłka mija pustą bramkę i
wychodzi na aut.
Jeszcze kilka zagrań obu zespołów i sędzia zawodów odgwizduje koniec meczu.
Jak grały drużyny?...
Mecz był ciekawy, żywy i stał okresami na
bardzo dobrym poziomie, mimo ciężkiego terenu. Obie drużyny w walce o
największą stawkę dały z siebie maksimum wysiłku. O ile jednaka ofiarności i
ambicję Wisły oceniamy procentowo na 90 proc. to Cracovia wykonała plan
"ponad normę" z dużą nadwyżką.
W drużynie zwycięzców nie było bodajże słabego punktu, a atak białoczerwonych,
uchodzący dotychczas za najsłabszą linię Cracovii, rozegrał jedno z najlepszych
spotkań w sezonie. Zadziwili zwłaszcza swą pracowitością i ambicją bracia
Różankowscy, najlepsi w ofensywie zwycięzców.
Szeliga, Radoń i Poświat nie ustępowali wiele swym kolegom. Potrafili oni
powiązać żywiołowe ataki braci Różankowskich w harmonijną całość, piękną dla
oka - i co ważniejsze skuteczną.
O "żelaznym bloku ofensywy "białoczerwonych należałoby pisać w
superlatywach. Linia pomocy i obrony potrafiła nie tylko rozbijać ataki Wisły,
ale również wspomagać dokładnymi piłkami własny atak. B-cia Jabłońscy walczyli
o lepsze z Gędtkiem i Glimasem tak, iż wyróżnienie któregokolwiek z tych
zawodników byłoby krzywdzące dla pozostałych. Kaszuba dawał sobie skutecznie
radę z szybkim Mamoniem. Rybicki nieco więcej nerwowy niż w meczu z Garbarnią,
lecz na ogół wywiązywał się dobrze z trudnego zadania.
WISŁA - TO JEDYNIE POMOC
Linia ta ze środkowym Legutką na czele
pracowała niestrudzenie przez cały przeciąg meczu i chociaż w sumie ustępowała
pomocy Cracovii zasłużyła na dobrą notę. Obrona i atak zawiodły. Pierwsza
ponosi winę za trzy stracone bramki, a atak - za opieszałość i brak
zdecydowania. Strzelenie honorowej bramki przez pomocnika - dyskredytuje tę
linię całkowicie. Niezłe momenty mieli tylko Mamoń w pierwszej i Gracz w
drugiej połowie meczu. Natomiast Kohut i Cikowski całkowicie zawiedli.
Obrońcy nerwowością swa stwarzali groźne sytuacje pod własną bramką i wszystkie
trzy bramki mogą sobie oni zapisać na swoje konto. Jurowicz przy górnych
piłkach doskonały, natomiast przy obronie przyziemnych strzałów - mniej pewny.
Arbiter zawodów
inż. Brzuchowski z Warszawy nie miał
swego dnia.
Cracovia jednak zapomni na pewno szereg krzywdzących decyzji sędziego tym
bardziej, iż nie wypływały one ze złośliwości, ale raczej z niedopatrzenia.
Publiczności w tym ostatnim meczu sezonu ok. 20 tysięcy.
Pomeczowy komentarz Zygmunta Chruścińskiego, znakomitego przedwojennego zawodnika
Pasów (Echo Krakowa):
Kiedy przed dwoma
miesiącami napisałem, że mistrzem Polski może zostać Ruch albo Wisła - zaś
Cracovia tytułu tego nie zdobędzie - konkludowałem słusznie. Opierałem swoje
twierdzenie na tym, że Cracovię czekają najcięższe mecze na obcych boiskach z
przeciwnikami poważnymi, zaś forma ataku białoczerwonych nie pozwalała
przypuszczać na strzelenie dwóch lub trzech bramek, potrzebnych do zwycięstwa.
Artykuł mój wywołał - zwłaszcza w szeregach Cracovii, słuszne oburzenie, że jak
to? Członek klubu nie powinien ani tak myśleć, ani dopiero pisać - że jeszcze
nie koniec itd. Sama zaś drużyna piłkarska, zgrzytnęła tylko zębami i kapitan
wraz z kilku innymi zawodnikami spotkawszy się ze mną, powiedział mi dosłownie:
- A my panu pokażemy, że mimo wszystko mistrzostwo zdobędziemy. Będziemy „trawę
gryźli", wydamy wszystko ze siebie, a mistrzostwo musimy zdobyć!
Cieszyłem się z w duchu, że chłopcy takiej są myśli, a głośno powiedziałem
wówczas:
-Proszę bardzo, nie mam nic przeciwko temu, zróbcie mi na złość, zemścijcie
się. Będzie to najpiękniejsza zemsta, jaką z radością przyjmę. Tylko boję się,
że tego nie zrobicie!
Tygodnie mijały - Cracovia wygrywała i przegrywała. Jej groźny rywal Ruch,
odpadł po kilku meczach, została tylko najgroźniejsza rywalka Wisła, która
kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa, zbliżając się w szalonym tempie do czoła
tabeli, aż w końcu zrównała się punktami i lepszymi stosunkami bramek, weszła
na pierwsze miejsce w tabeli przed Cracovię.
I teraz rozgorzała szlachetna i piękna walka. Obie rywalki nie zetknęły się
bezpośrednio, lecz walczyły na obcych boiskach o drogocenne punkty. Cracovia
miała dużo cięższe zadanie, grała z poważniejszymi przeciwnikami..
Atak Cracovii - był jednak słabszą częścią drużyny. Starał się jak mógł
najlepiej - ale nie wychodziło nic. Formacje defensywne dosłownie harowały jak
lwy i oczekiwały na strzelenie bramek przez swój atak. Doszło wreszcie do
trzeciego spotkania. Białoczerwoni przygotowali się bardzo starannie i pilnie.
Byli spokojni i chcieli wygrać. Wyszli na boisko z silną wolą zwycięstwa, nie
lekceważąc silnego przeciwnika ani na chwilę. Wiedzieli o co walczą. Złoty
medal zdobyty na I. Igrzyskach Związków Zawodowych w Warszawie, obowiązywał do
największego wysiłku.
Chodziło również o pewnego rodzaju zemstę za artykuł odmawiający im możliwości
zdobycia tytułu mistrzowskiego.
I... wygrali! Wygrali w pięknym stylu - mszcząc się straszliwie na mnie. Zemścili
się do tego stopnia, że z radością i wzruszeniem, nie mogłem słowa wypowiedzieć
po skończonym meczu.
Gdy w szatni Cracovii gratulowałem zwycięstwa kapitanowi drużyny i
poszczególnym zawodnikom, usłyszałem gdzieś z kąta zjadliwe powiedzonko:
- Aleśmy się na panu zemścili!!!
------
Radość z odniesionego zwycięstwa nie pozwala na tłumaczenie się. Jako dawny
zawodnik Cracovii cieszę się, że klub mój znowu jest mistrzem Polski. Sposób
dopingu drużyny, był może za bardzo przykry. Przyznaję i... biję się w piersi.
Ale cel osiągnąłem - a to było dla mnie najważniejsze.
Zemścili się na mnie w sposób najszlachetniejszy, w sposób - w jaki może się
mścić każdy prawdziwy sportowiec.
Mecz ten do dziś wspominają z podobnym rozrzewnieniem co Zygmunt Chruściński wszyscy ci szczęśliwcy, którzy zjawili się w grudniowy dzień na boisku Garbarni. Spotkanie o tytuł, w którym Cracovia gra z Wisłą jest spełnieniem marzeń krakowskich kibiców. Spotkanie o tytuł, w którym Cracovia z Wisłą wygrywa jest legendą dla wszystkich, którzy w sercu noszą Pasy. Zwycięstwo na Garbarni to niepodważalna część ponad stuletniej tradycji, która do dziś przysparza drużynie z ulicy Kałuży nowych fanów.