Sebastian Steblecki: Tata chłodzi mi głowę

- Co do sodówki to na razie mi ona nie grozi, bo by ją mieć to trzeba być naprawdę wielkim piłkarzem i zarabiać ogromne pieniądze, które mogą do tego doprowadzić. Ja staram się być skromnym, a oprócz tego tato chłodzi mi codziennie głowę i dba by mi nie odbiło - śmieje się Sebastian Steblecki, który w ostatnich tygodniach wdarł się przebojem do pierwszej drużyny Pasów.
- Jak zostałeś przyjęty przez starszych
kolegów?
- Bardzo dobrze. Oczywiście jak jest się najmłodszym
piłkarzem w drużynie, to inni jakiś żart ci zrobią. Czasami jakieś żartobliwe
docinki się zdarzają. Nadal do mnie należy noszenie sprzętu. Muszę się jeszcze
trochę zestarzeć i poczekać na młodszych kolegów by im przekazać torby ze
sprzętem. To jest normalne, każdy młody zawodnik przez coś takiego przechodzi.
Wszyscy są dla mnie bardzo sympatyczni i wydaje mi się, że tworzymy bardzo
fajną grupę. Teraz tylko pozostaje nam polepszyć wyniki sportowe i wszystko
będzie OK.
- Czy nie ciąży Ci nazwisko Steblecki?
- Wiele razy pojawiała się już ta kwestia. Z jednej
strony jestem dumny, że jestem synem legendy Cracovii, ale niektórzy mogą
mówić, iż właśnie z racji jego osoby gram w Cracovii. Ja chciałbym jak
najszybciej się od tego odciąć, udowodnić, iż gram w Cracovii, bo na to
zasłużyłem. Chciałbym, by ludzie mnie postrzegali nie jako syna legendarnego
hokeisty Romana Stebleckiego, tylko jako Sebastiana Stebleckiego -
pełnoprawnego piłkarza Cracovii, który na swoją pozycję zapracował własnymi
siłami.
- To może należałoby zmienić numer na
koszulce?
- Chyba nie, bo od zawsze grałem z siedemnastką
(śmiech). Chociaż przez pewien czas zastanawiałem się, czy gdy uda mi się
zagrać w drużynie seniorskiej to nie odwrócić tej liczby na 71, bo czasami się
zdarza, że dany numer może być w drużynie zajęty. Miałem jednak szczęście, że
gdy wybierałem numer, to „siedemnastka" była akurat wolna. Idealnie wszystko
zgrało się w czasie, widocznie tak miało być.
- Na nowych butach masz wyhaftowaną
siedemnastkę. Dla niektórych może to być przejaw początku tak zwanej „sodówki".
Czy ta przypadłość Ci nie grozi?
- Bruno Żołądź ma zaprzyjaźniony sklep, gdzie można
sobie zamówić buty, jak to się mówi, spersonalizowane, czyli z napisem -
imieniem, motto czy numerem. Zanim jednak zdecydowałem się na ten krok
zastanawiałem się jak inni ludzie będą to postrzegać i obawiałem się właśnie,
czy nie zostanie to skwitowane, że młody chłopak wszedł do pierwszej drużyny,
to zaczyna mu odbijać - nie kopnął jeszcze piłki porządnie, a już mu się
poprzewracało w głowie. Dla mnie to jest taki drobiazg, który jest spełnieniem
chłopięcych marzeń, bo jako młody chłopak często oglądałem znanych piłkarzy w butach
specjalnie dla nich szytych oraz jakimś napisem i marzyłem, by takie mieć.
Teraz już mam. Co do „sodówki" to na razie mi ona nie grozi, bo by ją mieć to
trzeba być naprawdę wielkim piłkarzem i zarabiać ogromne pieniądze, które mogą
do tego doprowadzić. Ja staram się być skromnym, a oprócz tego tato chłodzi mi
codziennie głowę i dba by mi nie odbiło (śmiech).