110LatCracovii: Trzeba być pół-rzeźnikiem i pół-baranem

"Prestiż? Ten jest zawsze, gdy grają "Biała Gwiazda" i "Pasy", ale dzisiaj prócz niego na szali położone będzie z jednej strony mistrzostwo Polski dla Wisły, a z drugiej pewne utrzymanie w ekstraklasie dla Cracovii" - pisała Gazeta Krakowska. Sąsiadka zza Błoń jeszcze tego samego dnia mogła świętować tytuł, ale jedynym scenariuszem, który gwarantował jej tytuł, była wygrana, przy jednoczesnej porażce "Kolejorza" w Chorzowie.
Z uwagi na trwającą przebudowę obiektu Cracovii przy Józefa Kałuży 1, spotkanie, jak cała runda, zostało rozegrane na "Suchych Stawach", czyli domowym obiekcie Hutnika Nowa Huta. I choć zainteresowanie meczem, zarówno ze strony przedstawicieli mediów, jak i przede wszystkim kibiców, sięgało zenitu, trybuny zapełnił komplet "jedynie" 5 tysięcy, w tym 300 kibiców rywalki zza miedzy. "O ile podopieczni Oresta Lenczyka nie musieli wygrać, by zostać w Ekstraklasie, to potknięcie mogło bardzo dużo kosztować piłkarzy Henryka Kasperczaka, którzy liczyli na to, że w równolegle toczącym się meczu Ruch odbierze w Chorzowie punkty Lechowi Poznań" - pisali dziennikarze portalu Onet.pl .
Początek spotkania zwiastował niespodziankę - pierwsze minuty pierwszej połowy sparaliżowani sporym ryzykiem straty punktów Wiślacy, zwyczajnie przespali. Prowadzone przez Oresta Lenczyka "Pasy" prowadziły grę, ale "dopiero w 29. i 30. minucie najpierw Bartosz Ślusarski strzałem z dystansu i Radosław Matusiak uderzeniem z linii 16 metrów zmusili do interwencji bramkarza gości Marcina Juszczyka." - relacjonował portal Terazpasy.pl . Później inicjatywę przejęli rywale, a w 40. minucie nawet trafili do bramki - po strzale Arkadiusza Głowackiego po rzucie rożnym. Sędzia Dawid Piasecki wątpliwości jednak nie miał, bo jednocześnie faulowany był bramkarz Cracovii Łukasz Merda. Do końca pierwszej części okazję mieli jeszcze "Pasiacy" , ale strzał Wasiluka bez kłopotów wybronił bramkarz "Białej Gwiazdy".
"Druga połowa przyniosła dramaturgię godną filmów grozy i będzie przez krakowskich kibiców wspominana latami" - pisała Interia.pl. I faktycznie, to dzięki wydarzeniom z końcówki tego spotkania, kibice Cracovii będą do derbów z 2010 roku wracać będą jeszcze bardzo długo. Zaczęło się od bramki dla Wiślaków, którzy mieli podwójne powody do radości - remis 1:1 Lecha w Chorzowie sprawiał, że przy utrzymaniu tych wyników już 10 minut później mogli świętować mistrzostwo.
Kolejne minuty potwierdziły, że tak niesamowite, pełne zwrotów akcji scenariusze, pisze tylko sport. "Na zegarze była 93 minuta, wydawało się, że gospodarze zmarnowali swoją ostatnią szansę" (Interia). W ostatnich sekundach faulowany w środku pola był jednak Mateusz Klich, a do rzutu wolnego tradycyjnie poszedł Alexandru Suvorov. Kibice na stadionie i przed telewizorami wstrzymali oddech. Piłka wpadła w okolice środka pola karnego, co najmniej dwa metry od najbliższego gracza Cracovii. Był tam jednak stoper Wisły, Mariusz Jop.
Takiego strzału nie powstydziłby się z pewnością...Miroslav Covilo. Piłka po główce doświadczonego defensora wzbiła się w powietrze i niczym "opadający liść" spadła tuż pod poprzeczkę bramki kompletnie skonfundowanego Marcina Juszczyka. Sędzia nie nakazywał nawet wznowienia od środka boiska. Ostatni gwizdek oznaczał remis, który dawał utrzymanie "Pasom" i początek dramatu Wisły Kraków. Chwilę później radość kibiców zamieniła się w prawdziwą euforię - po niemniej kuriozalnej bramce w doliczonym czasie gry, zwycięstwo w Chorzowie odniósł zaprzyjaźniony Lech Poznań. Wygrana "Kolejorza", przy remisie Pasów oznaczało, że na kolejkę przed końcem ówcześni podopieczni...Jacka Zielińskiego, wyszli na 1-punktowe prowadzenie. Nie oddali go już do końca, po 17 latach przerwy świętując Mistrzostwo Polski. "Hitchcock by tego nie wymyślił? Tego, co stało się wczoraj na stadionie Hutnika nie wymyśliłby nie tylko on, ale i Spielberg, Lucas i Cameron razem wzięci." - podsumowywała Gazeta Krakowska.
Najbardziej niezwykłej oceny spotkania (przyznajmy - spodziewanie) dokonał jednak sam Orest Lenczyk: "To taki zawód, że jest się albo rzeźnikiem, albo baranem. Dziś byłem pół-rzeźnikiem i pół-baranem, bo gdy Wisła prowadziła, różki zaczęły mi rosnąć".
Krzysztof Dąbrowa, na podstawie materiałów serwisów Wikipasy.pl i Terazpasy.pl