Bartosz Ślusarski: Potrafiliśmy zagrać do końca

    13.11.2010
    Bartosz Ślusarski: Potrafiliśmy zagrać do końca
    - Widać było naszą dużo lepszą grę, która napawa optymizmem. Wreszcie graliśmy w piłkę – mówi po piątkowym pojedynku z Widzewem Łódź (2:2) napastnik Cracovii, Bartosz Ślusarski.

    - Widać było naszą dużo lepszą grę, która napawa optymizmem. Wreszcie graliśmy w piłkę - mówi po piątkowym pojedynku z Widzewem Łódź (2:2) napastnik Cracovii, Bartosz Ślusarski.

    - Bartek, co można myśleć po takim spotkaniu?

    - Powiem krótko i zwięźle: widać było naszą dużo lepszą grę, która napawa optymizmem. Wreszcie graliśmy w piłkę. Mieliśmy jednak mieszane uczucia po końcowym gwizdku. Bo najpierw się wygrywa, później z czasem bierze się remis, skoro jest 1:1, ale gdy ma się rzut karny, a do tego zawodnik Widzewa dostaje czerwoną kartkę, to myśli się o ewentualnym prowadzeniu 2:1. Taki wynik dałby nam zwycięstwo i to w dodatku na wyjeździe. Zamiast bramki dla nas, to my tracimy gola i wszystko układa się tak, jak dotychczas. A jednak zdołaliśmy strzelić bramkę na 2:2. Był to taki mały bodziec, że jednak coś się zmieniło, że nie ma tego pecha, który towarzyszył nam w niektórych meczach, jak choćby w tym z Legią Warszawa (1:2). Potrafiliśmy zagrać do końca. Oczywiście wynik nie może mnie satysfakcjonować, ale gra - nie mówię, że moja, bo nie czułem się najlepiej - była dużo lepsza, niż w ostatnich meczach.

    - Ten remis to bardziej utrata dwóch punktów, niż zdobycie jednego?

    - Myślę, że tak. Wydaje mi się, że do przerwy byliśmy zespołem lepszym. W drugiej połowie to jednak Widzew przejął inicjatywę, ale przy słusznie podyktowanym rzucie karnym po faulu na Mateuszu Klichu dostaliśmy szansę na zdobycie bramki. Nie strzeliliśmy. Patrząc przez pryzmat choćby tej sytuacji, remis jest utratą dwóch punktów. Gdybyśmy zdobyli tego gola, grający w dziesiątkę Widzew pewnie już by się nie podniósł.


    - Jakie były założenia taktyczne trenera Szatałowa na to spotkanie? Na pewno gra pressingiem, bo tę było widać na boisku. Co jeszcze?

    - Zupełnie inna praca w momencie, gdy nie mamy piłki, gdy musimy walczyć o jej odbiór. Trener bardzo nie lubi, gdy zawodnik - obojętnie z jakiej formacji - nie wróci po stracie. Takie coś zdarzało się choćby w meczu z Wisłą - potem swoje się nasłuchaliśmy. W spotkaniu z Widzewem gdy ktoś zaliczył stratę, nieważne, ile miał sił, wracał do swojego sektora. Tak to powinno wyglądać. To o defensywie. W ofensywie widać przede wszystkim jedną zmianę - nie gramy długiej piłki, gdy nie ma takiej konieczności,. Oczywiście czasami to się zdarza, ale przeważnie gramy jednak piłką, wymieniamy dużo podań. Nie boimy się grać przez środkowych pomocników. To przyniosło pewien efekt. Na razie nienajlepszy, ale...

    - Wspomniałeś, że nie czułeś się najlepiej w tym spotkaniu, Gol na 1:0 był jednak twoim majstersztykiem. Nie szukałeś podania, a sam - jak rasowy snajper - wykończyłeś akcję...

    - Dostałem dobrą piłkę od Saidiego, bałem się, że spalę tę okazję, ale zobaczyłem, że bramkarz biegnie "na dzika". Lekko wypuściłem sobie piłkę, co prawda bramkarz dotknął mnie, jednak nie chciałem się kłaść. Wziąłem futbolówkę na zamach na lewą nogę, po czym dostrzegłem Radka Matusiaka. Widziałem jednak, że obrońca jest coraz bliżej niego. Bałem się, że gdy dogram, ten zawodnik może go uprzedzić. Zdecydowałem się na strzał. Nie miałem zbyt wiele miejsca, ale piłka wpadła idealnie. Cieszę się z tego.

    - Gdyby arbiter zastosował przywilej korzyści w sytuacji z 80 minuty, objęlibyście prowadzenie, bowiem piłka po akcji Mateusza wturlała się do bramki. Chwilę później Radosław Matusiak spudłował z rzutu karnego..

    - Szkoda. Sędzia chyba nie miał na co czekać, bo faul był taki, że musiał natychmiast gwizdać rzut karny.

    Rozmawiał Dariusz Guzik.