Czy zyska stopień słynnej 17-stki?

    18.08.2013
    Czy zyska stopień słynnej 17-stki?
    - Wsparcie kibiców, jest dla nas najważniejsze w tych dobrych i złych dla nas momentach. Niesamowite jest to, że są z nami bez względu na to, jaki będzie wynik meczu – mówi Sebastian Steblecki. Zapraszamy do lektury wywiadu z zawodnikiem „Pasów”.

    - Wsparcie kibiców, jest dla nas najważniejsze w tych dobrych i złych dla nas momentach. Niesamowite jest to, że są z nami bez względu na to, jaki będzie wynik meczu - mówi Sebastian Steblecki. Zapraszamy do lektury wywiadu z zawodnikiem „Pasów".


    Twój tata (były hokeista Cracovii - przyp. red.) musi byś z Ciebie dumny. Opowiedz, czemu wybrałeś piłkę nożną, a nie hokej na lodzie?

    - Dla Taty było to oczywiste, że pójdę jego śladami i będę uprawiał sport. Już, jako mały chłopak, odwiedzałem z nim lodowisko, mogłem zobaczyć jak to wszystko wygląda od środka. Z czym to się je. Tak samo było z piłką. Została kwestia wyboru, na początku nie wiedziałem, ale wspólnie z tatą doszliśmy do wniosku, że polski hokej nie jest dobrze rozwinięty, nie mamy mocnej bazy, by się w tym kierunku rozwijać, niskie rankingi itp. A piłka? Też nie jesteśmy zbyt wysoko, ale nie ma takiej przepaści, jak w przypadku hokeja. Jest mnóstwo polskich zawodników, którzy grają w światowych klubach, przede wszystkim są większe możliwości. Chyba te czynniki pozwoliły na dokonanie takiego wyboru.

    Masz już na swoim koncie kilka dobrze zagranych spotkań i mnóstwo wyczerpujących treningów. Czy po tych wszystkich godzinach na siłowni i na murawie zrodziła się miłość, czy przywiązanie do piłki?

    - Myślę, że to i to. Pasja, która jest ze mną przez całe moje jeszcze krótkie życie, którego nie wyobrażam sobie inaczej. Można powiedzieć, że od małego byłem tak zaprogramowany - rano wstawałem i wszystko kręciło się wokół tego, że wieczorem mam trening. Każdego dnia towarzyszyło mi pragnienie wejścia na boisko, tego by dać z siebie jak najwięcej i nauczyć się czegoś nowego. To wszystko cały czas się nakręca, każdego dnia chce mi się coraz bardziej. Dlatego wydaje mi się, że to przywiązanie i miłość na całe życie.

    - Powiedz jak to jest, gdy z murawy słyszysz szalejących kibiców. Gdy pada wasza bramka, wszyscy skaczą, klaszczą i śpiewają hymn? Jak to jest, gdy musisz skupić się na piłce, podczas gdy słyszysz tych wszystkich ludzi dookoła?

    - Najmocniejszy jest hymn, który wcześniej nie miał dla mnie tak wielkiego znaczenia, bo to nie jest zwykła piosenka, która sobie leci podczas meczu, to pieśń wszystkich kibiców! Gdy zaczynają ją śpiewać, ja mam taki moment, że jeszcze widzę i słyszę, co dzieje się na trybunach i gdy jest taka jedna zwrotka, (której żaden kibic Cracovii nie może sobie odpuścić), podśpiewuję razem z nimi (uśmiecha się Sebastian), ale już od momentu gwizdka, ciałem i  duchem jestem przy piłce. Wsparcie kibiców, jest dla nas najważniejsze w tych dobrych i złych dla nas momentach. Niesamowite jest to, że są z nami bez względu na to, jaki będzie wynik meczu.



    Jest to już, pewna odpowiedzialność, nawet nie za samego siebie, ale za kolegów z drużyny, za Prezesa, za ludzi, którzy tutaj pracują i przede wszystkim też za kibiców. Nie gracie już tylko dla siebie, gracie dla nich.

    - To prawda, masz w głowie tę świadomość, że kibice oczekują wygranej, że bardzo by tego chcieli. Jeszcze za nim zacząłem grać, chodziłem na mecze Cracovii, gdzie drużynie dość często zdarzało się przegrywać. Był tylko jeden moment, II runda, gdzie za trenera Szatałowa chłopaki odnosili zwycięstwa. Ktoś, kto jest bardzo związany z klubem, liczy na to, że jego ukochana drużyna wygra i to mu poprawi humor. A gdy drużyna przegrywa, to ma przełożenie na to, jak człowiek funkcjonuje. Tak samo, jest z zawodnikami, gdy wygrywamy, od razu mamy nową energię i pozytywne nastawienie do życia i działania, niż gdy tracimy czas i kolejne bramki przegrywając.

    Widzę, to sama po sobie. Pierwsza połowa z Ruchem Chorzów, niesamowicie chaotyczna, nieprzemyślana i niepewna. Co było nie tak? Dlaczego trzymacie kibiców tak długo w niepewności i wciąż dopiero w drugiej połowie udowadniacie, że jesteście dobrą drużyną?

    - Nie wiem, skąd to wychodzi. Przed każdym meczem zakładamy sobie, że gramy jak najlepiej potrafimy już od początku spotkania. Wiadomo, że każda z drużyn już w pierwszej połowie chciałaby zrobić dobrą podbudowę pod wynik. Przez ostatnie spotkania niestety to się nie udawało. Zazwyczaj przez pierwszą połowę męczymy się i wygląda to źle, a dopiero gdzieś w trakcie drugich 45 minut odrabiamy straty. Bardzo byśmy chcieli, żeby ludzie myśleli i widzieli, że o wygranej decyduje nasza dobra taktycznie gra, a nie przypadek. Dlatego, walczymy do końca.

    Moment, gdy pada bramka...

    - Ta chwila jest uzależniająca, tym bardziej wtedy, gdy wiesz, że coś daje. Niesamowite uczucie i niesamowita radość.

    Kazimierz Węgrzyn z Canal+ uważa, że masz coś w sobie, że trzeba się Tobie przyglądać. Imponujesz balansem ciała i odwagą wejścia do przodu. Twoja recepta na sukces i na takie opinie?

    - Ciężko mi coś na ten temat powiedzieć. Człowiek nigdy w ten sposób nie analizuje samego siebie...  To kwestia tego, by cały  czas pracować nad sobą. A indywidualne umiejętności? Każdy z nas ma coś takiego, chodzi o to, by w odpowiednim momencie je jak najlepiej sprzedać i żeby to się przekładało na pozytywne opinie kierowane nie tyle pod swoim adresem, a całej drużyny. Mnie nie dano szybkości, dlatego bazuje na innych rzeczach. Każdy nadrabia tym ,co ma w sobie najlepsze, przez co się dopełniamy.

    A, co robisz po meczach?

    - Staram się efektywnie spędzać czas. Lubię grać w billarda, na który często wychodzę z przyjaciółmi. Przyznam się, nie jestem na pewno maniakiem, ale lubię grać w różnego rodzaju gierki internetowe. Oprócz tego, lubię długi spacer po Bulwarach Wiślanych.

    I takich właśnie relaksacyjnych spacerów życzę Ci więcej. Chwili zatrzymania i odpoczynku. Dziękuje za rozmowę.

    - Również dziękuje.

    Magdalena Bodurka

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ