Dariusz Pasieka: Coś znów zaczęło się zacinać

  • Wywiady
05.03.2012
Dariusz Pasieka: Coś znów zaczęło się zacinać
- Na początku tego sezonu Cracovia przegrała pięć pierwszych spotkań na własnym obiekcie. Po moim przyjściu i wielu rozmowach z zawodnikami udało się odczarować ten stadion. Po pamiętnej porażce z Lechem 0-3, przez pięć kolejnych spotkań u siebie byliśmy niepokonani. Dwa mecze wygraliśmy i trzy zremisowaliśmy. Teraz coś znowu zaczęło się zacinać. Sam cały czas nad tym myślę i szukam przyczyny tego stanu rzeczy – mówi szkoleniowiec Pasów.

- Na początku tego sezonu Cracovia przegrała pięć pierwszych spotkań na własnym obiekcie. Po moim przyjściu i wielu rozmowach z zawodnikami udało się odczarować ten stadion. Po pamiętnej porażce z Lechem 0-3, przez pięć kolejnych spotkań u siebie byliśmy niepokonani. Dwa mecze wygraliśmy i trzy zremisowaliśmy. Teraz coś znowu zaczęło się zacinać. Sam cały czas nad tym myślę i szukam przyczyny tego stanu rzeczy - mówi szkoleniowiec Pasów.

- Panie Trenerze, proszę już na chłodno skomentować piątkową porażkę.
- Przed meczem liczyło się dla nas tylko zwycięstwo. Niestety zagraliśmy słaby mecz. Brakowało nam agresywności w grze. W tym elemencie przeciwnik nas przewyższał. Zawiedliśmy kibiców i siebie. Cały czas analizuję tę porażkę i zastanawiam się gdzie popełniliśmy błędy. Ja nadal wierzę w ten zespół i uważam, że każdy z zawodników po zastanowieniu się nad swoją postawą i zrobieniu rachunku sumienia, w piątek da z siebie wszystko. Teraz nie pozostaje nam nic innego jak wygrać w Łodzi i tym samym zmyć plamę porażki w ostatnim spotkaniu.

- Wielu dziennikarzy było zaskoczonych składem personalnym, jakie wystawił trener Hapal. Czy te roszady miały jakiś wpływ na wynik.
- Mnie to nie zaskoczyło, bo wiedzieliśmy, że Rymaniak będzie pauzował za kartki i w jego miejsce zagra Widanow, a na środku obrony Horvath. I ten zawodnik rozegrał najlepsze spotkanie odkąd przyszedł do Lubina. Ofiarą meczu w Bielsku padł Hodur, który był tam najsłabszym ogniwem zespołu. Za niego wystąpił Rachwał, który jest bardzo doświadczonym zawodnikiem i pozwolił im założyć wyższy, skuteczny pressing.

- Najbliższe dwa mecze zagracie na wyjeździe. Może poza swoim stadionem zawodnicy nie będą odczuwać aż tak bardzo wiążącej nogi presji i przywiozą stamtąd punkty?
- Jest to zastanawiające, bo w większości przypadków własny stadion dla zespołu jest dodatkowym atutem. Na początku tego sezonu Cracovia przegrała pięć pierwszych spotkań na własnym obiekcie. Po moim przyjściu i wielu rozmowach z zawodnikami udało się odczarować ten stadion. Po pamiętnej porażce z Lechem 0-3, przez pięć kolejnych spotkań u siebie byliśmy niepokonani. Dwa mecze wygraliśmy i trzy zremisowaliśmy. Teraz coś znowu zaczęło się zacinać. Sam cały czas nad tym myślę i szukam przyczyny tego stanu rzeczy.

- Może drużynie, albo poszczególnym zawodnikom przydałyby się seanse z psychologiem?
- Jedna taka rozmowa z psychologiem piłkarza nie odmieni. Potrzebowalibyśmy serii takich spotkań, a na to czasu nie ma w tej chwili. Zresztą ja uważam, że najlepszym dla nas psychologiem byłoby zwycięstwo w najbliższym meczu, które na pewno odmieniłoby zawodników i dodało im wiary w siebie.

- To w takim razie może warto byłoby zabrać drużynę na mecz hokeistów w Krakowie?
- Jest to bardzo ciekawy pomysł. Każda tego typu rzecz wzmaga tzw. „team spirit". Jeśli terminy pozwolą to wybierzemy się, by obejrzeć i dopingować klubowych kolegów.

- Wracając do piłkarzy: czego tej drużynie brakuje? Może szczęścia? Trener Roháček ostatnio przyznał, iż jest to bardzo ważny element wpływający na końcowy rezultat spotkania.
- Szczęście jest ważne, jednak ważniejsze od niego jest obiektywna ocena zachowań zawodników podczas meczu przez arbitra. Nie wiem skąd to się bierze, ale nie grając brutalnie, ani nazbyt ostro jesteśmy najczęściej karaną drużyną. Zawodnicy gdzieś w podświadomości mają, iż każde twardsze ich wejście w przeciwnika będzie karane kartką i mogą osłabić zespół. Parafrazując z terminologii motoryzacyjnej: przez to grają na niższym, niż mogliby, biegu. A przykładowo przeciwnik za taki sam, albo brutalniejszy faul, nie jest w ogóle karany. Przykład z ostatniego naszego meczu - za faul Widanowa na Strunie należała się od razu czerwona kartka, wręcz to było zagrania, za które powinien być kryminał, a arbiter ukarał Bułgara tylko żółtą kartką.

- Pod koniec meczu na trybunach zapanowała frustracja.
- Ja całkowicie rozumiem reakcję trybun, tym bardziej, że w piątek zagraliśmy bardzo słabo. Zagłębie zagrało z większą agresywnością. W przerwie zimowej został „nadmuchany balonik" związany z oczekiwaniami względem zespołu. Wszyscy myśleli, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ten zespół będzie seriami wygrywał mecze, a nikt nie pamiętał jak wyglądał początek sezonu. Po moim przyjściu udało nam się wspólnie wyciągnąć drużynę z kryzysu. Zawodnicy zaczęli punktować. Teraz w trzech meczach u siebie zdobyliśmy dwa punkty, ale proszę pamiętać, że my gramy o utrzymanie, gdzie każdy punkt jest na wagę złota.

- Wbrew obiegowym opiniom panującym zaraz po meczu, Cracovia jeszcze przecież nie spadła z Ekstraklasy.
- Dokładnie. O dwa miejsca w Ekstraklasie walczą bezpośrednio w tej chwili cztery zespoły z dużymi tradycjami. Nie wiadomo jeszcze jak potoczą się losy Jagiellonii, która w trzech meczach zdobyła tylko jeden punkt, a ich przewaga punktowa też nie jest taka duża. My także nie mamy dużej straty punktowej do bezpiecznego miejsca w tabeli. Jeden mecz i zwycięstwo może wszystko zmienić i odwrócić końcową część tabeli do góry nogami. Za nami dopiero 2/3 sezonu i 10 spotkań do rozegrania. Przecież nasi rywale nie będą wygrywać wszystkich meczów. My będziemy starać się punktować w każdym meczu.

- Na pomeczowej konferencji prasowej niektórzy dziennikarze sugerowali Panu dymisję. Czy Panu przemknęła przez głowę taka myśl?
- To pytanie na konferencji było nie na miejscu. Na konferencji pomeczowej wszyscy są pod wpływem emocji związanych z dopiero zakończonym spotkaniem. Pół godziny po takim meczu jest czas na analizę spotkania, pytania związane z tym meczem, a nie na to czy ja nadal będę pracował, albo jak ustawię zespół za tydzień. Jako piłkarz grałem zawsze do końca i także jako trener nigdy się nie poddaję. Cała obecne sytuacja jeszcze bardziej mnie mobilizuje do dalszej pracy, by wyciągnąć zespół z obecnej sytuacji. Widzę jak ciężko pracują zawodnicy oraz cały mój sztab szkoleniowy. Wierzę w ten zespół i w to, że na pewno się utrzymamy. Jedynym warunkiem jest to, że wszyscy razem będziemy ten wózek ciągnęli w jednym kierunku.