Dariusz Pasieka: Mecz z Lechem będzie świętem!

    01.10.2011
    Dariusz Pasieka: Mecz z Lechem będzie świętem!
    Trener Pasieka przed meczem z Lechem Poznań.

    Dariusz Pasieka: Mecz z Lechem będzie świętem!

    - Jak przygotowujecie się do pojedynku z jednym z pretendentów do mistrzostwa?

    - Nie ulega wątpliwości, że nawet ze swoimi problemami Lech prezentuje wysoką jakość. Patrząc na ich dorobek strzelecki - poczynając od Rudnieva - robi on wrażenie. Gra ofensywna jest z całą pewnością silną stroną Lecha. Oczywiście mają też swoje „deficyty", ale tych nie chciałbym dzisiaj omawiać (śmiech). Patrząc na to spotkanie przez pryzmat sytuacji w tabeli, czy potencjał drużyn - myślę, że Lech jest faworytem spotkania. Nie raz już jednak w piłce okazywało się, że drużyna potencjalnie lepsza nie zawsze okazuje się zwycięską. Przygotowując się do sobotniego spotkania wykonaliśmy w tym tygodniu dobrą pracę, poznaliśmy się wszyscy lepiej. Jestem przekonany, że drużyna da z siebie wszystko, żeby stworzyć fajne widowisko, bo na pewno mecz Cracovii z Lechem - obojętnie gdzie rozgrywany - to mecz wyjątkowy. Jest to mecz „kibicowskiej przyjaźni", znam to zresztą z Arki Gdynia. Wiem, że te mecze wyglądają fantastycznie jeśli chodzi o oprawę, frekwencję i tak właśnie wyobrażam sobie święto piłkarskie. Mam nadzieję, że mecz z Lechem będzie takim właśnie świętem i że wszyscy dostroimy się do tego, co będzie się działo na trybunach. Postaramy się zakończyć tę mało chwalebną passę czterech meczów bez punktu na własnym boisku.

    - W ostatnim tygodniu odbywaliście treningi indywidualne dla formacji obrony...

    - Zależy mi na tym, żeby cała ósemka obrońców wiedziała na jakich zasadach chcemy bronić i by widziała jak się to robi. Ta formacja musi się doskonale rozumieć. Często dochodzi na boisku do błędów w grze obronnej nie dlatego, że przeciwnik zagrał jakąś fajną piłkę, tylko dlatego, że brakuje komunikacji, zgrania. Chcemy tego uniknąć. Na pewno nie uda nam się w sobotę zagrać perfekcyjnie, ale chcemy dążyć do tego, żeby obrońcy i bramkarz rozumieli się „w ciemno" i żeby mieli poczucie, że każdy w tej formacji wie, co w danym momencie należy robić oraz jak się zachować. To pomaga całej drużynie. Oczywiście bardzo ważna jest też asekuracja i na ten element również kładliśmy podczas treningów mocny nacisk. Kolejnym krokiem jaki wykonamy będzie praca nad tym, aby ta drużyna wyglądała też coraz lepiej taktycznie, zwłaszcza w przejściu z defensywy do ofensywy i odwrotnie - by akcje zawiązywane były płynnie.

    - Do tej pory ciężko było o zgranie formacji defensywnej, bo zawodnicy „wypadali z kadry" - jeśli nie na skutek kontuzji, to chorób. Jak się przedstawia obecnie kadra zespołu?

    - Wszyscy zawodnicy - poza zawieszonym Alexem Suvorovem i Hesdeyem Suartem, który jeszcze nie jest gotowy do gry - są do mojej dyspozycji. Dziś do treningu wrócił także Bruno Żołądź.

    - Formacja obronna będzie niezmieniona w stosunku do meczu z Górnikiem?

    - Nie ulega wątpliwości, że gra w defensywie musi być stabilna. Zmiany powodują, że coś złego może się wydarzyć i nie zawsze to zrozumienie jest dobre. Z drugiej jednak strony po to trenujemy dwie linie obrony w tym samym ustawieniu, z tymi samymi ćwiczeniami, żeby każdy wiedział, co ma w którym momencie robić. Ci zawodnicy, którzy wystąpili w meczu z Górnikiem zagrali na „zero z tyłu" i nie ma co ukrywać - zagrają też w meczu z Lechem. Nie powinni jednak sobie pomyśleć, że oni mają już w tym momencie pewne miejsce, bo naciskają pozostali - zarówno Nykiel, Nawotczyński, jak i Hosek. Oni też łatwo nie zrezygnują z ubiegania się o miejsce w podstawowym składzie i ja z tego powodu mogę się tylko cieszyć, że ta konkurencja jest tak silna.

    - Jak zwycięstwo w Zabrzu wpłynęło na atmosferę w szatni? Głowy podniesione do góry?

    - Kiedy przyszedłem do Cracovii nie zauważyłem, żeby piłkarze chodzili z głowami spuszczonymi na dół. Te trzy punkty bez wątpienia spowodowały jednak, że drużyna bardziej w siebie uwierzyła. Nie ulega wątpliwości, że każde zwycięstwo cieszy i wygrana w Zabrzu spowodowała, że atmosfera na treningu oraz zaangażowanie zespołu są dobre. Chłopcy widzą, że wszystko jest możliwe pod warunkiem, że - tak jak to było w ostatnim meczu - zaangażują się wszyscy, a nie tylko pojedyncze jednostki. Drużyna pokazała, że razem potrafi coś stworzyć. Mam nadzieję, że to będzie szło dalej w ten sposób i że jeden drugiemu będzie pomagał. Tu przecież chodzi nie o nas - nie o mnie, o zawodników, o zespół - tylko o Klub, o Cracovię. My kiedyś skończymy swoją pracę, a Klub będzie istniał zawsze i trzeba o jego wyniki zadbać.

    - Mecz w Zabrzu cieszy z jeszcze jednego powodu, a mianowicie: „odblokował się" nam Andrzej Niedzielan. Teraz powinien chyba powoli zacząć gonić Rudnieva, bo tego się po nim spodziewano od początku.

    - Rudnieva ciężko będzie dogonić, ale próbować warto (śmiech). Myślę, że tę sytuację do tej pory najbardziej przeżywał Andrzej, bo to jest profesjonalista i zdawał sobie sprawę z tego, po co tutaj przychodzi. Ja się bardzo cieszę, że to akurat on w Zabrzu strzelił bramkę - pierwszą w barwach Cracovii. Mam nadzieję, że nie była to bramka ostatnia, ale nie róbmy z tego powodu jakiejś wielkiej presji na Andrzeju i nie oczekujmy, że teraz w każdym meczu powinien strzelać gola. Niedzielan to niesłychanie ambitny chłopak, ma naprawdę duże umiejętności i liczę, że będzie to zawodnik skuteczny, ale podchodzę do tego spokojnie. Nie chodzi o to, żeby był zestresowany, bo napastnik musi mieć swój spokój, pewność siebie i nad tym będziemy pracować. Ta zwycięska bramka w Zabrzu na pewno była dla niego ważna. To „odblokowanie się" od razu zmieniło nieco jego wyraz twarzy.

    - Jak się Panu podobał wczorajszy trening Alexa Suvorova z grupą młodzieżową?

    - Akurat nie mogłem go zobaczyć na żywo, bo miałem trochę innych zajęć, ale uważam, że to jest całkiem niegłupia sprawa. Myślę, że nie tylko zawieszony w tym momencie Alex Suvorov, ale też i inni zawodnicy mogliby pójść na taki trening. Może zainteresuje to kilku innych piłkarzy, bo przecież my wszyscy jesteśmy jednym klubem. Nikomu nie zaszkodzi poprowadzenie treningu grupy młodzieżowej przez czterdzieści pięć minut. Niech ci, których „liże się" przez ekran telewizyjny byli dostępni dla dzieciaków, tak, żeby można ich było dotknąć, porozmawiać, spotkać się z nimi. Może ja też kiedyś wybiorę się na taki trening - oczywiście, o ile któryś z trenerów grup młodzieżowych pozwoli mi na to.

    - Jak po pierwszym tygodniu w Cracovii postrzega Pan ten klub?

    - Jestem oczywiście pod wrażeniem stadionu. Akurat brałem udział w otwarciu tego obiektu, tak więc jakiś minimalny udział w tym wydarzeniu miałem i pamiętam jak to wtedy wyglądało. Moja drużyna była wtedy bardzo zdeprymowana i między innymi dlatego przegraliśmy. Jestem tak samo pod wrażeniem Krakowa, choć nie zdążyłem jeszcze wielu rzeczy zobaczyć. Kiedy znalazłem się na Rynku, to pomyślałem: „klasa światowa". Patrząc na Klub widzę, że przyjęto mnie tutaj normalnie, bez jakiegoś huraoptymizmu, bez wielkich fanfar. Uważam, że tak właśnie jest dobrze i tak powinno być. Pracujemy solidnie i widzę, że ludzie są skorzy do pomocy. Wszyscy chcą, żeby drużyna wyszła z tej sytuacji, którą w tej chwili mamy. Ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby sytuacja się odmieniła. Wiadomo, że nie wygramy wszystkich meczów, ale pozytywne nastawienie spowoduje, że drużyna będzie chciała jak najszybciej poprawić zły wynik. W piłce odstęp pomiędzy meczami jest krótki: dzisiaj gramy mecz i przegrywamy, ale za tydzień wszystko można odmienić. Jeśli sprinter na olimpiadzie zrobi falstart, to ma szansę za cztery lata. My, jeśli popełniamy błąd, wiemy, że za tydzień możemy to odrobić. I to nastawienie jest dla mnie ważne.