Dariusz Pasieka: Wszyscy wiedzą, o co chodzi w derbach

  • Wywiady
02.11.2011
Dariusz Pasieka: Wszyscy wiedzą, o co chodzi w derbach
- W drużynie mam sporo chłopaków, którzy grali już w derbach Krakowa, wiec wszyscy wiedzą, o co w tym meczu chodzi i jaki prestiż on daje. Myślę zresztą, że po reakcjach mediów i kibiców odczują, że nadchodzą derby – mówi trener Pasieka.

- W drużynie mam sporo chłopaków, którzy grali już w derbach Krakowa, wiec wszyscy wiedzą, o co w tym meczu chodzi i jaki prestiż on daje. Myślę zresztą, że po reakcjach mediów i kibiców odczują, że nadchodzą derby - mówi trener Pasieka.

- Czy grał Pan kiedyś jako zawodnik w spotkaniu o podobnej randze, jak derby Krakowa?
- Jako piłkarz nie miałem podobnej okazji. Grając w Zawiszy nie potykałem się z Polonią - poza rozgrywkami juniorów - choć wszyscy w Bydgoszczy wiedzą, że to też jest duży mecz dla tego miasta. Na Cyprze grałem w derbach Larnaki, ale to było spotkanie o mniejszej jakości. W Niemczech, gdy grałem w Dynamie Drezno, nie przydarzyły mi się derby. Grałem w pojedynku derbowym na poziomie trzeciej ligi niemieckiej i był to mecz VfL Mannheim z moim SV Waldhoff Mannheim. Wprawdzie na to spotkanie przyszło osiemnaście tysięcy ludzi, więc była to fajna historia, jednak nie da się tego porównywać do derbów Krakowa. Natomiast jako trener rozgrywałem pierwsze derby pracując w FC Augsburg. Graliśmy z TSV 1860 Monachium na Alianz Arena przy 45 tysiącach widzów. Wygraliśmy to spotkanie 1:0. Do tego dochodzą oczywiście ostatnie derby Trójmiasta, w których niestety Arka dwa razy przegrała z Lechią.
- Czy w Cracovii przygotowuje Pan specjalną mobilizację przed pojedynkiem z Wisłą?
- Wiemy oczywiście, że derby krakowskie są wyjątkowe i mają bardzo długą tradycję. To jest pojedynek o dużym znaczeniu dla miasta. Przygotowujemy się do tego spotkania starannie, tak jak przed każdym meczem. Jutro Wisła gra jeszcze swój mecz Ligi Europejskiej w Londynie i będziemy ich uważnie obserwować. To dla mnie cenne, że tuż przed derbami mogę jeszcze raz obejrzeć grę przeciwnika. Nie myślę jednak rozmawiać o meczu pucharowym Wisły w takim kontekście, że nasz przeciwnik będzie po nim nieprzygotowany do niedzielnego starcia, czy też po prostu zmęczony. Nasz rywal to drużyna posiadająca swoją jakość, aktualny mistrz Polski, ale też uważam, że niedzielny mecz z Wisłą to dla nas dobra szansa na przełamanie niekorzystnej serii.
- Nie boi się Pan z drugiej strony przemotywowanie piłkarzy przed tym pojedynkiem?
- Raz już mi się to zdarzyło i właśnie dlatego teraz bardzo na to uważam. W jednym ze spotkań derbowych moja drużyna była bardzo „naładowana" w tygodniu poprzedzającym mecz, ale kiedy chłopcy wyszli na boisko to „powietrze z nich zeszło". Nam przecież nie o to chodzi. Koncentracja musi być od pierwszej do ostatniej minuty meczu na największym poziomie i nie trzeba tutaj wywoływał jakiejś wielkiej mobilizacji. W drużynie mam sporo chłopaków, którzy grali już w derbach Krakowa, wiec wszyscy wiedzą, o co w tym meczu chodzi i jaki prestiż on daje. Myślę zresztą, że po reakcjach mediów i kibiców odczują, że nadchodzą derby. Zwiększa się ilość ludzi obserwujących treningi, zwiększa się zainteresowanie dziennikarzy, są zwoływane specjalne konferencje prasowe. W Krakowie nie trzeba nawet być kibicem, żeby widzieć, co nadciąga.
- W drużynie jest też jednak kilku zawodników, którzy w krakowskich derbach jeszcze nie grali...
-Nie grali w tych akurat derbach, ale kiedy rozmawiałem z nimi, to okazywało się, że praktycznie każdy ma już za sobą jakieś derby, więc te emocje nie są im obce. Myślę, że nikt nie będzie miał problemu ze zrozumieniem wagi niedzielnego spotkania.
- Brak Mateusza Bartczaka i Milośa Kosanovića będzie Panu bardzo doskwierał?
- Mateusz Bartczak i Miloś Kosanović grali do tej pory we wszystkich spotkaniach, odkąd zostałem trenerem. Pocieszające jest jednak to, że powracają: Arek Radomski, Sławek Szeliga i Andrzej Niedzielan. W tym momencie mamy wiele opcji, jeśli chodzi o zastąpienie Milośa i Mateusza. Do miejsca na środku obrony głównymi kandydatami są na pewno Łukasz Nawotczyński i Mateusz Żytko.
- W sprawie drugiej żółtej kartki Mateusza Bartczaka z Łodzi będzie składane odwołanie?
- Odwołanie już zostało złożone i teraz czekamy na werdykt. To jest jednak różnica: cztery, a pięć żółtych kartek. Myślę, że każdy w naszej sytuacji zrobiłby to samo, tym bardziej, że już nie takie kartki były odwoływane.
- Jak przedstawia się sytuacja kontuzjowanych zawodników?
- Hesdey Suart i Bruno Żołądź od dzisiaj zaczną już prawdopodobnie brać udział w normalnych zajęciach, ale będą to jeszcze zajęcia niekompletne. Będą brać udział w treningach, ale jeszcze nie będą uczestniczyć w gierkach i w ćwiczeniach wymagających walki o piłkę. Chciałbym jednak, żeby robili rozgrzewkę i wstępną fazę treningu przepracowywali z zespołem, tak aby poczuli, że wracają. Jeśli nie będzie przeszkód to dopuścimy ich do drugiej części treningu i zobaczymy jak się zaprezentują. Moja dewiza jest taka, że lepiej poczekać jeden dzień dłużej, niż o jeden dzień się pospieszyć. Czekamy już na Hesdeya tak długo, że gdyby miało się mu znowu coś stać kosztowałoby nas to bardzo wiele.