Dawid Sarga: Wspólnie dopingujmy hokeistów!

  • Wywiady
05.01.2012
Dawid Sarga: Wspólnie dopingujmy hokeistów!
- Na lodowisku pojawimy się z Wojtkiem by jak najmocniej wspólnie dopingować hokeistów. Mam nadzieję, że kibice również dopiszą – mówi strzelec pierwszej w roku 2012 bramki na polskich boiskach, Dawid Sarga.

- Na lodowisku pojawimy się z Wojtkiem by jak najmocniej wspólnie dopingować hokeistów. Mam nadzieję, że kibice również dopiszą - mówi strzelec pierwszej w roku 2012 bramki na polskich boiskach, Dawid Sarga.

- Jak się czuje młody zawodnik, który dzięki strzeleniu bramki w Treningu Noworocznym jest na ustach całej sportowej Polski i ma swoje 5 minut sławy?
- Nie będę ukrywał, że wspaniale. Mogę powiedzieć, że Bóg mi wynagrodził w tym dniu ciężką pracę i zaangażowanie, jakie wkładałem do tej pory w każdy trening. Nie wiem czy jestem na ustach całej Polski, bo tego nie sprawdzałem (śmiech), ale jest to bardzo fajne uczucie, że Polska o mnie usłyszała. Nie do końca sobie zdaję sprawę z mojej tymczasowej popularności. Za tydzień, może dwa ludzie zapomną o mnie. Teraz mam możliwość pokazać się z dobrej strony, by ludzie wiedzieli, że w Cracovii są też młodzi wychowankowie, a nie tylko sprowadzani za duże pieniądze znani piłkarze z Polski i z zagranicy.

- Jakie to uczucie pokonać jednego z najlepszych bramkarzy Ekstraklasy?
- Wojtek jest niesamowitym bramkarzem, a Cracovia wiele mu zawdzięcza. Swoimi fantastycznymi interwencjami wielokrotnie ratował drużynę i przysporzył jej kilka punktów. Przed oczami mam jego obrony ze zwycięskich derbów czy z meczu z Bełchatowem. Jest to klasowy bramkarz, wątpię by można teraz sprowadzić lepszego do Cracovii - co nic nie ujmuje Szymonowi Gąsińskiemu, z którym miałem przyjemność grać. To również świetny golkiper. Cieszę się bardzo, że miałem szansę pokonać takiego bramkarza, jak Kaczmar. Nie myślałem o tym, że muszę strzelić bramkę. Nadarzyła się okazja, że miałem trochę miejsca, więc zdecydowałem się na strzał, tak jak uczyli mnie tego trenerzy - jeśli jest szansa to strzelaj. Strzeliłem po długim rogu i piłka znalazła drogę do siatki.

- W Cracovii jesteś już od 13 lat. Jak postrzegasz zmiany zachodzące w tym Klubu z perspektywy nastolatka trenującego piłkę?
- Zaczynałem treningi u trenera Góreckiego. Zajęcia mieliśmy na boiskach przy ul. 3 maja. Potem naszym trenerem był obecny kierownik I drużyny Tomasz Siemieniec, którego podziwiałem i szanuje jako człowieka i piłkarza. Początki były bardzo trudne. Przebieraliśmy się przykładowo na polu, bo nie było tam szatni. Musieliśmy płacić składki za treningi by móc reprezentować Cracovię. Było to jednak spełnienie marzeń dla dziecka, że może grać w koszulce w biało-czerwone pasy. Jestem bardzo emocjonalnie związany z Klubem, a ciężką pracą, wręcz harówką, doszedłem do dnia dzisiejszego. Wraz z kolejnymi awansami pierwszej drużyny, z roku na rok było coraz lepiej. Pojawił się sponsor strategiczny - firma ComArch, został wykupiony ośrodek treningowy przy ul. Wielickiej, powstały boiska ze sztuczną trawą. Udostępniono nam wiele nowych rzeczy, o których wcześniej mogliśmy tylko pomarzyć. Początki były trudne, ale w prawdziwych trudach rodzi się zwycięstwo.

- Cracovia to nie tylko piłka nożna, ale i hokej. Chodzisz na mecze hokejowe?
- Jeżeli mam tylko czas to jestem na meczach hokeja. Chodzę do klasy z Łukaszem Sznotałą, który jest w moim wieku, a już zdążył zdobyć mistrzostwo Polski i jest reprezentantem kraju. Jestem pełen uznania dla niego.

- Podoba Ci się hokej?
- Jest to męski sport, gdzie nie ma miejsca na odpuszczanie, bo jak ktoś odpuści to musi się liczyć z kontuzją. Jak podczas letniego okresu przygotowawczego obserwuję treningi hokeistów na boisku to stwierdzam, że ja bym nie wytrzymał nawet rozgrzewki, a co dopiero reszty treningu. To jest mordercza praca dla prawdziwych mężczyzn.

- Nie ciągnęło Cię by wzorem starszego kolegi z drużyny Młodej Ekstraklasy Sebastiana Stebleckiego wyjść na lód i spróbować lodowego chleba?
- Raczej nie, to chyba nie dla mnie. Chodzę do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Krakowie i przez pierwsze dwa lata miałem religię z legendą polskiego hokeja księdzem Pawłem Łukaszką, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Jest to wspaniały człowiek i bardzo go cenię, pod każdym względem - jako człowieka i sportowca. Ksiądz Łukaszka zabrał nas kiedyś na lodowisko w Oświęcimiu i niestety niespecjalnie szła mi jazda na łyżwach. Wręcz ją źle wspominam, więc hokej raczej nie jest mi pisany.

- W piątek masz się pojawić na meczu hokeja Cracovii wraz z Wojtkiem Kaczmarkiem. Będzie to okazja do żartów między Wami apropos bramki noworocznej?
- Z mojej strony na pewno nie. Ja nie mogę sobie pozwolić by żartować z takiej osoby jak Wojtek Kaczmarek. To jest dla mnie nie do pomyślenia, bym mógł mu dogryzać z powodu, iż udało mi się go pokonać. Może Wojtek pozwoli sobie na jakiś żart czy uwagę względem mnie, nie będę miał nic przeciwko. Na lodowisku pojawimy się by jak najmocniej wspólnie dopingować hokeistów. Mam nadzieję, że kibice również dopiszą.

- Czy razem z Tobą pojawi się w piątek na meczu ta piękna nieznajoma, którą obdarowałeś koszulką i pocałunkiem na Treningu Noworocznym?
- Najprawdopodobniej tak, ale to już zależy od jej decyzji i od tego czy Klaudia, bo tak ma na imię moja dziewczyna, będzie miała czas.