Janusz Filipiak: Chciałem jechać do Bydgoszczy

  • Wywiady
11.08.2012
Janusz Filipiak: Chciałem jechać do Bydgoszczy
- Jestem w piłce dziesiąty rok i mam różne doświadczenia, ale jestem optymistą i wierzę w tą drużynę. Będziemy starali się podtrzymać tą bardzo dobrą atmosferę, tak aby wśród piłkarzy nie wystąpiły niesnaski, co często może powodować słabszą grę – mówi prezes Cracovii.

- Jestem w piłce dziesiąty rok i mam różne doświadczenia, ale jestem optymistą i wierzę w tą drużynę. Będziemy starali się podtrzymać tą bardzo dobrą atmosferę, tak aby wśród piłkarzy nie wystąpiły niesnaski, co często może powodować słabszą grę - mówi prezes Cracovii.

- Sezon w końcu się rozpoczyna...
- W sobotę czeka nas mecz z Zawiszą, który to mecz jest dla nas ważny z wielu powodów. Przed sezonem są duże nadzieje i powiedziałem o tym piłkarzom. Klub zrobił duży wysiłek organizacyjny, aby pozyskać nowych, dobrych piłkarzy. Obecnie ocena potencjału tej drużyny jest wysoka, a więc poprosiłem zawodników o dobrą grę i o mobilizację. Zaczęliśmy rozmawiać o schemacie premiowania w tym sezonie. W tej chwili zarząd jeszcze nad tym pracuje. Chcielibyśmy uniknąć sytuacji, gdy będą wysokie premie, a zespół skończy na przykład na ósmym miejscu. Cel, jaki został postawiony przez drużyną, czyli pierwsze, bądź drugie miejsce ma wyzwolić ambicję u piłkarzy. Jeśli ten cel zostanie spełniony, to premie będą wysokie, natomiast jeśli zespół wyląduje gdzieś dalej, to zarząd nie widzi powodów, by te premie płacić. Zostało to przyjęte ze zrozumieniem przez piłkarzy.

- Czy Cracovia Pana zdaniem jest faworytem w walce o awans?
- Jestem w piłce dziesiąty rok i mam różne doświadczenia, ale jestem optymistą i wierzę w tą drużynę. Będziemy starali się podtrzymać tą bardzo dobrą atmosferę, tak aby wśród piłkarzy nie wystąpiły niesnaski, co często może powodować słabszą grę.

- W letniej przerwie wielu zawodników odeszło, ale jeden z nich może wrócić do Cracovii. Mowa o Janie Hošek.
- Tak, rozmawiamy na temat Hoška i on też po przemyśleniu sprawy chce do nas wrócić. Tyle tylko, że zawodnik nabawił się w ubiegłym tygodniu kontuzji, a strona czeska oczekuje za niego nadal bardzo wysokich pieniędzy. Wszyscy wiedzą, że po Euro takich pieniędzy nikt nie płaci, a tym bardziej, gdy zawodnik jest kontuzjowany i musi do nas przejść na leczenie. Mówi się w tym kontekście o dwóch miesiącach rehabilitacji zanim Hošek mógłby dojść do formy, więc dla nas jest to inwestycja i to Czesi muszą zrozumieć. Negocjacje w tej sprawie trwają.

- Wciąż nierozwiązanym problemem jest osoba Saidiego Ntibazonkizy. Ten piłkarz wciąż nie może rozstać się z Cracovią, a mimo to nie pali się do gry w barwach Pasów.
- Tutaj sprawa jest o tyle prosta, że zawodnik ten jest kontuzjowany, a zatem mamy bardzo małe szanse pozbycia się zawodnika, który musi przejść operację i dochodzić do siebie. Ze strony Lecha była duża chęć, by kupić Ntibazonkizę - nawet kontuzjowanego - ale po namyśle zdecydowali się, że to my go mamy najpierw wyleczyć. W tej sytuacji trudno mieć pretensje do kogokolwiek - piłkarz w tej chwili współpracuje z nami, żeby być znów zdolnym do gry, a także żeby jego transfer przyniósł jakąś korzyść finansową.

- Jak opisałby Pan swoją obecną rolę w rozmowach transferowych?
- Moja rola jest zawsze ta sama, czyli budżet - określenie tego, czy stać nas na danego zawodnika, czy nie. Jeśli chodzi na przykład o Łukasza Zejdlera, to na początku warunki zaproponowane przez jego menagera były nierealne i wtedy się zirytowałem. Doszliśmy jednak do momentu, w którym owe warunki się urealniły i wtedy pozyskaliśmy Zejdlera. To był typowy przykład mojej roli: powiedzenie, że nie będziemy płacić pieniędzy, które w tej chwili już w piłce polskiej nie funkcjonują. Z drugiej strony przy transferach jest jeszcze trener, który oczywiście chce mieć jak najwięcej dobrych zawodników. Myślę, że jeśli w pierwszych meczach wszystko zaskoczy, to będzie bardzo dobrze.

- W pucharze Cracovia zagra w sobotę z klubem, reprezentującym Pana rodzinne miasto - Bydgoszcz. Nie miał Pan ochoty wybrać się na ten mecz?
- Bardzo chciałem jechać do Bydgoszczy, na ładny obiekt Zawiszy. To wprawdzie stadion lekkoatletyczny, a nie typowo piłkarski, ale prezentuje się okazane. Chciałem obejrzeć ten mecz, ale niestety, nie udało mi się znaleźć wolnych dwóch dni.