Jurij Szatałow: Gwiazdy są, ale na niebie

    31.10.2010
    Jurij Szatałow: Gwiazdy są, ale na niebie
    - Jestem bardzo wymagający w stosunku do zawodników i powiedziałem im, że dla mnie nazwiska w ogóle nie istnieją – mówi Jurij Szatałow, nowy trener Cracovii.

     - Jestem bardzo wymagający w stosunku do zawodników i powiedziałem im, że dla mnie nazwiska w ogóle nie istnieją - mówi Jurij Szatałow, nowy trener Cracovii.

    - Przejmuje pan drużynę w bardzo trudnej sytuacji...

    - Cała Polska dziwi się, że Cracovia, z takim potencjałem i takimi piłkarzami, zdobyła tylko cztery punkty. Podchodzę do tego w ten sposób, że gorzej już być nie może. Byłem kilka razy w takich sytuacjach, że przyjmowałem zespół znajdujący się na dziesiątym miejscu, a kończyliśmy na pozycji drugiej, trzeciej. Udawało mi się w sytuacjach kryzysowych i mam nadzieję, że w Krakowie to się powtórzy.

     

    - Ale w tak ciężkiej pan chyba jednak nie był...

    - Każda sytuacja może być na swój sposób ciężka. Przed nami jeszcze dużo meczów. Jestem optymistą i myślę, że utrzymamy się w lidze.

     

    - Czyli walczy pan o Ekstraklasę..

    - Tak, bo przed nami jeszcze wiele spotkań. Mam nadzieję, że drużyna obudzi się i że z biegiem czasu to będzie zespół, który będzie chciał wygrać każde następne spotkanie. Nie zagwarantuję tego, że ktoś nie będzie popełniał błędu, ale z pewnością nikomu nie zabraknie determinacji na boisku.

     

    - Czy podjął pan już jakieś pierwsze decyzje?

    - Myślę, że jest jeszcze za wcześnie na decyzje. Jestem w Cracovii bardzo świeży, muszę najpierw złapać atmosferę, porozmawiać z każdym piłkarzem. Dziś udało mi się tylko z czterema, ale myślę, że we wtorek, między treningami, będziemy mieli tyle czasu, że usiądę sobie z każdym i dogłębnie ocenimy sytuację.

     

    - Był pan obecny na wczorajszym meczu Cracovii z Polonią Bytom. Wyglądało to bardzo źle?

    - W pierwszej połowie nie można było mieć zastrzeżeń do determinacji drużyny, bo chłopaki bardzo chcieli. Ja nie widziałem jednak zespołu. Gra była chaotyczna, a w akcjach - czy to ofensywnych, czy defensywnych - brało udział maksymalnie dwóch zawodników. W każdej akcji musi brać udział cały zespół, tymczasem w tym spotkaniu jeden podchodził, a reszta stała. Trzeba znaleźć chore miejsce, które boli zespół, a następnie je usunąć.

     

    - Nie bał się pan komentarzy, że opuścił Polonię Bytom i przeszedł do Cracovii na dzień przed meczem obu drużyn?

    - Na pewno nie wyglądało to najlepiej ze strony etycznej. Dlatego też postawiłem warunek, że nie będę brał udziału w tym meczu ani z jednej, ani z drugiej strony, choć Polonię przygotowywałem pod względem taktycznym i motorycznym właściwie do ostatniego treningu, tak, aby wygrała.  Teraz zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem (śmiech).

     

    - Komu kibicował pan w tym meczu?

    - Ciężko powiedzieć. Skupiłem się przede wszystkim na obserwacji Cracovii i nad tym, co można poprawić. Nie miałem oceny mentalnej, komu kibicować.

     

    - We wczorajszym meczu można było odnieść wrażenie, że zespół nie jest najlepiej przygotowany pod względem motorycznym..

    - Zgodzę się z tym. Podkreślałem to nawet na odprawie Polonii przed tym spotkaniem. Mówiłem wtedy, że jeżeli przetrzymamy pierwszą połowę, będziemy mieli dużą szansę na zwycięstwo. Ten scenariusz sprawdził się. Musimy zrobić w tym aspekcie dużą korektę.

     

    - Czy zespołowi potrzebne są duże wzmocnienia?

    - Myślę, że nie. Wzmocnienia potrzebujemy przede wszystkim w linii defensywnej, gdzie wkrada się trochę bałaganu, zwłaszcza gdy przeciwnik naciera. Jak na razie pod względem personalnym nie wyglądamy w tej linii najlepiej.

     

    - Będzie pan szukał kogoś doświadczonego?

    - To nie ma znaczenia. Zawodnik musi być przede wszystkim dobry i taki, który gra poprawnie w tej formacji.

     

    - Już w grudniu kończą się kontrakty Marcinowi Cabajowi, Dariuszowi Pawlusińskiemu i Tomaszowi Moskale...

    - Na dzień dzisiejszy nie chcę wnikać w to, komu kończy się kontrakt. Ja potrzebuję teraz drużyny. Może komuś zostać jeden, dwa dni, ale będzie walczył na boisku i osiągał dobre wyniki. To jest najważniejsze.

     

    - W Młodej Cracovii występuje Michał Goliński. Zamierza go pan przywrócić do pierwszej drużyny?

    - Na pewno postaram się uzyskać informacje, dlaczego tak się stało. Będę chciał również zobaczyć tego zawodnika,  a także porozmawiać z nim i wysłuchać, jak on to widzi.

     

    - Dziś spotkał się pan z nowymi podopiecznymi po raz pierwszy?

    - Tak. Była to dłuższa, ale konkretna rozmowa, również o wczorajszym meczu. Dałem im do zrozumienia, że nie można grać w taki sposób. Mieliśmy wiele tematów, więc ta rozmowa trochę trwała. Mam nadzieję, że zawodnicy zrozumieli, jakie jest moje podejście.

     

    - Jak będzie wyglądał sztab szkoleniowy Cracovii?

    - Muszę poznać tych ludzi, którzy zostali i ich ocenić. Nie chcę robić rewolucji bez oceny. Jeżeli wszystko będzie w porządku, zostaną.

     

    - Pana prawą ręką będzie Dietmar Brehmer...

    - Zgadza się. Współpracuję z nim już od dwóch lat i oceniam bardzo pozytywnie tego człowieka. Zawsze zostawia serce w klubie, w którym pracuje. To bardzo przydatny pracownik.

     

    - Ile potrzebuje pan czasu?

    - Nie wszystko zależy ode mnie, ale też od tego, jak szybko człowiek przyjmuje dane informacje. Jeżeli wchłania je jak gąbka, to wystarczą trzy dni. Pewne nawyki jednak zostają. Je trzeba - jak w komputerze - zresetować i wprowadzić nowe informacje. Zobaczymy, ile zajmie nam to czasu.

     

    - Przed drużyną niezwykle prestiżowy mecz z Wisłą Kraków. Jeśli wygra pan ten pojedynek, bardzo szybko zaskarbi sobie sympatię kibiców...

    - Będę starał się wygrać to spotkanie i naprowadzić zawodników w taki sposób, aby podziękowania od kibiców dotyczyły również ich. Bo od nich  bardzo dużo zależy - na boisku decyduje zawodnik, a nie trener. Do piątku jednak postaram się zrobić z zawodnikami jak najwięcej. Dziś był sygnał, że dojdziemy do porozumienia. Jestem bardzo wymagający w stosunku do zawodników i powiedziałem im, że dla mnie nazwiska w ogóle nie istnieją. Nazwiska mogą być, ale na nagrobkach.

     

    - Wierzy pan, że nauczy grać Cracovię ładną piłkę?

    - Wierzę. Gdy przychodziłem do Polonii, ta była w kryzysie, ale po pewnym czasie poprawiłem jej grę. Nie uważam, że była to tylko moja zasługa, a przede wszystkim zawodników. W Cracovii jest potencjał.

     

    - Nie boi się pan konfrontacji z kilkoma gwiazdami Cracovii?

    - Nie ma gwiazd. One są na niebie. Cracovia to dobry zespół, szybko to się zmieni i nikt nie będzie „gwiazdorzył" na boisku. Do tego istnieje Młoda Ekstraklasa, w której można sobie poprawić humor.

     

    DG