Jurij Szatałow: Gwiazdy są, ale na niebie

- Jestem bardzo wymagający w stosunku do zawodników i powiedziałem im, że dla mnie nazwiska w ogóle nie istnieją - mówi Jurij Szatałow, nowy trener Cracovii.
- Przejmuje pan drużynę w bardzo trudnej sytuacji... -
Cała Polska dziwi się, że Cracovia, z takim potencjałem i takimi
piłkarzami, zdobyła tylko cztery punkty. Podchodzę do tego w ten sposób,
że gorzej już być nie może. Byłem kilka razy w takich sytuacjach, że
przyjmowałem zespół znajdujący się na dziesiątym miejscu, a kończyliśmy
na pozycji drugiej, trzeciej. Udawało mi się w sytuacjach kryzysowych i
mam nadzieję, że w Krakowie to się powtórzy. - Ale w tak ciężkiej pan chyba jednak nie był... -
Każda sytuacja może być na swój sposób ciężka. Przed nami jeszcze dużo
meczów. Jestem optymistą i myślę, że utrzymamy się w lidze. - Czyli walczy pan o Ekstraklasę.. -
Tak, bo przed nami jeszcze wiele spotkań. Mam nadzieję, że drużyna
obudzi się i że z biegiem czasu to będzie zespół, który będzie chciał
wygrać każde następne spotkanie. Nie zagwarantuję tego, że ktoś nie
będzie popełniał błędu, ale z pewnością nikomu nie zabraknie
determinacji na boisku. - Czy podjął pan już jakieś pierwsze decyzje? -
Myślę, że jest jeszcze za wcześnie na decyzje. Jestem w Cracovii bardzo
świeży, muszę najpierw złapać atmosferę, porozmawiać z każdym
piłkarzem. Dziś udało mi się tylko z czterema, ale myślę, że we wtorek,
między treningami, będziemy mieli tyle czasu, że usiądę sobie z każdym i
dogłębnie ocenimy sytuację. - Był pan obecny na wczorajszym meczu Cracovii z Polonią Bytom. Wyglądało to bardzo źle? -
W pierwszej połowie nie można było mieć zastrzeżeń do determinacji
drużyny, bo chłopaki bardzo chcieli. Ja nie widziałem jednak zespołu.
Gra była chaotyczna, a w akcjach - czy to ofensywnych, czy defensywnych -
brało udział maksymalnie dwóch zawodników. W każdej akcji musi brać
udział cały zespół, tymczasem w tym spotkaniu jeden podchodził, a reszta
stała. Trzeba znaleźć chore miejsce, które boli zespół, a następnie je
usunąć. - Nie bał się pan komentarzy, że opuścił Polonię Bytom i przeszedł do Cracovii na dzień przed meczem obu drużyn? -
Na pewno nie wyglądało to najlepiej ze strony etycznej. Dlatego też
postawiłem warunek, że nie będę brał udziału w tym meczu ani z jednej,
ani z drugiej strony, choć Polonię przygotowywałem pod względem
taktycznym i motorycznym właściwie do ostatniego treningu, tak, aby
wygrała. Teraz zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem (śmiech). - Komu kibicował pan w tym meczu? -
Ciężko powiedzieć. Skupiłem się przede wszystkim na obserwacji Cracovii
i nad tym, co można poprawić. Nie miałem oceny mentalnej, komu
kibicować. - We wczorajszym meczu można było odnieść wrażenie, że zespół nie jest najlepiej przygotowany pod względem motorycznym.. -
Zgodzę się z tym. Podkreślałem to nawet na odprawie Polonii przed tym
spotkaniem. Mówiłem wtedy, że jeżeli przetrzymamy pierwszą połowę,
będziemy mieli dużą szansę na zwycięstwo. Ten scenariusz sprawdził się.
Musimy zrobić w tym aspekcie dużą korektę. - Czy zespołowi potrzebne są duże wzmocnienia? -
Myślę, że nie. Wzmocnienia potrzebujemy przede wszystkim w linii
defensywnej, gdzie wkrada się trochę bałaganu, zwłaszcza gdy przeciwnik
naciera. Jak na razie pod względem personalnym nie wyglądamy w tej linii
najlepiej. - Będzie pan szukał kogoś doświadczonego? - To nie ma znaczenia. Zawodnik musi być przede wszystkim dobry i taki, który gra poprawnie w tej formacji. - Już w grudniu kończą się kontrakty Marcinowi Cabajowi, Dariuszowi Pawlusińskiemu i Tomaszowi Moskale... -
Na dzień dzisiejszy nie chcę wnikać w to, komu kończy się kontrakt. Ja
potrzebuję teraz drużyny. Może komuś zostać jeden, dwa dni, ale będzie
walczył na boisku i osiągał dobre wyniki. To jest najważniejsze. - W Młodej Cracovii występuje Michał Goliński. Zamierza go pan przywrócić do pierwszej drużyny? -
Na pewno postaram się uzyskać informacje, dlaczego tak się stało. Będę
chciał również zobaczyć tego zawodnika, a także porozmawiać z nim i
wysłuchać, jak on to widzi. - Dziś spotkał się pan z nowymi podopiecznymi po raz pierwszy? -
Tak. Była to dłuższa, ale konkretna rozmowa, również o wczorajszym
meczu. Dałem im do zrozumienia, że nie można grać w taki sposób.
Mieliśmy wiele tematów, więc ta rozmowa trochę trwała. Mam nadzieję, że
zawodnicy zrozumieli, jakie jest moje podejście. - Jak będzie wyglądał sztab szkoleniowy Cracovii? -
Muszę poznać tych ludzi, którzy zostali i ich ocenić. Nie chcę robić
rewolucji bez oceny. Jeżeli wszystko będzie w porządku, zostaną. - Pana prawą ręką będzie Dietmar Brehmer... -
Zgadza się. Współpracuję z nim już od dwóch lat i oceniam bardzo
pozytywnie tego człowieka. Zawsze zostawia serce w klubie, w którym
pracuje. To bardzo przydatny pracownik. - Ile potrzebuje pan czasu? -
Nie wszystko zależy ode mnie, ale też od tego, jak szybko człowiek
przyjmuje dane informacje. Jeżeli wchłania je jak gąbka, to wystarczą
trzy dni. Pewne nawyki jednak zostają. Je trzeba - jak w komputerze -
zresetować i wprowadzić nowe informacje. Zobaczymy, ile zajmie nam to
czasu. - Przed drużyną niezwykle prestiżowy mecz z
Wisłą Kraków. Jeśli wygra pan ten pojedynek, bardzo szybko zaskarbi
sobie sympatię kibiców... - Będę starał się wygrać to
spotkanie i naprowadzić zawodników w taki sposób, aby podziękowania od
kibiców dotyczyły również ich. Bo od nich bardzo dużo zależy - na
boisku decyduje zawodnik, a nie trener. Do piątku jednak postaram się
zrobić z zawodnikami jak najwięcej. Dziś był sygnał, że dojdziemy do
porozumienia. Jestem bardzo wymagający w stosunku do zawodników i
powiedziałem im, że dla mnie nazwiska w ogóle nie istnieją. Nazwiska
mogą być, ale na nagrobkach. - Wierzy pan, że nauczy grać Cracovię ładną piłkę? -
Wierzę. Gdy przychodziłem do Polonii, ta była w kryzysie, ale po pewnym
czasie poprawiłem jej grę. Nie uważam, że była to tylko moja zasługa, a
przede wszystkim zawodników. W Cracovii jest potencjał. - Nie boi się pan konfrontacji z kilkoma gwiazdami Cracovii? -
Nie ma gwiazd. One są na niebie. Cracovia to dobry zespół, szybko to
się zmieni i nikt nie będzie „gwiazdorzył" na boisku. Do tego istnieje
Młoda Ekstraklasa, w której można sobie poprawić humor. DG