Karol Kostrubała: Noga sprawiła mi psikusa

- Będę chciał wiosną powalczyć o pierwszy skład, a już wcześniej, w czasie okresu przygotowawczego, pokazać się nowemu trenerowi. Chcę przypomnieć, że jest jeszcze taki zawodnik jak Karol Kostrubała - mówi 20-letni pomocnik. Z powodu kontuzji popularny Kostek nie zagrał w ani jednym spotkaniu tego sezonu!
- Przypomnij, kiedy doszło do urazu?
- Stało się to na treningu 1 sierpnia. Miałem ogromnego pecha, bo było to tydzień przed inauguracją ligi. Doznałem pęknięcia piątej kości śródstopia i trzeba było operować.
- Kiedy miałeś zabieg?
- Tydzień później w Poznaniu. Wstawiono mi specjalne druty i po dziewięciu tygodniach wchodziłem powoli w trening. Na początku było jeszcze dobrze, ale potem druty coraz bardziej zaczęły mi przeszkadzać. Nie byłem w stanie biegać, więc trzeba było je usunąć. Po tym zabiegu znowu musiałem czekać, tym razem dwa tygodnie, a gdy ponownie wróciłem do treningów rozgrywki dobiegały już końca.
- W efekcie nie zagrałeś ani minuty w żadnym meczu…
- To są niestety moje liczby. Szkoda, bo przez cały okres przygotowawczy ciężko pracowałem, by osiągnąć optymalną formę. Noga sprawiła mi jednak psikusa.
- Nie jest chyba przyjemnie oglądać wszystkie mecze swojej drużyny z trybun, albo siedząc przed telewizorem…
- To chyba najgorsze, co może być dla piłkarza. Nie ma już jednak sensu nad tym płakać, bo to się stało, to już przeszłość. Ciężkie chwile są już za mną i wierzę, że teraz będzie dobrze. Będę chciał wiosną powalczyć o pierwszy skład, a już wcześniej, w czasie okresu przygotowawczego, pokazać się nowemu trenerowi. Chcę przypomnieć, że jest jeszcze taki zawodnik jak Karol Kostrubała.
- Pomału robiłeś to już na treningach…
- Zgadza się. Trenowałem ostatnie dwa tygodnie, na początku luźniej, ale potem już na pełnych obrotach. Był to jednak zbyt krótki okres, by jeszcze w tym roku wybiec na boisko. Nie było sensu ryzykować, tym bardziej, że raczej nikogo bym nie zbawił. Ani siebie, ani drużyny.
- Nie wiadomo, czy w jakimś stopniu pomógłbyś Cracovii w dotychczasowych spotkaniach, ale fakty są niezaprzeczalne: drużyna jest na miejscu spadkowym. Jakie są tego powody?
- Ciężko powiedzieć. Z opowiadań kolegów słyszałem, że byli trochę podmęczeni, że brakowało im siły, dynamiki. Widać było, że ruszali się troszkę wolniej od przeciwników i to na pewno miało jakiś wpływ. Porażki sprawiały z kolei, że zmniejszała się ich pewność siebie, że bali się pojedynków jeden na jeden. Wszystko było nerwowe, szarpane. Brakowało spokoju, wiary w swoje umiejętności. Tak mi się przynajmniej wydaje.
- Planujesz jakiś urlop?
- Tak. Najpierw jadę do mojego rodzinnego miasta Zamościa, natomiast pod koniec grudnia zamierzam wybrać się z moimi znajomymi na kilka dni do Zakopanego.
Rozmawiał Dariusz Guzik