Krzysztof Danielewicz: Mamy swój styl, który staramy się doskonalić

- Jako drużyna mamy swój styl i staramy się go doskonalić, zdając sobie sprawę, że do ideału brakuje nam jeszcze sporo. Nie zadowalamy się tym, co jest, bo chcemy, żeby nasza gra przekładała się na większą ilość sytuacji bramkowych, na gole i na kolejne wygrane mecze. To, że utrzymujemy się długo przy piłce jest jednak podstawą - mówi pomocnik Pasów.
- Ostatni mecz ligowy z Zagłębiem był dla Ciebie w pewien sposób wyjątkowy. W
Lubinie spędziłeś kilka lat, wygrywając w barwach „Miedziowych" dwukrotnie Młodą
Ekstraklasę. Jakiś sentyment do tego klubu pozostał?
- Pozostał może nie tyle
jakiś wielki sentyment do klubu, bo na dobrą sprawę w Zagłębiu nie zdążyłem
nawet zaistnieć w Ekstraklasie, ale na pewno pozostał sentyment do ludzi, z
którymi kiedyś się zetknąłem w Lubinie i którzy też w miniony piątek ciepło
mnie przywitali. Na pewno nie zakręciła mi się natomiast łezka w oku, nie
miałem żadnych poważnych reminiscencji, po prostu gdy zakończył się mecz
poczułem satysfakcję z faktu, że odnieśliśmy pierwsze w tym sezonie wyjazdowe
zwycięstwo.
- Ciekawi mnie jaka
była reakcja twoich znajomych z Lubin na fakt, że w piątkowym meczu dwaj
środkowi pomocnicy grający w barwach Cracovii, którzy wychowali się w Lubinie,
zdominowali strefę środkową? Czy działacze Zagłębia nie plują sobie teraz w
brodę, że wymienili Danielewicza i Dąbrowskiego na Piątka i Kwieka?
- Wprawdzie
rozmawiałem z ludźmi, którzy w sprawach transferowych nie mają „siły sprawczej",
ale muszę przyznać, że pojawiały się takie opinie. Mówiono mi, że to szkoda dla
Zagłębie, że tak się ułożyło i że dziś gramy z Damianem Dąbrowskim w Cracovii,
ale generalnie wszyscy dobrze nam życzyli i mówili, że trzymają kciuki za nasze
dobre występy.
- Początek sezonu
2013/14 jest dla Ciebie udany. Od przyjścia do Cracovii miałeś jednak specyficzną
amplitudę, jeśli chodzi o Twoją formę: w przedsezonowych sparingach
prezentowałeś się wyśmienicie, potem po kilku słabych występach na jesieni
usiadłeś na ławce i były nawet takie momenty, że ciężko było Ci załapać się do
kadry meczowej. Na wiosnę się odbudowałeś, zacząłeś występować regularnie i już
pod koniec sezonu byłeś ważnym ogniwem zespołu. Teraz, w Ekstraklasie, można
powiedzieć, że jeśli chodzi o zawodników dotąd w elicie słabo kojarzonych obok
Sebastiana Stebleckiego jesteś „największym wygranym" tych pierwszych kolejek w
barwach Pasów.
- Rzeczywiście, ja w
Cracovii przebyłem już drogę z nieba do piekła i z piekła do nieba - miałem swoje
słabsze momenty, ale udało mi się odbudować i jestem w tym, a nie innym miejscu.
Awansowaliśmy do Ekstraklasy i teraz gram regularnie, trener mi ufa i bardzo
się z tego cieszę. Ciężko pracuję na to, by w każdym meczu pokazywać się z jak najlepszej
strony, by trener wiedział, że zawsze może na mnie polegać.
-
Jesteście w tej chwili na 6. miejscu w tabeli, ale w weekend czeka Was ciężkie
starcie z aktualnym Mistrzem Polski - Legia Warszawa. Myślisz, że w osiągnięciu
dobrego wyniku w sobotni wieczór pomoże Wam fakt, że Legia przyjedzie do
Krakowa rozbita porażką w dwumeczu ze Steauą?
- Myślę, że nie, bo Legia to z całą
pewnością zespół profesjonalistów - w mojej ocenie najlepsza obecnie ekipa w
Polsce. Odpadnięcie z rozgrywek Ligi Mistrzów to już przeszłość, a w
Ekstraklasie Legia przegrała dwa ostatnie mecze i wszyscy w klubie zdają sobie
sprawę z tego, że drużyna trenera Urbana nie może sobie pozwolić na kolejne
straty punktów. To będzie też dla nas dobry sprawdzian, bo jako drużyna mamy
oczywiście swój styl i staramy się go doskonalić, zdając sobie sprawę, że do
ideału brakuje nam jeszcze sporo. Nie zadowalamy się tym, co jest, bo chcemy,
żeby nasza gra przekładała się na większą ilość sytuacji bramkowych, na gole i
na wygrane mecze. To, że utrzymujemy się długo przy piłce jest jednak podstawą i
mam nadzieję, że naszą grą w meczu z Legią również nie sprawimy zawodu naszym
kibicom.