Krzysztof Danielewicz: Po przerwie całkowicie zdominowaliśmy rywali

- W drugiej połowie meczu było widać, że wykrzesaliśmy z siebie maksimum sił, graliśmy odważnie, ale i mądrze, dzięki czemu Wisła w drugiej części spotkania została całkowicie przez nas zdominowana. Wyrównaliśmy w pełni zasłużenie i mamy niedosyt, że nie udało się strzelić drugiej bramki, bo było bardzo blisko trzech punktów - mówi popularny „Dani".
- Jak
opisałbyś wczorajsze derby, jak podobała Ci się atmosfera i sam mecz?
- Było niesamowicie! Jeszcze
nigdy nie czułem takiego wpływu trybun na naszą grę, na to, jak nas niósł doping.
Naprawdę , to było nieprawdopodobne, doświadczyłem czegoś takiego po raz
pierwszy w życiu i nadal jestem pod wrażeniem. Myślę, że w drugiej połowie
meczu było widać, że wykrzesaliśmy z siebie maksimum sił, graliśmy odważnie, ale
i mądrze, dzięki czemu Wisła w drugiej części spotkania została całkowicie
przez nas zdominowana. Wyrównaliśmy w pełni zasłużenie i mamy niedosyt, że nie
udało się strzelić drugiej bramki, bo było bardzo blisko trzech punktów. Tak to
jednak jest, że jeśli meczu nie da się wygrać, to trzeba go zremisować.
- Czego zabrakło w Waszej grze w pierwszej połowie?
- Ciężko powiedzieć, bo
przecież gdybyśmy znali odpowiedź na to pytanie, to byśmy nie mieli tego
problemu. Czasami się gra tak, jak przeciwnik pozwala i można było zauważyć, że
my długimi momentami nie graliśmy wczoraj takiej piłki, jaką chcemy grać
właśnie dlatego, że Wisła nie pozwalała nam na to. Szukaliśmy więc innych
metod, bo jesteśmy też na to przygotowani i próbowaliśmy w inny sposób
przechytrzyć Wisłę i w drugiej połowie to nam się udało. Z drugiej strony:
Wisła też na ogół gra piłką, ale jakby tak policzyć długie piłki od ich
obrońców w tym meczu to było tego mnóstwo, a rzadko celne. To też pokazuje, że
rozegraliśmy naprawdę zacięty mecz.
- Trener Stawowy w starciu z Wisłą postawił na młodzież w drugiej linii,
podczas gdy w Wiśle w środku pola grali rutyniarze. To jednak chyba młodzi
Pasiacy wypadli chyba w tym starciu lepiej.
- Piłkarze Wisły to nie są zawodnicy,
przed którymi powinny nam się trząść nogi. Owszem, mają większe doświadczenie,
więcej rozegranych meczów w Ekstraklasie, ale u nas też są doświadczeni koledzy,
choć może akurat nie w drugiej linii. Nie do pomyślenia jednak byłaby dla mnie
taka sytuacja, że trzęsą nam się nogi, bo jesteśmy młodsi, czy mniej ograni.
Wychodzimy na boisko i tam udowadniamy swoją wartość - to, czy potrafimy grać,
czy nie.
- Co usłyszeliście w przerwie od trenera, co przywróciło Was na właściwe
tory?
- Nie za bardzo mogę zdradzać, co to było
(śmiech). Ale mogę powiedzieć, że było merytorycznie. Dostaliśmy parę rad i
uwag, które jak widać pomogły i ruszyliśmy do przodu. Ta druga połowa była dla
nas kluczowa: prowadziliśmy grę, mieliśmy zdecydowanie więcej sytuacji -
przynajmniej trzy stuprocentowe, z czego jedna wykorzystana. Na pewno te
merytoryczne uwagi trenera i wiara, jaką w nas umocnił były kluczem do lepszej
gry.