Maciej Madeja: Wszystko zaczęło się od wujka

  • Wywiady
04.12.2008
Maciej Madeja: Wszystko zaczęło się od wujka
5 grudnia 1948 Cracovia wygrała z Wisłą 3:1 i została Mistrzem Polski. Na trybunach stadionu Garbarnii zgromadziło się wtedy blisko dwadzieścia tysięcy kibiców, a wśród nich 8-letni Maciuś Madeja, dla którego był to pierwszy w życiu mecz. Dziś żyjąca legenda Cracovii opowiada nam o swoich przeżyciach związanych z tym pojedynkiem.



- Jak to się stało, że trafił pan na to spotkanie?
- Mieszkałem w Zabierzowie i tą sytuacją rządził przypadek. Wujek, zresztą kibic Wisły, zabrał mnie na stadion Garbarnii i tak się na nim znalazłem.

- Szedł pan na to spotkanie jako ośmiolatek, który nigdy nie był na meczu, w dodatku z wujkiem wiślakiem. Mimo to został pan kibicem Cracovii...
- Zadecydowały o tym dwie, a nawet trzy sprawy. Zwycięstwo Pasów, tytuł Mistrza Polski oraz barwy. Automatycznie skojarzyły mi się z flagą Polski.

- Co wujek na to?
- Przez całą drogę powrotną do domu w ogóle się do mnie nie odzywał. Zresztą nie dotrzymał słowa, bo przed meczem powiedział, że weźmie mnie na lody. Emocje wzięły górę i wujek jednak mnie nie zabrał. W sumie miał prawo, bo zaraz po końcowym gwizdku oświadczyłem mu, że będę kibicem Cracovii i tak też się stało. Do dnia dzisiejszego nim jestem panie Darku, do dnia dzisiejszego!

- A co taki ośmiolatek pamięta z tego spotkania?
- Na początku było tego niewiele. Wiedziałem, że Cracovia wygrała 3:1, ale dopiero później dowiadywałem się, kto grał, kto strzelał bramki. W późniejszym czasie zostałem bowiem sędzią piłkarskim, więc miałem okazję rozmawiać z zawodnikami grającymi w tym meczu.

- To musiało być ogromne przeżycie dla takiego małego chłopca...
- Dokładnie! To było coś niesamowitego. Pierwszy raz znalazłem się na stadionie i to był ogromny dla mnie szok. Cały stadion kibiców dopingował swoje drużyny. Potem często na rodzinnych schadzkach dziękowałem wujkowi, że wziął mnie na ten mecz. Nawet żartowałem, że w ramach podziękowań teraz ja mogę go zabrać na lody.

- Bohaterem spotkania był Stanisław Różankowski, strzelec dwóch goli...
- Wspaniały człowiek! Pamiętam pewną sytuację z drugiej połowy lat 70.tych. Byłem już wtedy sędzią na szczeblu centralnym i na jednym z meczów spotkałem właśnie Stasia. Po spotkaniu zobaczyłem go w kawiarence przy stadionie Cracovii, siedział z kibicem, przywitałem się i zaczęliśmy rozmowę.

- O czym?
- Przede wszystkim o pamiętnym spotkaniu z 1948 roku. Powiedziałem mu, że od tamtego meczu wszystko się zaczęło. Potem przyznałem, że to zaszczyt z nim rozmawiać. Wtedy Stasiu zaproponował mi dłuższą pogawędkę, w trakcie której zwracałem się do niego per pan. Wreszcie zareagował. Wziął mnie do restauracji Poler na śledzika, potem wypiliśmy jeszcze po pięćdziesiątce. i wtedy przeszliśmy na Ty. Byłem niesamowicie dumny.

Rozmawiał Dariusz Guzik