Marcin Cabaj: Wychodzimy na boisko, żeby wygrywać

  • Wywiady
07.12.2009
Marcin Cabaj: Wychodzimy na boisko, żeby wygrywać
- To taki cholerny mecz dla bramkarza, w którym kontaktów z piłką miałem około czterdziestu, ale grałem wtedy głównie nogami z naszymi obrońcami - mówi po sobotnim spotkaniu ze Śląskiem Wrocław (1:0) Marcin Cabaj. Popularny „Wąski” zachował w tym pojedynku czyste konto.

- To taki cholerny mecz dla bramkarza, w którym kontaktów z piłką miałem około czterdziestu, ale grałem wtedy głównie nogami z naszymi obrońcami - mówi po sobotnim spotkaniu ze Śląskiem Wrocław (1:0) Marcin Cabaj. Popularny „Wąski” zachował w tym pojedynku czyste konto.

- Cztery zwycięstwa z rzędu – coś niebywałego!
- Po to wychodzimy na boisko, żeby wygrywać. Nieraz to się udaje, nieraz nie. Cały czas idziemy jednak na tej fali i mam nadzieję, że będzie ona wznosząca przynajmniej do 12 grudnia (spotkanie w Gdańsku z Lechią – przyp.). Mecz ze Śląskiem wygraliśmy. Czy on był piękny? Tak sobie. Gra na pewno nie jest jeszcze taka, jaką byśmy chcieli. Wiemy, że potrzebne są nam zwycięstwa, by – jak to mówi trener Lenczyk – wykonać porządny fundament pod to, co będziemy robili w następnej rundzie.

- Trochę obawialiście się Śląska, tymczasem ten zespół pierwszy celny strzał na twoją bramkę oddał dopiero w samej końcówce meczu (Łukasz Madej - przyp.)...
- Nawet nie wiem, czy można to nazwać strzałem, bo piłka ledwo co leciała. Więcej było wrzutek w pole karne, niż uderzeń. Po strzeleniu przez nas bramki skróciliśmy pole i nie daliśmy Śląskowi rozwinąć skrzydeł. Ta taktyka sprawdziła się, bo nie straciliśmy bramki.

- Jak oceniasz obecną postawę waszej defensywy? Chyba jest lepiej...
- Przede wszystkim nie tracimy bramek. Jeszcze nie tak dawno mieliśmy z tym problem. Praktycznie co mecz strzelaliśmy jednego gola, a jednocześnie traciliśmy je ze stałych fragmentów gry. Mam nadzieję, że sobie już z tym poradziliśmy i to jest chyba klucz do tego wszystkiego. Ponadto wydaje mi się, że praca z trenerem Lenczykiem przynosi duży skutek. Jeszcze w połowie tej rundy mieliśmy sił na, powiedzmy, siedemdziesiąt minut. Teraz na troszkę więcej.

- Na ile?
- Myślę, że spokojnie wytrzymujemy tempo dziewięćdziesięciu minut.

- W sobotnim spotkaniu – o czym już mówiliśmy – nie miałeś zbyt wielu okazji do interwencji, ale to chyba nie był łatwy mecz dla bramkarza...
- No tak. Trener Lenczyk przestrzegał mnie, żebym się cały czas rozgrzewał. To taki cholerny mecz dla bramkarza, w którym kontaktów z piłką miałem około czterdziestu, ale grałem wtedy głównie nogami z naszymi obrońcami. Było też parę wrzutek i ten jeden strzał. Za wiele pracy nie miałem, natomiast niekiedy rolą bramkarza jest bycie ostatnim stoperem drużyny.

DG

(fot. Grzegorz Gołda)