Marek Wasiluk: Wreszcie mogłem zagrać

- Widać było, jak od pierwszych minut ruszyliśmy niesieni dopingiem kibiców. To zupełnie inna atmosfera, gdy trybuny są tak blisko murawy - zauważa obrońca Cracovii, Marek Wasiluk.
- Trochę czekałeś na powrót do gry…
- Zgadza się. Miałem niezbyt przyjemną kontuzję, którą trzeba było
wyleczyć. W sumie trwało to jakieś sześć tygodni. Wreszcie mogłem
zagrać, co prawda czterdzieści pięć minut, ale najważniejsze, że
wygraliśmy.
- Jakie wrażenia wywołał w tobie nowy stadion?
- Widać było, jak od pierwszych minut ruszyliśmy niesieni dopingiem
kibiców. To zupełnie inna atmosfera, gdy trybuny są tak blisko murawy.
To obiekt typowo piłkarski. Sama przyjemność grania.
- Starałeś się włączać do ofensywnych akcji zespołu…
- Bodajże dwa razy. Za pierwszym razem niestety złamał mi się but
(śmiech), za drugim byłem chyba faulowany, ale sędzia nie odgwizdał
przewinienia. Musiałem się jednak bardziej skupić na defensywie.
- Jak to but złamał się na pół?
- No złamał się. Poszła podeszwa i ledwo wstałem.
- W jednej sytuacji uratowałeś zespół od utraty bramki…
- Ale piłka chyba i tak nie wpadłaby do siatki. Tak mi się wydaje.
Wybiłem bardziej asekuracyjnie. Zagraliśmy fajnie w defensywie jako
zespół i czyszczenie akcji było dla obrońców jedynie formalnością.
DG