Mateusz Żytko: Cała runda była do wygrania

    21.04.2012
    Mateusz Żytko: Cała runda była do wygrania
    - Cała runda była do wygrania i cała runda była do utrzymania się. Graliśmy na początku rundy trzy ważne mecze u siebie, w których nie udało nam się ani razu zdobyć trzech punktów – dwa pierwsze spotkania zremisowaliśmy, a w trzecim ponieśliśmy porażkę z Zagłębiem Lubin. Nie traktuję tego w ten sposób, że „klamka zapadła” i jakiś jeden wynik skazuje nas na spadek. Matematyka daje nam wciąż szanse i jeśli wygramy trzy pozostałe mecze to na pewno się utrzymamy – mówi obrońca Pasów.

    - Cała runda była do wygrania i cała runda była do utrzymania się. Graliśmy na początku rundy trzy ważne mecze u siebie, w których nie udało nam się ani razu zdobyć trzech punktów - dwa pierwsze spotkania zremisowaliśmy, a w trzecim ponieśliśmy porażkę z Zagłębiem Lubin. Nie traktuję tego w ten sposób, że „klamka zapadła" i jakiś jeden wynik skazuje nas na spadek. Matematyka daje nam wciąż szanse i jeśli wygramy trzy pozostałe mecze to na pewno się utrzymamy - mówi obrońca Pasów.

    - Nie przynosi Wam chwały remis z przeciętną drużyną Widzewa, a zwłaszcza to, że oddaliście w tym meczu zaledwie jeden celny strzał na bramkę łodzian.
    - Widzew mógł dziś pozwolić sobie na to, by stać z tyłu i kontrować. My musieliśmy stworzyć sytuacje - te sytuacje były, ale nie wykorzystaliśmy ich i stąd wynik 0:0. Ja jako obrońca staram się robić to, co trener przekazał mi na odprawie meczowej, czyli wyłączyć Kaczmarka, który był motorem napędowym Widzewa i myślę, że mi się to udawało. Każdy zawodnik, który gra w meczu musi odpowiadać za siebie, za to co robi. Wiadomo, że nie wykorzystaliśmy kilku dobrych sytuacji, ale mnie też nie wypada wypowiadać się na temat kolegów. Każdy ma jakieś zadania i z nich jest potem rozliczany.

    - Szanse na utrzymanie po tym remisie zmalały dość znacznie.
    - Wszyscy w Cracovii - zawodnicy, trenerzy, prezesi - wierzymy w utrzymanie Pasów w Ekstraklasie. Pozostały nam trzy mecze, a najbliższy to derby, w których wszystko jest możliwe. Potem czeka nas mecz z Ruchem Chorzów na własnym stadionie, w którym nie stoimy na straconej pozycji, z uwagi na to, że Ruch tez gra „o coś" - nie będą murować bramki, tylko będą się starać grać w piłkę i atakować. W ostatniej kolejce wyjazd do Bełchatowa, który zapewne zaważy o naszej przyszłości w Ekstraklasie.

    - W zeszłym sezonie po meczu z Widzewem, w którym Cracovia przegrała na własnym stadionie 1:2, też wydawało się, że szanse na utrzymanie zostały pogrzebane, a mimo to ostatecznie udało się utrzymać. Myślisz, że można się tu doszukiwać pewnej analogii?
    - No cóż, taka analogia byłaby mile widziana. Na pewno chcieliśmy bardzo wygrać ten mecz z Widzewem i 0:0 to nie jest szczyt naszych marzeń, ale remis też daje jeden punkt.

    - Nie traktujesz tego remisu mimo wszystko jako porażki?
    - Powiem tak: jak na koniec sezonu zabraknie nam dwóch punktów do utrzymania to na pewno będzie to porażka, ale na razie jesteśmy w grze i mamy trzy punkty straty do Lechii Gdańsk, która gra teraz bardzo ciężkie spotkanie ze Śląskiem. Jest to „mecz przyjaźni" pomiędzy tymi klubami, ale Śląsk gra o mistrzostwo i na pewno nie odpuści tego meczu.

    - A nie masz wrażenia, że z tych ostatnich meczów w sezonie ten z Widzewem po prostu musieliście wygrać?
    - Cała runda była do wygrania i cała runda była do utrzymania się. Graliśmy na początku rundy trzy ważne mecze u siebie, w których nie udało nam się ani razu zdobyć trzech punktów - dwa pierwsze spotkania zremisowaliśmy, a w trzecim ponieśliśmy porażkę z Zagłębiem Lubin. Nie traktuję tego w ten sposób, że „klamka zapadła" i jakiś jeden wynik skazuje nas na spadek. Matematyka daje nam wciąż szanse i jeśli wygramy trzy pozostałe mecze to na pewno się utrzymamy.

    - Mówiąc szczerze trudno wierzyć, że wygracie wszystkie trzy mecze do końca roku i chyba raczej musicie jednak liczyć na to, że inne zespoły Wam pomogą - jak choćby Śląsk w meczu z Lechią.
    - No tak, musza nam pomóc. Doprowadziliśmy do takiej sytuacji, że nie zależy to w stu procentach od nas, ale także od innych drużyn. Miejmy nadzieję, że szczęście się jednak do nas uśmiechnie, bo w meczu z Widzewem nie mieliśmy go zbyt dużo. W piątek Widzew tylko raz tak naprawdę zagroził naszej bramce, kiedy Radek Matusiak „nawinął" nas w polu karnym, ale Wojtek Kaczmarek był na posterunku. My mieliśmy swoje sytuacje - przynajmniej trzy naprawdę dobre - ale nie udało się strzelić zwycięskiego gola.

    - Wierzycie, że w derbach stać Was na to zwycięstwo, którego zabrakło dzisiaj?
    - Mimo tego, że mieliśmy tylko trzy dni przerwy od meczu z Polonią Warszawa, to myślę, że w spotkaniu z Widzewem to my prowadziliśmy grę i w końcówce byliśmy bliżsi uzyskania zwycięskiego gola. Chociaż graliśmy dwa mecze w krótkim odstępie czasowym można po nich powiedzieć, że jesteśmy dość dobrze przygotowani i do 90 minuty mamy siłę, żeby walczyć. Teraz mamy nieco więcej czasu na odpoczynek, bo gramy dopiero w poniedziałek. Uważam, że zgodnie ze stara zasadą, w derbach wszystko jest możliwe, a przedmeczowy faworyt przed meczem na boisku nie musi być stroną dominującą. „Święta Wojna" to bardzo szczególny mecz i zdajemy sobie z tego sprawę. Tak jak dzisiaj jest Gran Derbi Europy, tak my za tydzień mamy „Gran Derbi" Polski. Zrobimy wszystko, żeby w tym meczu sprawić niespodziankę. Jesteśmy to winni naszym kibicom.

    - Po meczu kibice nie narzekali na Was - nie było obelg, ale właśnie zagrzewanie do walki w derbach.
    - Mam nadzieję, że nasi kibice nie pogodzili się ze spadkiem i nadal w nas wierzą. Jeżeli wygramy z Wisłą to cały czas droga do utrzymania jest otwarta. Nie jest tak, że chowamy głowy w piasek i czekamy na to, co będzie w przyszłym sezonie. Będziemy walczyć do końca. A że wypada teraz mecz z Wisłą? Trudno. Mam nadzieję, że dla Wisły (śmiech).

    - Tak naprawdę w meczu z Widzewem zaczęliście nadawać tempo grze dopiero w ostatnich dwudziestu minutach gry.
    - Zawsze jest inne postrzeganie z trybun, a inne z boiska. Mnie się wydawało, zagraliśmy solidnie w obronie i że poza ta jedną stuprocentową sytuacją Radka Matusiaka Widzew po prostu nam nie zagrażał. Wiadomo, że nie o remis w tym meczu nam chodziło, ale to, żeby strzelić bramkę, to jest z kolei przede wszystkim zadanie dla pomocników i napastników, którzy muszą w jakiś sposób „ukąsić" przeciwnika. To się nie udało, pomimo tego, że mieliśmy ku temu dobre sytuacje.

    - Wychodząc na najbliższy mecz z Wisłą będziecie mieć w pamięci ten jesienny, w którym na Cracovię też nikt nie stawiał, w którym byliście skazywani na porażkę?
    - Myślę, że to nieważne jaki mecz był w poprzedniej rundzie - ważne co się zagra w danym dniu. To jest mecz o panowanie w Krakowie na najbliższe - miejmy nadzieję - pół roku i tylko to się liczy. Na pewno tak, jak na jesieni Wisła będzie faworytem w tym meczu, ale my nie składamy broni i chcemy wygrać ten mecz.

    - Dzisiaj Miloś Kosanović dostał ósmą żółtą kartkę i nie zagra w derbach, za to prawdopodobnie wrócą do gry Janek Hośek i Łukasz Nawotczyński. Obrona znowu się zmieni. To chyba trochę uciążliwe, że w każdym meczu gracie innym zestawieniem tej formacji, prawda?
    - Życie nie toleruje próżni - kiedy wypada jeden zawodnik, to w jego miejsce wskakuje następny. Miejmy nadzieję, że ten kto zagra na stoperze przeciwko Wiśle wypadnie bardzo dobrze. Te ciągłe rotacje może nam nie pomagają, ale z drugiej strony: przez cały sezon zdążyliśmy się już przyzwyczaić do sytuacji, że w każdym meczu obrona wygląda trochę inaczej i w wielu meczach to naprawdę nie miało wpływu na naszą grę. Dzisiaj na przykład Krzysiek Nykiel zagrał bardzo dobrze na stoperze, skrzydła Widzewa też zostały odcięte, więc te rotacje w obronie nie są przyczyna straty punktów. Zbrakło skuteczności pod bramką przeciwnika i stąd 0:0.