Mateusz Żytko: Zawsze mam książkę pod ręką

- Czytam
codziennie, ale czy to oznacza, że jestem molem książkowym? Trudno powiedzieć.
Staram się jednak wykorzystać każdą wolną chwilę, nawet gdy trwa ona dziesięć,
piętnaście minut. Nawet gdy oglądam film w telewizji i będzie przerwa na
reklamy, od razu biorę do ręki książkę i czytam - opowiada o swojej pasji nowy
stoper Cracovii, Mateusz Żytko.
- Niektórzy piłkarze Cracovii spędzają aktywnie swój wolny czas podczas obozu przygotowawczego w Zuthpen - grają w tenis stołowy, wii, czy kręgle. A jaki ty masz pomysł na czas między treningami?
- Przede wszystkim czytam książki. Lubię to robić i czytam przynajmniej kilka w miesiącu. Mam już bogatą kolekcję, bo moje poważna przygoda z książkami zaczęła się już dwanaście lat temu. Tak lubię spędzać wolny czas, a tego na obozach przygotowawczych jest trochę.
- Można powiedzieć, że jesteś takim molem książkowym? Każdą wolną chwilę poświęcasz lekturze?
- Czytam codziennie, ale czy to oznacza, że jestem molem książkowym? Trudno powiedzieć. Staram się jednak wykorzystać każdą wolną chwilę, nawet gdy trwa ona dziesięć, piętnaście minut. Nawet gdy oglądam film w telewizji i będzie przerwa na reklamy, od razu biorę do ręki książkę i czytam.
- To taki nawyk?
- Tak, zdecydowanie. Zawsze mam książkę pod ręką - w ciągu dnia w salonie, wieczorami w sypialni. Właściwie to można powiedzieć, że jestem molem książkowym. Ale mam też inne pomysły na spędzanie czasu wolnego (śmiech).
- Jakie?
- Lubię grać na konsoli. Interesuje mnie tylko jedna gra - „Call of Duty", każdego roku nowa edycja. Czasami potrafię spędzić kilka godzin w ciągu dnia i grać przez Internet z innymi użytkownikami.
- Z przerwami na książkę...
- Czasami jak się „wkręcę" w grę, to i książka zostaje z boku (śmiech). Konsola, podobnie lektura, potrafi mnie wciągnąć na długie godziny.
- Wolisz kupować książki, czy je wypożyczać?
- Zdecydowanie kupować. Nie lubię pożyczać książek od kogoś. Gdy ktoś mi powie, że ma coś interesującego i może mi pożyczyć, to wolę zapytać o tytuł i później wybrać się do księgarni. Wolę mieć własne książki. Chciałbym bowiem, gdy już będę miał swoje własne mieszkanie, zrobić sobie jeden pokój z regałami, na których mógłbym poustawiać wszystkie moje książki.
- Jaką tematykę preferujesz?
- Generalnie czytam książki fantasy i od czasu do czasu również powieści historyczne. Inne gatunki raczej mnie nie interesują, choć nie ukrywam, że czasami zdarzy mi się przeczytać czyjąś biografię, albo też stricte historyczną książkę.
- Skąd taka słabość do fantasy?
- Po raz pierwszy sięgnąłem po książkę z tego gatunku za namową mojej kuzynki. To był „Wiedźmin" Andrzeja Sapkowskiego. Tak zaczęła się moja przygoda z fantasy. Od tamtego czasu wyszukuję sobie odpowiednich tytułów, kupuję i czytam.
- A ksiązki historyczne?
- Bardzo lubiłem historię, czy to w podstawówce, czy w liceum. Co więcej, interesuję się też historią powszechną. Czasami potrzebuję takiej odskoczni od świata fantasy i wtedy sięgam po coś osadzonego w naszych realiach.
- Przy twoim łóżku leży książka, którą studenci nazwaliby „cegłą". Ma z 800 stron. Jaki ma tytuł?
- Jest to „Świat bez końca" Kena Folleta i faktycznie jest dość gruba. Lubię jednak tak obszerne książki, bo przynajmniej wiem, że historia w nich przedstawiona szybko się nie skończy. Choć zdaję sobie sprawę, że niektórych odstraszyłaby sama jej objętość.
- Jesteś fanem Folleta?
- Lubię jego książki. Jego styl przypadł mi do gustu po przeczytaniu „Filary ziemi". Czytałem kolejne jego książki i wiem, że kilka filmów powstało na ich podstawie. Pisze książki historyczne osadzone w Średniowieczu, ale ma też w swym dorobku kilka o charakterze szpiegowskim, które również były bestsellerami.
- Polecasz „Świat bez końca"?
- Powiem, jak przeczytam (śmiech). Mogę jednak przytoczyć pewną anegdotkę związaną z tą książką. Na lotnisku w Katowicach skąd leciałem na obóz przygotowawczy do Holandii poprosiłem naszego dyrektora sportowego, Tomasza Rząsę, by pomógł mi ją przewieźć. Bagaże mają swoje limity, ja swój miałem niemal wypełniony, a książka waży ponad kilogram (śmiech).
- Lubisz obejrzeć filmy, które są adaptacją danej książki?
- Nie jestem ich wielkim fanem, ale zawsze z ciekawością obejrzę film oparty na powieści, którą kiedyś przeczytałem. Porównuję wtedy to, jak ja wyobrażałem sobie daną sytuację do tego, jak zrobili to inni.
- Jakiś przykład?
- Bardzo podobały mi się filmy oparte na sadze „Władca pierścieni". Był też serial „Filary ziemi" oparty na książce o tym samym tytule autorstwa Folleta. Z przyjemnością oglądałem kolejne odcinki.
- Ostatnio hitem telewizyjnym jest serial „Gra o tron"...
- Dokładnie. „Gra o tron" (autorstwa Georgea R.R. Martina - przyp.) była jedną z moich pierwszych książek fantasy, przeczytałem ją dwanaście lat temu. Wtedy chyba nawet nie mogłem sobie wyobrazić tego, że powstanie serial oparty na podstawie tej książki. Tymczasem jest już w telewizji, a do sfilmowania pozostało jeszcze kilka tytułów będących kontynuacją akcji rozpoczętej w „Grze o tron" - „Starcie królów", „Nawałnica mieczy" podzielona na dwie księgi, „Uczta dla kruków" również podzielona na dwie książki. No i wreszcie „Taniec ze smokami", który znajdzie się w księgarniach w tym roku i który również będzie podzielony na dwie księgi. Jeżeli zatem ktoś obejrzał serial i mu się spodobał, to tym bardziej zachęcam do przeczytania książek. Są jeszcze lepsze.
Rozmawiał Dariusz Guzik