Mecz o tytuł Mistrza Polski

    04.11.2011
    Mecz o tytuł Mistrza Polski
    Czwarta część historycznych Wielkich Derbów: 5 grudnia 1948, Cracovia - Wisła 3:1.

    MECZ O TYTUŁ MISTRZA POLSKI
    5 grudnia 1948
    Cracovia - Wisła 3:1
    Bramki:
    0:1 Legutko
    1:1 S. Różankowski
    2:1 Szeliga
    3:1 S. Różankowski
    Sędzia: Julian Brzuchowski z Warszawy

    W roku 1948 zmagania ligowe zakończyły się nietypowo: Cracovia i Wisła zdobyły identyczną ilość punktów, a w tej sytuacji - zgodnie z przepisami ówczesnego regulaminu rozgrywek - do wyłonienia Mistrza Polski potrzebny był jeszcze jeden mecz. Zwycięzca zgarniał całą pulę.

    Spotkanie z grudnia 1948 przeszło do historii: był to pierwszy i prawdopodobnie jedyny taki mecz, kiedy bezpośredni pojedynek pomiędzy Cracovią, a Wisłą był zarazem barażem o prymat w kraju. Pojedynek na stadionie Garbarni, gdzie wcześniej były już kilkukrotnie rozgrywane Wielkie Derby, przyciągnął nieprzebrane tłumy kibiców - nie tylko z Krakowa, ale też z innych rejonów kraju.
    Wszyscy oni zostali świadkami sławnego po dziś dzień triumfu Pasów, które w 1948 roku zdobyły ostatni w swej dotychczasowej historii tytuł mistrzowski, zwyciężając Wisłę 3:1.

    DERBY 1948 W PRASIE


    Relacja gazety „Piłkarz":

    Cracovia mistrzem Polski

    Tegoroczne rozgrywki ligowe zostały zakończone finałowym spotkaniem dwóch najlepszych zespołów Polski: Cracovii i Wisły, które przyniosło zasłużone i zdecydowane zwycięstwo Cracovii w stosunku 3:1.
    Biało-czerwoni zwyciężając swojego najgroźniejszego rywala, zdobyli po raz piąty w historii piłkarskich rozgrywek o mistrzostwo Polski zaszczytny tytuł mistrza Polski. Po warszawskiej Polonii pierwszym powojennym mistrzu Polski i Warcie, tym razem Kraków w trzecich po wojnie rozgrywkach o mistrzostwo Polski został siedzibą nie tylko pierwszej, lecz i drugiej najlepszej drużyny piłkarskiej.
    Ten rzadki sukces zasługuje na specjalne podkreślenie i świadczy o tym, iż Kraków będący kolebką piłkarstwa polskiego, jest dziś bezsprzecznie najlepszym okręgiem w Polsce.
    Okręg krakowski zdobył również po raz drugi cenne trofeum w postaci pucharu Kałuży, dzięki zwycięstwu Łodzi nad Śląskiem w ostatnim spotkaniu z cyklu rozgrywek pucharowych.
    Sukces ten jeszcze bardziej podkreśla dominującą pozycję piłkarstwa krakowskiego, którą z pewnością w przyszłości utrzyma.

    Niezłomna wola zwycięstwa i skrajne poświęcenie zadecydowały...

    Już od tygodnia Kraków żył tym meczem. Zwycięstwo Cracovii nad Garbarnią i Wisłą nad Rymerem nie rozwiązało kwestii mistrzowskiej. Obie drużyny zdobyły po 38 punktów i o tytule mistrza Polski miał rozstrzygnąć trzeci decydujący mecz.
    PZPN w porozumieniu z zainteresowanymi klubami wyznaczył boisko Garbarni na teren „świętej wojny" a dniem decydującej batalii miała być niedziela 5 grudnia.
    Data ta przejdzie do historii piłkarstwa polskiego, jako dzień wyłonienia w bezpośrednim starciu pierwszego po wojnie mistrza Ligi, którym została jedenastka Cracovii, po zwycięstwie nad Wisłą 3:1.
    Gorączka przedmeczowa opadła w przeddzień zawodów. Obie drużyny przygotowywały się starannie do tego wielkiego wydarzenia, kibice ufni w siły swoich zespołów rozważali na zimno szanse swej drużyny i siły przeciwnika.
    Ale w niedzielę już od rana dwa słowa: Cracovia i Wisła były na ustach wszystkich.
    Kilkunastotysięczny tłum sympatyków obu drużyn ciągnął od godziny ósmej na boisko Garbarni w Ludwinowie, które już na pół godziny przed meczem zapełnione było do ostatniego miejsca.
    Uwagę widzów przykuła grupa kibiców Wisły z dużym sztandarem klubowym, stojąca po lewej stronie boiska i dająca znać o sobie hałaśliwym trąbieniem i dzwonieniem.
    Punktualnie o godzinie 11-tej na lekko zamarznięte boisko wybiegła jedynastka Wisły, prowadzona przez kapitana drużyny - Jurowicza.
    W trzy minuty potem wychodzi arbiter spotkania inż. Brzuchowski z Warszawy w asyście sędziów liniowych: p. Boskiego i Grabeca.
    W minutę potem wybiega drużyna Cracovii z kapitanem zespołu - E. Jabłońskim na czele.
    Krótkie przemówienie sędziego, po ceremonii losowania boisk i grę rozpoczyna Wisła.

    W pierwszej minucie sensacja

    Kilka krótkich zagrań obu ataków, dwa rzuty wolne, egzekwowane przez Wisłę, zamieszanie pod bramką Cracovii, ostry daleki strzał Legutki i... 1:0 dla Wisły!
    Oto pion pierwszej minuty gry... Zanosi się na sensację. Przy stałym aplauzie swoich zwolenników, Wisła przeprowadza kilka ataków, lecz obrona Cracovii zaczyna powoli „rozkręcać się" stopując wypady napastników „czerwonych".
    Dopiero w 4-tej minucie nutujemy pierwszy groźny atak Cracovii. Kończy się on na przedpolu bramkowym Wisły.
    Mamoń ładnie wypuszcza w 5-tej minucie Gracza lecz łącznik Wisły stał na pozycji „spalonej".
    Centra Cichowskiego w 8-mej minucie staje się łupem Rybickiego.
    Od 10-tej minuty atak Cracovii wspierany dokładnymi piłkami rozpoczyna szereg akcji na bramkę Jurowicza.
    Różankowki I grający na pozycji kierownika ataku, gubi na kilka kroków przed bramką piłkę, a w chwilę po ten sam zawodnik wypuszcza niefortunnie Szeligę, który nie dochodzi do piłki. Poświat i Szeliga w 14-tej i 16-tej minucie marnują dwie dogodne pozycje.
    Do dalekiego strzału Poświata w 21-szej minucie wybiega Jurowicz, który pośliznąwszy się, omal nie przepuszcza piłki.
    Dopingowana przez swoich zwolenników Wisła, otrząsa się z lekkiej przewagi Cracovii i inicjuje kilka ataków na bramkę biało-czerwonych. Kończą się one jednak na „żelaznym bloku" defensywy Cracovii, względnie kilka strzałów napastników Wisły wyłapuje Rybicki.
    Kilkuminutowy okres przewagi Wisły przynosi jej jedynie dwa niewykorzystane rzuty rożne. Również i Cracovia uzyskuje dwa kornery w 26 i 29 minucie. Po tym drugim następuje groźny moment pod bramką Wisły, wyjaśniony przez przytomnie broniącego Jurowicza. W kontrataku „robi się gorąco" pod bramką Rybickiego, ale sytuację wyjaśnia Jabłoński I, odbijając piłkę na róg.
    W 31-szej minucie piękne zagranie całej piątki ataku Cracovii kończy się wspaniałym woleyiem Poświata, który Jurowicz odbija z trudem ponad poprzeczkę.

    Dwie bramki w jednej minucie

    Nadchodzi 44-ta minuta pierwszej połowy. Minuta, która rozstrzygnęła spotkanie na korzyść Cracovii.
    Jabłoński II przechodzi z piłką na prawą stronę boiska, mijając kilku zawodników, podaje prostopadle do Poświata, ten centruje, a nadbiegający Różankowski II lokuje piłkę główką w siatce.

    Tuż po rozpoczęciu gry przez Wisłę przy piłce jest znów Różankowski II, który podchodzi z piłką do linii pola karnego Wisły, przytomnie podaje nieobstawionemu Szelidze, a ten z paru metrów płaskim, przyziemnym strzałem zdobywa drugą bramkę, powitaną przez sympatyków biało-czerwonych burzą oklasków.
    Zryw Wisły na minutę przed przerwą kończy się strzałem Gracza głową tuż koło słupka.

    Po przerwie

    Wisła stawia wszystko na jedną kartę.

    Pierwsze kilkanaście minut upływa na nerwowej grze ataku czerwonych, którzy nie mogą sforsować tyłów Cracovii próbuje pojedynczych wypadów.
    Przedziera się z piłką Mamoń lub Gracz jednakowoż dochodzą oni tylko do linii pola karnego, gdzie obrońcy lub pomocnicy Cracovii oddalają niebezpieczeństwo.
    15-ta minuta drugiej połowy przynosi daleki strzał Różankowskiego I, obroniony przez Jurowicza. Jabłoński II w 16-tej minucie rzucając się pod nogi będącemu w dogodnej pozycji Cisowskiemu, ratuje przed pewną bramką. Rzut wolny z połowy boiska egzekwowany przez Gędłka omal nie przynosi trzeciej bramki. Wysoki „kozioł" wyłapuje z trudem Jurowicz.
    W chwili gdy cała niemal drużyna Wisły po jednym z ataków skoncentrowała się pod bramką Cracovii, wypad Różankowskiego II kończy się trzecią bramką, strzeloną przytomnie przez prawego łącznika Cracovii.
    Wisła mimo porażki - nie daje za wygraną, jednak zbyt nerwowo grający napastnicy przestrzeliwują szereg dogodnych pozycji.
    W 37-mej minucie Jabłoński I ratuje głową z samej linii bramkowej, uniemożliwiając zdobycie przez Wisłę drugiej bramki.
    Po przeciwnej stronie boiska tuż przed końcem omal nie pada czwarta bramka. Radoń strzela z daleka ponad wybiegającym Jurowiczem, lecz piłka mija pustą bramkę i wychodzi na aut.
    Jeszcze kilka zagrań obu zespołów i sędzia zawodów odgwizduje koniec meczu.

    Jak grały drużyny?...

    Mecz był ciekawy, żywy i stał okresami na bardzo dobrym poziomie, mimo ciężkiego terenu. Obie drużyny w walce o największą stawkę dały z siebie maksimum wysiłku. O ile jednaka ofiarności i ambicję Wisły oceniamy procentowo na 90 proc. to Cracovia wykonała plan "ponad normę" z dużą nadwyżką.
    W drużynie zwycięzców nie było bodajże słabego punktu, a atak białoczerwonych, uchodzący dotychczas za najsłabszą linię Cracovii, rozegrał jedno z najlepszych spotkań w sezonie. Zadziwili zwłaszcza swą pracowitością i ambicją bracia Różankowscy, najlepsi w ofensywie zwycięzców.
    Szeliga, Radoń i Poświat nie ustępowali wiele swym kolegom. Potrafili oni powiązać żywiołowe ataki braci Różankowskich w harmonijną całość, piękną dla oka - i co ważniejsze skuteczną.
    O "żelaznym bloku ofensywy "białoczerwonych należałoby pisać w superlatywach. Linia pomocy i obrony potrafiła nie tylko rozbijać ataki Wisły, ale również wspomagać dokładnymi piłkami własny atak. B-cia Jabłońscy walczyli o lepsze z Gędtkiem i Glimasem tak, iż wyróżnienie któregokolwiek z tych zawodników byłoby krzywdzące dla pozostałych. Kaszuba dawał sobie skutecznie radę z szybkim Mamoniem. Rybicki nieco więcej nerwowy niż w meczu z Garbarnią, lecz na ogół wywiązywał się dobrze z trudnego zadania.

    WISŁA - TO JEDYNIE POMOC

    Linia ta ze środkowym Legutką na czele pracowała niestrudzenie przez cały przeciąg meczu i chociaż w sumie ustępowała pomocy Cracovii zasłużyła na dobrą notę. Obrona i atak zawiodły. Pierwsza ponosi winę za trzy stracone bramki, a atak - za opieszałość i brak zdecydowania. Strzelenie honorowej bramki przez pomocnika - dyskredytuje tę linię całkowicie. Niezłe momenty mieli tylko Mamoń w pierwszej i Gracz w drugiej połowie meczu. Natomiast Kohut i Cikowski całkowicie zawiedli.
    Obrońcy nerwowością swa stwarzali groźne sytuacje pod własną bramką i wszystkie trzy bramki mogą sobie oni zapisać na swoje konto. Jurowicz przy górnych piłkach doskonały, natomiast przy obronie przyziemnych strzałów - mniej pewny.

    Arbiter zawodów

    inż. Brzuchowski z Warszawy nie miał swego dnia.
    Cracovia jednak zapomni na pewno szereg krzywdzących decyzji sędziego tym bardziej, iż nie wypływały one ze złośliwości, ale raczej z niedopatrzenia.

    Publiczności w tym ostatnim meczu sezonu ok. 20 tysięcy.



    Pomeczowy komentarz Zygmunta Chruścińskiego, znakomitego przedwojennego zawodnika Pasów (Echo Krakowa):

    Kiedy przed dwoma miesiącami napisałem, że mistrzem Polski może zostać Ruch albo Wisła - zaś Cracovia tytułu tego nie zdobędzie - konkludowałem słusznie. Opierałem swoje twierdzenie na tym, że Cracovię czekają najcięższe mecze na obcych boiskach z przeciwnikami poważnymi, zaś forma ataku białoczerwonych nie pozwalała przypuszczać na strzelenie dwóch lub trzech bramek, potrzebnych do zwycięstwa.
    Artykuł mój wywołał - zwłaszcza w szeregach Cracovii, słuszne oburzenie, że jak to? Członek klubu nie powinien ani tak myśleć, ani dopiero pisać - że jeszcze nie koniec itd. Sama zaś drużyna piłkarska, zgrzytnęła tylko zębami i kapitan wraz z kilku innymi zawodnikami spotkawszy się ze mną, powiedział mi dosłownie:
    - A my panu pokażemy, że mimo wszystko mistrzostwo zdobędziemy. Będziemy „trawę gryźli", wydamy wszystko ze siebie, a mistrzostwo musimy zdobyć!
    Cieszyłem się z w duchu, że chłopcy takiej są myśli, a głośno powiedziałem wówczas:
    -Proszę bardzo, nie mam nic przeciwko temu, zróbcie mi na złość, zemścijcie się. Będzie to najpiękniejsza zemsta, jaką z radością przyjmę. Tylko boję się, że tego nie zrobicie!
    Tygodnie mijały - Cracovia wygrywała i przegrywała. Jej groźny rywal Ruch, odpadł po kilku meczach, została tylko najgroźniejsza rywalka Wisła, która kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa, zbliżając się w szalonym tempie do czoła tabeli, aż w końcu zrównała się punktami i lepszymi stosunkami bramek, weszła na pierwsze miejsce w tabeli przed Cracovię.
    I teraz rozgorzała szlachetna i piękna walka. Obie rywalki nie zetknęły się bezpośrednio, lecz walczyły na obcych boiskach o drogocenne punkty. Cracovia miała dużo cięższe zadanie, grała z poważniejszymi przeciwnikami..
    Atak Cracovii - był jednak słabszą częścią drużyny. Starał się jak mógł najlepiej - ale nie wychodziło nic. Formacje defensywne dosłownie harowały jak lwy i oczekiwały na strzelenie bramek przez swój atak. Doszło wreszcie do trzeciego spotkania. Białoczerwoni przygotowali się bardzo starannie i pilnie. Byli spokojni i chcieli wygrać. Wyszli na boisko z silną wolą zwycięstwa, nie lekceważąc silnego przeciwnika ani na chwilę. Wiedzieli o co walczą. Złoty medal zdobyty na I. Igrzyskach Związków Zawodowych w Warszawie, obowiązywał do największego wysiłku.
    Chodziło również o pewnego rodzaju zemstę za artykuł odmawiający im możliwości zdobycia tytułu mistrzowskiego.
    I... wygrali! Wygrali w pięknym stylu - mszcząc się straszliwie na mnie. Zemścili się do tego stopnia, że z radością i wzruszeniem, nie mogłem słowa wypowiedzieć po skończonym meczu.
    Gdy w szatni Cracovii gratulowałem zwycięstwa kapitanowi drużyny i poszczególnym zawodnikom, usłyszałem gdzieś z kąta zjadliwe powiedzonko:
    - Aleśmy się na panu zemścili!!!

    ------
    Radość z odniesionego zwycięstwa nie pozwala na tłumaczenie się. Jako dawny zawodnik Cracovii cieszę się, że klub mój znowu jest mistrzem Polski. Sposób dopingu drużyny, był może za bardzo przykry. Przyznaję i... biję się w piersi. Ale cel osiągnąłem - a to było dla mnie najważniejsze.
    Zemścili się na mnie w sposób najszlachetniejszy, w sposób - w jaki może się mścić każdy prawdziwy sportowiec.

    Mecz ten do dziś wspominają z podobnym rozrzewnieniem co Zygmunt Chruściński wszyscy ci szczęśliwcy, którzy zjawili się w grudniowy dzień na boisku Garbarni. Spotkanie o tytuł, w którym Cracovia gra z Wisłą jest spełnieniem marzeń krakowskich kibiców. Spotkanie o tytuł, w którym Cracovia z Wisłą wygrywa jest legendą dla wszystkich, którzy w sercu noszą Pasy. Zwycięstwo na Garbarni to niepodważalna część ponad stuletniej tradycji, która do dziś przysparza drużynie z ulicy Kałuży nowych fanów.

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ