NAWET W CHWILI ZŁEJ: Paulina Gruszka odlicza dni do zwycięstwa

  • Wywiady
12.10.2011
NAWET W CHWILI ZŁEJ: Paulina Gruszka odlicza dni do zwycięstwa
Paulina Gruszka kibicuje Pasom od 10 lat. Jest wiceprezesem Stowarzyszenia Tylko Cracovia. Jak mówi, kibicowanie przejęło kontrolę nad jej życiem i nawet złość po przegranym meczu szybko przechodzi, bo mózg kibica jest tak zaprogramowany, że przestawia się na myślenie o zwycięstwie.

- 10-letni staż kibicowski obejmuje i te lepsze, i te gorsze momenty gry drużyny. Chyba to, co dzieje się obecnie jest trochę niepokojące?

To bardzo ciężki czas i ogromna próba dla nas kibiców, nawet tych najbardziej wytrwałych, którzy są z drużyną na dobre i na złe, na zawsze. Jest mi tym bardziej ciężko, bo to nie jeden słaby sezon. Od trzech sezonów walczymy o utrzymanie i wszystko wskazuje na to, że teraz będzie podobnie. Ale dla mnie mecz to nie tylko wydarzenie sportowe. Po ostatniej porażce z Lechem, po całym dniu spędzonym na stadionie patrzyłam na schodzących z boiska zawodników i była we mnie obojętność. Najważniejsze jest jednak to, że złość czy właśnie obojętność są tylko chwilowe. Towarzyszą mi one w drodze do domu i podczas całego weekendu, kiedy nie mam ochoty ani słuchać komentarzy, ani oglądać skrótów przegranego spotkania. Ale już w połowie tygodnia mózg kibica przestawia się na odliczanie dni do kolejnego meczu i zapomina się o tym co złe. W prawdziwych kibicach jest ogromna wiara, że następnym razem będzie lepiej, że będzie wygrana - inaczej nie byłoby nas na stadionie.

- Jak pani świętuje tryumfy, a jak radzi sobie z porażkami ulubionej drużyny?

-  Tu chyba leży sedno bycia kibicem, bo zarówno dobre, jak i złe chwile spędzam w pasiastym gronie. Spotykamy się po meczu w pubie, zaczynamy rozmawiać, wymieniać uwagi i po chwili okazuje się, że ktoś rzuci jakieś wspomnienie fajnych momentów, cudownych zwycięstw i fantastycznych wyjazdów - człowiek staje się od razu mocniejszy i zaczyna wierzyć, że zła passa w końcu minie. Patrzę na mecz nie tylko z perspektywy wyniku sportowego. Jeśli mimo nienajlepszej gry na trybunach wciąż siedzi kilka tysięcy kibiców, to chyba nie jest tak źle. My czekamy nawet na minimalny sukces, regularnie zdobywane punkty - wtedy stadion jeszcze bardziej ożyje. Tysiące gardeł zagrzewających piłkarzy do gry i setki osób, które przychodzą na mecze z dziećmi chyba najlepiej świadczą o tym, że dobrych wyników potrzebujemy jak tlenu.

- Jak zaczęła się Twoja przygoda z kibicowaniem „Pasom"?

- To wszystko wina mojego wujka (śmiech). To on 10 lat temu zabrał mnie na mecz „Pasów" i tak mi już zostało. Dziś twierdzi, że popełnił wtedy największy błąd swojego życia, bo teraz to ja mam więcej znajomych na stadionie niż on. To było jak miłość od pierwszego wejrzenia. Myślę, że moje kibicowanie to zasługa ludzi i setek pięknych wspomnień.  Gdyby to było przywiązanie tylko do tej dyscypliny sportu, to pewnie dopingowałabym też inne drużyny. Kibicowanie Cracovii przejęło kontrolę nad moim życiem i dziś już nie mogę bez tego funkcjonować.

- Czyli jesteś zaprzeczeniem utartego stereotypu, że kobieta nie wie nawet, na czym polega spalony...

- Przez te lata zdążyłam poznać zasady gry (śmiech). Mało tego, nie rozumiem, w czym kobiety mają problem, gdy w telewizji są transmitowane Mistrzostwa Świata czy Liga Mistrzów i wszyscy się zastanawiają, co panie mają robić w tym czasie. To proste: oglądać razem z mężczyznami.

- Twoja miłość do „Cracovii" ma również inny wymiar. Na czym polega praca w stowarzyszeniu?

- Moje zadanie polega przede wszystkim na organizacji wyjazdów - to cały mój świat. Członkowie stowarzyszenia dzielą się również między sobą innymi obowiązkami - pracą w sektorze rodzinnym, na stoisku z gadżetami i wielu, wielu innych. Jestem również łącznikiem pomiędzy Stowarzyszeniem a mediami. Przed i w trakcie meczu odpowiadam za kontakt z kierownikiem ds. bezpieczeństwa czy delegatem PZPN oraz inne bieżące sprawy.

- Jest jakaś różnica w tym, jak kibicują kobiety a jak mężczyźni?

- Szczerze powiedziawszy po tylu latach ja tych różnic nie widzę. Nie wiem, czy to dobrze (śmiech). Oczywiście, pod warunkiem, że kobiety są na stadionie dobrowolnie, a nie z przypadku, gdy np. na mecz zaciągnął je mąż, czy brat. Kobiety też potrafią reagować bardzo emocjonalnie, zdarza im się przekląć gdzieś pod nosem. Potrafimy się zaangażować w doping, bo tak samo jak faceci jesteśmy tutaj dla Cracovii.

- A tak między nami kobietami... Ma pani jakiegoś swojego faworyta w drużynie?

- Chyba te czasy już minęły (śmiech). Dawniej oczywiście, były jakieś prywatne sympatie. Muszę się jednak przyznać, że mam słabość do hokeistów, na których patrzę z wielkim podziwem.

Rozmawiała: Joanna Korta