prof. Janusz Filipiak: Klub mój widzę ogromny

Rz: Jak pan się czuje jako właściciel klubu, który stał się czarną owcą polskiej piłki?
JANUSZ FILIPIAK: Sam nie wiem, czy mam się zachowywać odpowiedzialnie, czy cynicznie.
Co to znaczy?
To znaczy, że zamiast uczciwego, spokojnego analizowania problemu widzę wielką chęć zrzucenia całej winy na Cracovię i na mnie osobiście. To jest cyniczne i ja też mógłbym zareagować podobnie. Powiedzieć: przecież zrobiłem co się dało, śmierć tego chłopca to nie moja wina, tak daleko moja władza nie sięga. Półtora roku temu podjęliśmy drastyczne środki w walce z chuligaństwem na stadionie. Wydaliśmy mnóstwo pieniędzy. Burzy się we mnie poczucie sprawiedliwości, gdy słyszę, że nic nie robimy.
Nikt nie oskarża władz klubu o śmierć kibica, ale o dopuszczenie do pokazu nienawiści w czasie derbów, rzucania w piłkarzy Wisły wszystkim, co było pod ręką. Co takiego klub zrobił, żeby na Cracovii było bezpieczniej?
Mamy licencję na 10,5 tysiąca miejsc na trybunach, ale zmniejszyliśmy pojemność trybun do 6 tysięcy. Bilety sprzedawaliśmy przez ostatni rok tylko w klubie, i tylko osobom z identyfikatorami. Oglądalność spadła nam do 3 - 3,5 tysiąca, bo reszta kibiców nie chciała się ujawniać i poddawać kontrolom. Kibice narzekali, że klub się na nich uwziął i wtedy część prasy stanęła po ich stronie. Ta sama część, która teraz ma do mnie pretensje o bezczynność. Dzięki stanowczości zapewniliśmy sobie rok spokoju. Na spotkaniach kibice zapewniali mnie, że tak już będzie cały czas, że w czasie derbów pokażą, jak należy się zachować, bo stuletnia tradycja zobowiązuje itp. Uwierzyliśmy im, lekko złagodziliśmy kryteria. Część biletów na mecz z Wisłą została sprzedana w kasach na stadionie, bez tak uważnej kontroli. Jak to się skończyło, widzieliśmy. Nie wiem, co wstąpiło w tych ludzi. Z meczu z Wisłą mam zdjęcia rodziców z dziećmi, uśmiechniętych ludzi, ale w świat poszły inne obrazki. Kilku tysiącom widzów opinię zepsuło 150 - 200 osób.
Tych samych, co zawsze.
Być może. Cracovia ma problem z kibicami, nie ma co ukrywać. Można ich nazywać różnie: bandyci, pseudokibice, faktem jest, że przebierają się w nasze barwy, więc rozrabiają na konto Cracovii. To wbrew pozorom nie jest duża grupa. Wszyscy mówią o Jude Gangu, ale to nie oni są najgorsi. Jest na trybunach prawdziwa ekstrema, z którą klub nie ma żadnego kontaktu. Z Jude Gangiem udało nam się nawiązać dialog, z tymi ludźmi nie, a to oni biegają po mieście z nożami.
Czy człowiek, który zabił kibica Wisły, był w ogóle na stadionie?
Nie wiem. Można to sprawdzić
Przeciwnicy zarzucają panu, że zbyt długo bratał się pan z kibicami i teraz to się mści.
Z nikim się nie bratałem. Po prostu nie zgadzam się, gdy ktoś mówi, że ściganie bandytów powinno być częścią mojej misji. Jestem właścicielem klubu, a nie policjantem. Nie mam prawnych możliwości, by śledzić, inwigilować kibiców. Ma je policja, ale nie chce z nich korzystać. Po każdym meczu przekazuję policjantom zapis z monitoringu i oni bez trudu mogą wszystkich zidentyfikować. Jeśli mając wszystko czarno na białym, policja sobie nie radzi, to co mam o tym myśleć?
Mówi się, że ci najgorsi kibice są informatorami policji w sprawach związanych np. z handlem narkotykami, kradzieżami samochodów i to gwarantuje im bezkarność.
Wielokrotnie dawałem do zrozumienia, że policja powinna wrócić na stadion. Mnie jest wszystko jedno, czy zapłacę ochroniarzom czy policjantom. Chcę mieć na stadionie specjalistów w pełnym rynsztunku, którzy nie będą się bali spacyfikować rozrabiających kibiców. Dziś to nierealne, a bojaźliwi ochroniarze nie są problemem tylko Cracovii. W całej Polsce firmy ochroniarskie wchodzą w zgniłe układy z policją i kibicami. Poprzednią zwolniłem, bo zblatowała się z kibicami. Ochroniarze z nowej się nie blatują. Ich po prostu paraliżuje strach.
A pan był zastraszany po wprowadzeniu zaostrzonych kontroli? Bał się pan?
Nie, ale to chyba bardziej stan ducha niż kwestia rozumu.
A wtedy, gdy wiceprezesowi Tabiszowi spalono samochód?
Nie chciałbym tego komentować.
Dlaczego?
Policja stwierdziła, że to nieszczęśliwy przypadek, samochód sam się zapalił. Gdyby moimi działaniami kierował strach, to siedziałbym z założonymi rękami. Przecież cokolwiek zrobię i tak się narażę - albo kibicom, albo opinii publicznej. Więc po prostu robię swoje. Osiągnąłem sukces w nauce i biznesie. Moja firma informatyczna ComArch podpisuje umowy z rządem USA, jej wartość giełdowa ciągle rośnie. Teraz chcę stworzyć wielką Cracovię i nie boję się o tym mówić. Nie chcę być królową jednej nocy. To ma być wielki, trwały sukces. Może przemawia przeze mnie pycha, ale jak już się bić, to o najwyższe cele. Podchodzę do wszystkiego poważnie i racjonalnie, również do spraw bezpieczeństwa.
Zwolni pan firmę ochroniarską, która pozwala kibicom wnosić na stadion, co chcą?
Jeśli nie obieca mi poprawy, tak. Ale kogo mam zatrudnić na ich miejsce? Przecież sam nie stanę przy wejściu. Panowie by stanęli?
Jeśli już, to nie po to, by przymykać oko, gdy kibice wnoszą na stadion świński ryj pomalowany w barwach Wisły albo gigantyczny transparent z wulgarnym hasłem.
Nadstawialiby panowie głowę za 100 - 200 złotych? Taka jest stawka za ochronę. Ludzie, którzy się na to decydują, chcą zarobić, ale już ryzykować zdrowie i życie nie.
I efekt jest taki, że na Cracovii wzdłuż drogi z szatni na boisko stoją chuligani i zastraszają piłkarzy. Oni śmieją się wszystkim w twarz, mówiąc, że są tam u siebie. Ktoś im przecież na to pozwala, również z zarządu klubu.
Dlatego chcę policji na stadionach. Wielokrotnie prosiłem o pomoc krakowskiego komendanta, ale słyszałem, że przeszkodą są jakieś rozporządzenia. Więc trzeba je zmienić.
Cracovia to dziś cień drużyny sprzed kilku miesięcy. Nie żałuje pan zwolnienia trenera Stawowego?
Dlaczego mam żałować?
Bo to dobry trener, a rozstaliście się panowie pod wpływem emocji.
Trener uniósł się ambicją, gdy po sporze o dodatkowy obóz treningowy nałożyliśmy na niego karę za wywołanie zamieszania wokół Cracovii w mediach. Byłem wtedy przed urlopem, zmęczony i podenerwowany, więc powiedziałem mu: jeśli pan rzeczywiście chce się zwolnić, to proszę mi to dać na piśmie. Ale niech pan się liczy, że dymisja zostanie przyjęta. Ja też mam ograniczoną odporność, ciągle pracuję w stresie, więc gdy trener złożył rezygnację, kazałem podpisać.
Patrząc na wiosenne wyniki Cracovii, naprawdę pan tego nie żałuje?
Podpisałem z trenerem Stawowym umowę na dziesięć lat, na znakomitych dla niego warunkach. Co jeszcze mogłem zrobić?
Zbliża się stulecie klubu. Podobno nie ma pan zamiaru pojawić się na obchodach organizowanych przez miasto?
Jeśli źle się dzieje wokół klubu, to jak bym wyglądał, świętując i wypinając pierś do orderów? Mamy mnóstwo problemów na głowie. Jestem w klubie od trzech lat i którąkolwiek szafę otworzę, tam czeka jakiś trup. Po zmianie ustroju wokół klubu, który za komunizmu był ciemiężony, zebrała się grupa bardzo nieciekawych ludzi. Cracovia była przez nich wykorzystywana.
W jaki sposób?
Niektóre szwindle spłacam do dzisiaj. Podam przykład: Cracovia grała w trzeciej lidze, w klubie nie było pieniędzy na wodę mineralną i getry, a w dokumentach widać, że np. jednego dnia na klubowym koncie pojawiło się osiemset tysięcy złotych, a na drugi dzień wypłynęło. Jest trzech, czterech przedsiębiorców, którzy podobno pożyczyli klubowi po kilkaset tysięcy złotych i teraz chcą, żebym ja oddawał te pieniądze. Dlatego boli mnie, gdy ludzie z poprzedniego układu tak się medialnie udzielają z okazji stulecia. Skąd się na przykład wziął pan Józef Lasota? Jakie on ma zasługi dla klubu? Na obchodach rocznicowych, do których miasto dołoży choćby złotówkę, ja się nie pojawię.
Dziwnie to będzie wyglądało.
Trudno. Moim zdaniem świętowanie stulecia powinno być uroczystością komercyjną: mecz pokazowy z atrakcyjnym rywalem, który przyciągnie telewizję itp. Chcemy taką galę zorganizować 20 maja.
Dlaczego stanowisko stracił wiceprezes Paweł Misior? Bez niego Cracovia nie byłaby tu, gdzie jest.
Paweł jest fanatykiem Cracovii i za to go podziwiam. Ale uważam, że w zarządzie klubu nie może zasiadać fanatyk. Tym bardziej nie może być prezesem, jak pan Ludwik Miętta-Mikołajewicz w Wiśle. Fanatyk Cracovii czy fanatyk Wisły - nie ma znaczenia. Tacy ludzie powinni się realizować w różnych grupach wsparcia dla klubu, ale nie w jego władzach.
Pan też się już dorobił opinii fanatyka Cracovii.
Oczywiście, że daję się ponieść emocjom. Chcę, żeby Cracovia była jak ComArch, najlepsza w swojej branży. Chodzę na mecze rezerw, juniorów. Ale gdy emocje opadają, kieruję się rozumem, a nie sercem. Żona ma do mnie pretensje, pyta: "Po co to kupiłeś, przecież widzę, jak cię to wykańcza". Mam wielu wrogów, jestem atakowany, ale trudno. Nie wycofam się z futbolu.
rozmawiali Stefan Szczepłek i Paweł Wilkowicz
wywiad opublikowany na łamach Rzeczpospolitej, 22.03.2006