Rafał Ulatowski: Wątpliwości znikają szybciej
22.07.2010

<i>- W innych meczach stwarzaliśmy sobie sytuacje, ale ich nie wykorzystywaliśmy, teraz zagraliśmy konsekwentnie, mądrze i dlatego odnieśliśmy zwycięstwo</i> - mówi po spotkaniu z turecką Kasimpasą Spor Kulübü trener Cracovii, Rafał Ulatowski.
- W Polsce Cracovia miała problemy ze zwycięstwami w sparingach, w Holandii przyszło ono już w pierwszym spotkaniu. I to z teoretycznie dużo silniejszym przeciwnikiem…
- Przypomnieliśmy sobie smak tego, co najważniejsze w piłce nożnej - smak zwycięstwa. Cieszy mnie również to, że realizujemy naszą strategię gry, a więc wszyscy jesteśmy zaangażowani w grę w defensywie. Nie było to takie spotkanie, w którym rywal miał pięć, czy sześć okazji do zdobycia gola. Zero straconych bramek pozwala myśleć o tym, by wygrywać mecze. Dalej jednak będziemy doskonalili się w tym elemencie, a jednocześnie wiem, że musimy położyć większy nacisk na grę ofensywną. Jeszcze dużo pracy przed nami. Czekamy też na to, aż będziemy mocniejsi personalnie – w środę Saidi Ntibazonkiza otrzymał polską wizę i ma dołączyć do nas pod koniec tygodnia. Z nim w składzie będziemy grali jeszcze lepiej i atrakcyjniej.
- Jak ocenia pan postawę swoich zawodników w tym sparingu?
- Wynikowo bardzo dobrze. Na tym polega piłka nożna. W innych meczach stwarzaliśmy sobie sytuacje, ale ich nie wykorzystywaliśmy, teraz zagraliśmy konsekwentnie, mądrze i dlatego odnieśliśmy zwycięstwo. Były jednak i takie momenty, w których nasza gra bardzo mi się nie podobała, były straty piłki, podjęte złe decyzje. Mamy jeszcze czas, by popracować nad tym wszystkim. Cieszę się, że wygraliśmy to spotkanie, bo to pozwoli uwierzyć chłopakom, że praca, którą wykonujemy ma sens.
- Po zdobyciu bramki mieliście doskonałą szkołę gry na utrzymanie wyniku – graliście pewnie w obronie, Turcy nie mogli nic zdziałać…
- Zawsze tak jest, że mecze z egzotycznymi rywalami mobilizują jeszcze bardziej. Dlatego też jesteśmy w Holandii. Chcieliśmy uniknąć kolejnego sparingu z zespołem z niższej ligi. Zagraliśmy właściwie jednym składem przez pełne dziewięćdziesiąt minut. Dokonałem jedynie trzech zmian, w sytuacji, gdy przeciwnik grał na dwie jedenastki. Ciężko było chłopakom w samej końcówce, ale mądrością dowieźliśmy ten wynik do końca.
- Już w sobotę zmierzycie się z holenderskim AGOVV Apeldoorn, występującym na co dzień w Eerstedivisie (odpowiednik polskiej pierwszej ligi). Czy można spodziewać się jakichś zmian w składzie?
- Tak, oczywiście. Po to zagramy cztery sparingi, abym mógł przyjrzeć się każdemu zawodnikowi w pełnym wymiarze czasowym. Ci, którzy nie zagrali w środę, z pewnością wystąpią w sobotę. Do nich dojdą również ci, którzy nie zagrali całego meczu. Do każdego sparingu przygotowujemy się, jak do meczu ligowego. Podobnie było przed spotkaniem z Kasimpasą.
- Rozumiem więc, że jest jeszcze za wcześnie, by już teraz mówić, że skład, który wybiegł w meczu z Turkami, to pierwszy skład Cracovii?
- Oczywiście, że za wcześnie. Nie mogę jednak powiedzieć, że na mecz ze Śląskiem Wrocław wymienimy całą jedenastkę. Sparingi pełnią bardzo ważną rolę – wpływają na wątpliwości, które jeszcze gdzieś tam są, a które szybciej znikają. Bo we wczorajszym spotkaniu byli zawodnicy, których gra podobała mi się. Oni potwierdzili, że swoją pracą na treningach zasłużyli na obecność w wyjściowym składzie.
- Po tym meczu ma pan więcej znaków zapytania, czy może pewników?
- Pewników. To już jest taki etap, w którym jestem coraz bardziej przekonany co do tego, że ludzie, na których chcę postawić są właściwymi ludźmi. Mimo wszystko chłopcy cały czas zdają sobie sprawę z tego, że nikt nie może być pewny miejsca w wyjściowym składzie. Wiedzą, że muszą starać się na treningach i dawać z siebie wszystko.
- W spotkaniu z Turkami wystawił pan w wyjściowym składzie trzech nominalnych stoperów. Jeden z nich, Marek Wasiluk zagrał na lewej obronie. Takie ustawienie może być stosowane przez pana w najbliższej przyszłości?
- Nie wykluczam tego. Jeśli spojrzymy na historię naszych ostatnich spotkań, czy to z Górnikiem Polkowice, czy z Górnikiem Łęczna, to było widać, że bramki padały z pewnego sektora boiska. Stąd takie, a nie inne roszady. Czyste konto w meczu z Kasimpasą świadczy o tym, że to były dobre decyzje… Sparing jest po to, abym mógł testować różne ustawienia. Wiem, że kibicom nie podoba się to, że przegrywamy, czy remisujemy, ale ja też muszę mieć swój poligon doświadczalny. Swoich zawodników poznawałem od początku, najpierw jako ludzi, teraz poznaję ich umiejętności. To dlatego czasami jest tak, że jeden piłkarz zagra na różnych pozycjach. Chodzi o to, że gdy przyjdzie liga i zamknie się okienko transferowe, będziemy obracali się jedynie wokół tych zawodników, których będziemy mieli do swojej dyspozycji. Gdy, odpukać, przyjdzie kontuzja i odpadnie mi jakiś piłkarz, muszę wiedzieć, kto będzie mógł go godnie zastąpić.
- We wczorajszym sparingu grały dwie drużyny, a więc na boisku przebywało dwudziestu dwóch zawodników. Momentami miało się jednak wrażenie, że w centrum wszystkiego jest osoba numer 23…
- (śmiech) To nie był sędzia, to był nauczyciel. Dziwię się temu, bo to szanowany, międzynarodowy arbiter. Mimo to niektóre jego decyzje były dla nas kompletnie niezrozumiałe. To też była jednak w pewnym stopniu nauczka, że ewentualne kłócenie się z sędzią nic nam nie daje. Dziś jednak pierwszy raz widziałem, by pan z gwizdkiem nie był arbitrem, a nauczycielem. Zwłaszcza dla Bartka Ślusarskiego.
- Na spotkanie przyjechało dwóch polskich kibiców, którzy na co dzień mieszkają w Holandii..
- Bardzo fajnie, że byli wśród nas. Piłka nożna jest grą, która ma cieszyć kibiców. To, że ktoś utożsamia się na obczyźnie z polską piłką jest czymś bardzo przyjemnym. Dzięki temu nabiera się jeszcze większej motywacji do pracy. Cieszę się, że zobaczyli nasze zwycięstwo, bo będą mogli wrócić do swych domów i powiedzieć, że Polacy wygrali z Turkami 1:0. Tym bardziej, że obie społeczności są przecież w Holandii dość licznie reprezentowane. Wiem, jak to smakuje, bo sam mieszkałem w innym kraju. To taka specyficzna rywalizacja, czasami z własnym sąsiadem. Zwycięstwo bardzo cieszy.
Rozmawiał Dariusz Guzik
- Przypomnieliśmy sobie smak tego, co najważniejsze w piłce nożnej - smak zwycięstwa. Cieszy mnie również to, że realizujemy naszą strategię gry, a więc wszyscy jesteśmy zaangażowani w grę w defensywie. Nie było to takie spotkanie, w którym rywal miał pięć, czy sześć okazji do zdobycia gola. Zero straconych bramek pozwala myśleć o tym, by wygrywać mecze. Dalej jednak będziemy doskonalili się w tym elemencie, a jednocześnie wiem, że musimy położyć większy nacisk na grę ofensywną. Jeszcze dużo pracy przed nami. Czekamy też na to, aż będziemy mocniejsi personalnie – w środę Saidi Ntibazonkiza otrzymał polską wizę i ma dołączyć do nas pod koniec tygodnia. Z nim w składzie będziemy grali jeszcze lepiej i atrakcyjniej.
- Jak ocenia pan postawę swoich zawodników w tym sparingu?
- Wynikowo bardzo dobrze. Na tym polega piłka nożna. W innych meczach stwarzaliśmy sobie sytuacje, ale ich nie wykorzystywaliśmy, teraz zagraliśmy konsekwentnie, mądrze i dlatego odnieśliśmy zwycięstwo. Były jednak i takie momenty, w których nasza gra bardzo mi się nie podobała, były straty piłki, podjęte złe decyzje. Mamy jeszcze czas, by popracować nad tym wszystkim. Cieszę się, że wygraliśmy to spotkanie, bo to pozwoli uwierzyć chłopakom, że praca, którą wykonujemy ma sens.
- Po zdobyciu bramki mieliście doskonałą szkołę gry na utrzymanie wyniku – graliście pewnie w obronie, Turcy nie mogli nic zdziałać…
- Zawsze tak jest, że mecze z egzotycznymi rywalami mobilizują jeszcze bardziej. Dlatego też jesteśmy w Holandii. Chcieliśmy uniknąć kolejnego sparingu z zespołem z niższej ligi. Zagraliśmy właściwie jednym składem przez pełne dziewięćdziesiąt minut. Dokonałem jedynie trzech zmian, w sytuacji, gdy przeciwnik grał na dwie jedenastki. Ciężko było chłopakom w samej końcówce, ale mądrością dowieźliśmy ten wynik do końca.
- Już w sobotę zmierzycie się z holenderskim AGOVV Apeldoorn, występującym na co dzień w Eerstedivisie (odpowiednik polskiej pierwszej ligi). Czy można spodziewać się jakichś zmian w składzie?
- Tak, oczywiście. Po to zagramy cztery sparingi, abym mógł przyjrzeć się każdemu zawodnikowi w pełnym wymiarze czasowym. Ci, którzy nie zagrali w środę, z pewnością wystąpią w sobotę. Do nich dojdą również ci, którzy nie zagrali całego meczu. Do każdego sparingu przygotowujemy się, jak do meczu ligowego. Podobnie było przed spotkaniem z Kasimpasą.
- Rozumiem więc, że jest jeszcze za wcześnie, by już teraz mówić, że skład, który wybiegł w meczu z Turkami, to pierwszy skład Cracovii?
- Oczywiście, że za wcześnie. Nie mogę jednak powiedzieć, że na mecz ze Śląskiem Wrocław wymienimy całą jedenastkę. Sparingi pełnią bardzo ważną rolę – wpływają na wątpliwości, które jeszcze gdzieś tam są, a które szybciej znikają. Bo we wczorajszym spotkaniu byli zawodnicy, których gra podobała mi się. Oni potwierdzili, że swoją pracą na treningach zasłużyli na obecność w wyjściowym składzie.
- Po tym meczu ma pan więcej znaków zapytania, czy może pewników?
- Pewników. To już jest taki etap, w którym jestem coraz bardziej przekonany co do tego, że ludzie, na których chcę postawić są właściwymi ludźmi. Mimo wszystko chłopcy cały czas zdają sobie sprawę z tego, że nikt nie może być pewny miejsca w wyjściowym składzie. Wiedzą, że muszą starać się na treningach i dawać z siebie wszystko.
- W spotkaniu z Turkami wystawił pan w wyjściowym składzie trzech nominalnych stoperów. Jeden z nich, Marek Wasiluk zagrał na lewej obronie. Takie ustawienie może być stosowane przez pana w najbliższej przyszłości?
- Nie wykluczam tego. Jeśli spojrzymy na historię naszych ostatnich spotkań, czy to z Górnikiem Polkowice, czy z Górnikiem Łęczna, to było widać, że bramki padały z pewnego sektora boiska. Stąd takie, a nie inne roszady. Czyste konto w meczu z Kasimpasą świadczy o tym, że to były dobre decyzje… Sparing jest po to, abym mógł testować różne ustawienia. Wiem, że kibicom nie podoba się to, że przegrywamy, czy remisujemy, ale ja też muszę mieć swój poligon doświadczalny. Swoich zawodników poznawałem od początku, najpierw jako ludzi, teraz poznaję ich umiejętności. To dlatego czasami jest tak, że jeden piłkarz zagra na różnych pozycjach. Chodzi o to, że gdy przyjdzie liga i zamknie się okienko transferowe, będziemy obracali się jedynie wokół tych zawodników, których będziemy mieli do swojej dyspozycji. Gdy, odpukać, przyjdzie kontuzja i odpadnie mi jakiś piłkarz, muszę wiedzieć, kto będzie mógł go godnie zastąpić.
- We wczorajszym sparingu grały dwie drużyny, a więc na boisku przebywało dwudziestu dwóch zawodników. Momentami miało się jednak wrażenie, że w centrum wszystkiego jest osoba numer 23…
- (śmiech) To nie był sędzia, to był nauczyciel. Dziwię się temu, bo to szanowany, międzynarodowy arbiter. Mimo to niektóre jego decyzje były dla nas kompletnie niezrozumiałe. To też była jednak w pewnym stopniu nauczka, że ewentualne kłócenie się z sędzią nic nam nie daje. Dziś jednak pierwszy raz widziałem, by pan z gwizdkiem nie był arbitrem, a nauczycielem. Zwłaszcza dla Bartka Ślusarskiego.
- Na spotkanie przyjechało dwóch polskich kibiców, którzy na co dzień mieszkają w Holandii..
- Bardzo fajnie, że byli wśród nas. Piłka nożna jest grą, która ma cieszyć kibiców. To, że ktoś utożsamia się na obczyźnie z polską piłką jest czymś bardzo przyjemnym. Dzięki temu nabiera się jeszcze większej motywacji do pracy. Cieszę się, że zobaczyli nasze zwycięstwo, bo będą mogli wrócić do swych domów i powiedzieć, że Polacy wygrali z Turkami 1:0. Tym bardziej, że obie społeczności są przecież w Holandii dość licznie reprezentowane. Wiem, jak to smakuje, bo sam mieszkałem w innym kraju. To taka specyficzna rywalizacja, czasami z własnym sąsiadem. Zwycięstwo bardzo cieszy.
Rozmawiał Dariusz Guzik