Roman Steblecki: Będę na derbach piłkarskich i hokejowych!

- Staram się być na każdym meczu Cracovii, tak hokejowym jak i piłkarskim, a co dopiero na derbach. Są to specyficzne mecze tak dla kibiców jak i zawodników. Gorąco wszystkich zapraszam na oba niedzielne mecze.
- W niedzielę kibiców Cracovii czekają podwójne derby, najpierw piłkarskie z Wisłą, a potem hokejowe z Podhalem. Czy wybiera się Pan na oba widowiska sportowe?
- Oczywiście, że tak. Najpierw z bratem i prawdopodobnie synem wybieramy się na stadion przy ulicy Kałuży, a potem na lodowisko. Staram się być na każdym meczu Cracovii, tak hokejowym jak i piłkarskim, a co dopiero na derbach. Są to specyficzne mecze, tak dla kibiców jak i zawodników. Gorąco wszystkich zapraszam na oba niedzielne mecze.
- Jakie wyniki Pan typuje?
- Ciężko powiedzieć. Gdybym wiedział, to zbiłbym fortunę obstawiając w zakładach bukmacherskich. Takie mecze rządzą się swoimi prawami i często kończą się niespodziankami. Nie zawsze wygrywa faworyt. Ja wierzę w nasze drużyny i ich zwycięstwa, ale najważniejsze, by sami zawodnicy wierzyli w możliwość pokonania odwiecznych rywali.
- Pamięta Pan swoje pierwsze piłkarskie derby?
- Dokładnej daty nie pamiętam. Byłem dzieckiem, gdy oglądałem w towarzystwie brata i świętej pamięci taty mecze tak hokejowe jak i piłkarskie. Piłkarskie derby, które widziałem po raz pierwszy odbywały się w styczniu lub lutym. Te „Święte Wojny" bardzo mnie ekscytowały, ale jakiś konkretny mecz nie zapadł mi szczególnie w pamięci.
- Ma Pan jakieś specjalne wspomnienia z meczów z Podhalem?
- Dla mnie bardzo pasjonujące, jako dla małego chłopaka, były właśnie mecze z Podhalem. Grano wtedy systemem dwumeczy sobota-niedziela. Były to zawsze ekscytujące i pełne napięcia spotkania, mecze pełne walki i zaangażowania. Z czasów mojej kariery szczególnie zapadły mi mecze z „Góralami" w roku 1997. W play-offie rywalizowaliśmy o półfinał. Pomimo teoretycznie dużo mocniejszego składu, jakim dysponowało Podhale, graliśmy z nimi jak równy z równym i byliśmy blisko awansu. W trzecim meczu - a grało się do dwóch zwycięstw - 10 minut przed końcem prowadziliśmy w Nowym Targu 3-2 po bramce z rzutu karnego Primy. Niestety załatwił nas wtedy Gusow i odpadliśmy z rozgrywek z późniejszym Mistrzem Polski. Moim zdaniem, gdybyśmy rywalizowali do trzech zwycięstw to mieliśmy duże szanse awansować. Byłem wtedy grającym asystentem trenera i uważam, że ten wynik był, mimo wszystko, naszym wielkim sukcesem.
- A czy jest gdzieś cicha nadzieja, że zobaczy Pan syna-piłkarza w derbach Krakowa?
- Bardzo chciałbym Go kiedyś zobaczyć w takim meczu, ale chyba jeszcze nie w niedzielę. Dużym jego sukcesem byłoby, gdyby załapał się do meczowej „osiemnastki". Jakaś tam iskierka nadziei jest, bo na ostatnich treningach dobrze się prezentował, a w wewnętrznym sparingu jego drużyna wygrała. Byłoby to dla niego ogromne wyróżnienie. Uważam, że tym młodym chłopcom jak mój Sebastian, Marcin Biernat, Bruno Żołądź czy Dawid Rupa trzeba dawać szanse, bo jest to dla nich dodatkowy bodziec do codziennej pracy.