Sebastian Steblecki: Tata chłodzi mi głowę

  • Wywiady
04.04.2012
Sebastian Steblecki: Tata chłodzi mi głowę
- Co do „sodówki” to na razie mi ona nie grozi, bo by ją mieć to trzeba być naprawdę wielkim piłkarzem i zarabiać ogromne pieniądze, które mogą do tego doprowadzić. Ja staram się być skromnym, a oprócz tego tato chłodzi mi codziennie głowę i dba by mi nie odbiło – śmieje się Sebastian Steblecki, który w ostatnich tygodniach wdarł się przebojem do pierwszej drużyny Pasów.

- Co do sodówki to na razie mi ona nie grozi, bo by ją mieć to trzeba być naprawdę wielkim piłkarzem i zarabiać ogromne pieniądze, które mogą do tego doprowadzić. Ja staram się być skromnym, a oprócz tego tato chłodzi mi codziennie głowę i dba by mi nie odbiło - śmieje się Sebastian Steblecki, który w ostatnich tygodniach wdarł się przebojem do pierwszej drużyny Pasów.

- Jak zostałeś przyjęty przez starszych kolegów?
- Bardzo dobrze. Oczywiście jak jest się najmłodszym piłkarzem w drużynie, to inni jakiś żart ci zrobią. Czasami jakieś żartobliwe docinki się zdarzają. Nadal do mnie należy noszenie sprzętu. Muszę się jeszcze trochę zestarzeć i poczekać na młodszych kolegów by im przekazać torby ze sprzętem. To jest normalne, każdy młody zawodnik przez coś takiego przechodzi. Wszyscy są dla mnie bardzo sympatyczni i wydaje mi się, że tworzymy bardzo fajną grupę. Teraz tylko pozostaje nam polepszyć wyniki sportowe i wszystko będzie OK.

- Czy nie ciąży Ci nazwisko Steblecki?
- Wiele razy pojawiała się już ta kwestia. Z jednej strony jestem dumny, że jestem synem legendy Cracovii, ale niektórzy mogą mówić, iż właśnie z racji jego osoby gram w Cracovii. Ja chciałbym jak najszybciej się od tego odciąć, udowodnić, iż gram w Cracovii, bo na to zasłużyłem. Chciałbym, by ludzie mnie postrzegali nie jako syna legendarnego hokeisty Romana Stebleckiego, tylko jako Sebastiana Stebleckiego - pełnoprawnego piłkarza Cracovii, który na swoją pozycję zapracował własnymi siłami.

- To może należałoby zmienić numer na koszulce?
- Chyba nie, bo od zawsze grałem z siedemnastką (śmiech). Chociaż przez pewien czas zastanawiałem się, czy gdy uda mi się zagrać w drużynie seniorskiej to nie odwrócić tej liczby na 71, bo czasami się zdarza, że dany numer może być w drużynie zajęty. Miałem jednak szczęście, że gdy wybierałem numer, to „siedemnastka" była akurat wolna. Idealnie wszystko zgrało się w czasie, widocznie tak miało być.

- Na nowych butach masz wyhaftowaną siedemnastkę. Dla niektórych może to być przejaw początku tak zwanej „sodówki". Czy ta przypadłość Ci nie grozi?
- Bruno Żołądź ma zaprzyjaźniony sklep, gdzie można sobie zamówić buty, jak to się mówi, spersonalizowane, czyli z napisem - imieniem, motto czy numerem. Zanim jednak zdecydowałem się na ten krok zastanawiałem się jak inni ludzie będą to postrzegać i obawiałem się właśnie, czy nie zostanie to skwitowane, że młody chłopak wszedł do pierwszej drużyny, to zaczyna mu odbijać - nie kopnął jeszcze piłki porządnie, a już mu się poprzewracało w głowie. Dla mnie to jest taki drobiazg, który jest spełnieniem chłopięcych marzeń, bo jako młody chłopak często oglądałem znanych piłkarzy w butach specjalnie dla nich szytych oraz jakimś napisem i marzyłem, by takie mieć. Teraz już mam. Co do „sodówki" to na razie mi ona nie grozi, bo by ją mieć to trzeba być naprawdę wielkim piłkarzem i zarabiać ogromne pieniądze, które mogą do tego doprowadzić. Ja staram się być skromnym, a oprócz tego tato chłodzi mi codziennie głowę i dba by mi nie odbiło (śmiech).

Całość wywiadu z Sebastianem można przeczytać w magazynie „Pasy" - dostępnym w sprzedaży podczas m.in. podczas meczów Cracovii (stoiska meczowe STC, Red Box, Kabanos, a także Restauracja Emocja).

CRACOVIA TO RÓWNIEŻ