Sebastian Steblecki: Twórzmy jedną wielką rodzinę Cracovii!

- Takie eventy powinny być organizowane jak najczęściej, by scalać to wszystko, by kibice byli bliżej zawodników, by tworzyć jedną wielką rodzinę Cracovii. Tego typu wydarzenia tworzą tą specyficzną więź między nami - sportowcami, a kibicami oraz polepszają atmosferę wokół Klubu - mówi pomocnik Pasów.
- Pojawiłeś się w
niedzielę na stadionie Cracovii by wziąć udział w Pasiastym Dniu Dziecka. Co
sądzisz o tej imprezie?
- To bardzo fajna
inicjatywa. Jest to ciekawe wydarzenie dla młodych kibiców Pasów i możliwość
spotkania się z zawodnikami Cracovii, choć tym razem bardziej z hokeistami, niż
z piłkarzami.
- Piłkarz też był,
bo przecież w końcu Ty jesteś piłkarzem.
- No niby tak, chociaż
ja się jeszcze nie uważam za piłkarza. Jestem dopiero materiałem na piłkarza.
Było bardzo fajnie tutaj przyjść i zobaczyć tych wszystkich ludzi, zwłaszcza
pasiastą młodzież i dzieci. Mogłem się z nimi spotkać, porozmawiać, a nawet
zagrać w piłkę. Takie eventy powinny być organizowane jak najczęściej, by
scalać to wszystko, by kibice byli bliżej zawodników, by tworzyć jedną wielką
rodzinę Cracovii. Tego typu wydarzenia tworzą tą specyficzną więź między nami -
sportowcami, a kibicami oraz polepszają atmosferę wokół Klubu.
- Rozdałeś wiele
autografów. Nie jest to uciążliwe?
- Ależ skąd, wręcz
przeciwnie! Ostatnią mam okazję często się pojawiać na różnego rodzaju imprezach
i akcjach jako zawodnik Cracovii i już ręka się do tego przyzwyczaiła i
odpowiednio „chodzi" (śmiech). To jest bardzo przyjemne rozdać kilka zdjęć, czy
autograf. Jest to też dowód na docenienie mojej pracy, jaką wkładam w treningi
i mecze.
- Powoli stajesz
się twarzą i wizytówką Cracovii.
- Nie odbieram tego w
ten sposób. Ja tylko staram się przybyć tam, gdzie mnie zaproszą. Nie wypada
odmówić, jeśli tylko jestem w stanie wygospodarować czas. Chociaż nie uważam
się za jakiegoś wielkiego piłkarza, to cieszę się, że mogę sprawić swoją
obecnością radość innym ludziom. Dla mnie natomiast wzruszające jest to, że Ci
ludzie życzą mi powodzenia i zdrowia, czy też gratulują mi dotychczasowych
występów w Cracovii, choć było ich do tej pory niewiele.
- Pod koniec niedzielnej
imprezy spontanicznie zagrałeś w piłkę wspólnie z Aronem Chmielewskim i z
przybyłymi dziećmi.
- Faktycznie, wyszło
to bardzo spontanicznie. Nikt tego nie planował. Ja zagrałem na małe bramki
hokejowe ustawione na trawie, a Aron na tym fajnym, kolorowym stadioniku.
Zawsze gdy byłem mały to widząc podobne „stadiony" i małe bramki zaraz chciałem
zagrać na tego typu obiektach. Teraz chyba jestem już za stary na taki
stadionik (śmiech), dlatego wybrałem bramki. Chociaż jak kiedyś będzie jeszcze
okazja to chętnie spróbuję swoich sił na tym kolorowym stadioniku - ciekawe jak
wypadnie moja technika na takim mniejszym boisku (śmiech).
- Za rok znowu
odwiedzisz dzieci podczas kolejnej tego typu imprezy?
- Oczywiście! Ale mam
nadzieję, że już wcześniej będzie możliwość ponownego spotkania z kibicami - tymi
dorosłymi i z tymi mniejszymi. I nie ma tu na myśli naszych meczów czy
treningów.