Tomasz Siemieniec: Mam system zerojedynkowy

    27.07.2011
    Tomasz Siemieniec: Mam system zerojedynkowy
    - Myślę, że już wdrożyłem się w nową rolę, szybko złapałem wspólny język z zawodnikami i jest bardzo dobrze. Chłopaki czują, że gdy czegoś potrzebują, mogę im pomóc - mówi nowy kierownik Cracovii, a jednocześnie jej wychowanek i były piłkarz, Tomasz Siemieniec.

    - Myślę, że już wdrożyłem się w nową rolę, szybko złapałem wspólny język z zawodnikami i jest bardzo dobrze. Chłopaki czują, że gdy czegoś potrzebują, mogę im pomóc - mówi nowy kierownik Cracovii, a jednocześnie jej wychowanek i były piłkarz, Tomasz Siemieniec.

    - To jest twój trzeci powrót do Cracovii. Za pierwszym razem wracałeś jeszcze jako junior, za drugim jako piłkarz pierwszej drużyny, a teraz w zupełnie nowej dla siebie roli...

    - Obie strony wyrażały chęć podjęcia współpracy i szczęśliwie doszło to do skutku. Mieszkałem w Warszawie przez pięć ostatnich lat, musiałem zorganizować sobie powrót do Krakowa, ale już jest wszystko w porządku.

    - Co robiłeś w stolicy?

    - Byłem grającym trenerem w Orlętach Cielądz - małym klubiku w takiej malutkiej miejscowości obok Rawy Mazowieckiej. Zacząłem z nim w szóstej lidze, awansowaliśmy do piątej, pograłem jeszcze pół rundy, ale „połamali" mnie. Musiałem zrezygnować z gry w piłkę, ale dalej byłem trenerem drużyny. Awansowaliśmy do czwartej ligi, w której prowadziłem zespół w rundzie jesiennej. Zrezygnowałem w przerwie zimowej.

    - Dlaczego?

    - Z różnych względów. Myślałem też coraz bardziej o powrocie do Krakowa, a że jeszcze mogłem wrócić do Cracovii, to jestem z tego bardzo zadowolony. Chciałem robić coś z piłką, bo zawsze miałem do tego smykałkę. No i do kontaktów międzyludzkich. A kierownik to taka osoba, która często wchodzi w interakcje z innymi osobami.

    - Myślisz, że w przyszłości wrócisz do prowadzenia drużyn jako trener?

    - Nie wiem jeszcze. Będę chciał zrobić sobie papiery trenerskie wyższej klasy, ale czy kiedyś będę jeszcze trenerem? Czas pokaże.

    - Od samego początku mocno zaangażowałeś się w rolę kierownika drużyny...

    - Ja mam system zerojedynkowy - albo w ogóle nie angażuję się w coś, albo robię to na sto procent. Poza tym moja córka ma już dziewiętnaście lat, więc nie muszę być w dwóch miejscach naraz.

    - Wróćmy jeszcze na moment do twojej kariery piłkarza. W Cracovii grałeś przez kilkanaście lat, z krótkimi przerwami na występy w Krakusie Nowa Huta jeszcze jako junior oraz w Proszowiance na początku tego wieku...

    - Moje odejście do Proszowianki było wynikiem tego, że w klubie było już bardzo źle. Bo gdy było jeszcze „tylko" źle, to jakoś dało się funkcjonować. Ale gdy nie miało się już na nic pieniędzy, trzeba było pomyśleć o innym miejscu. To były zupełnie inne czasy, wtedy sponsorem Cracovii nie była jeszcze firma Comarch. Potem przyszedłem ponownie do „Pasów", zresztą razem z chłopakami, którzy potem grali z Cracovią w Ekstraklasie. Do tej pory zostały mi znajomości z tamtych czasów - z piłkarzami, ale i kibicami. Sentyment do Cracovii był zawsze i chciałem do niej wrócić.

    - Na sobotniej prezentacji drużyny kibice przyjęli cię bardzo ciepło...

    - Bardzo było mi miło. Zastępuję na stanowisku kierownika pana Maćka Madeję, którego kibice również darzą wielką sympatią. Ja sam mam z nim świetny kontakt i mam do niego ogromny szacunek. Nie ukrywam, że miałem też lekki dylemat, że przychodząc do Cracovii będę zastępował pana Maćka. Rozmawiałem z nim jednak kilkakrotnie na ten temat, mówił, żebym się nie wygłupiał i żebym wracał do Cracovii. Po tych rozmowach było mi dużo łatwiej podjąć decyzję.

    - Jak układa ci się współpraca z piłkarzami „Pasów"?

    - Nie ma z tym żadnego problemu. Myślę, że już wdrożyłem się w nową rolę, szybko złapałem wspólny język z zawodnikami i jest bardzo dobrze. Chłopaki czują, że gdy czegoś potrzebują, mogę im pomóc.

    Rozmawiał Dariusz Guzik

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ