Trener Szatałow po meczu Cracovia - Lechia
Z uwagi na kontuzje, w dzisiejszym meczu nie mogli wystąpić: Łukasz Nawotczyński i Arkadiusz Radomski, zabrakło również chorego Mateusza Bartczaka. W efekcie trener Jurij Szatałow zestawił skład, w którym Cracovia nigdy wcześniej nie występowała. - Trzeba się cieszyć z tego, że grając w innym ustawieniu wygraliśmy mecz u siebie. To, jak zagramy było zagadką również dla mnie - przyznaje szkoleniowiec „Pasów".
W efekcie rolę wysuniętego napastnika pełnił przez ponad godzinę nominalny skrzydłowy Saidi Ntibazonkiza. Czy to na tej pozycji będzie grał teraz ten sympatyczny Burundyjczyk? - Saidi na środku ataku? Trudno określić, czy to najlepsze rozwiązanie. W reprezentacji gra na tej pozycji, ale uważam, że nie jest to jego optymalna - wyjaśnia trener Szatałow, który dziś obchodził swój mały jubileusz - mecz z Lechią był bowiem jego dziesiątym spotkaniem na ławce trenerskiej Cracovii w Ekstraklasie (cztery zwycięstwa, trzy remisy i trzy porażki).
Jego podopieczni stanęli na wysokości zadania i zdominowali na boisku zespół, który przed tą kolejką zajmował doskonałe trzecie miejsce w tabeli. - Fragmentami graliśmy dość poprawnie - mówi zachowawczo Szatałow, który chwali jednak swój zespół za realizację nakreślonej przed meczem taktyki. - Założenia taktyczne zostały wykonane w siedemdziesięciu-osiemdziesięciu procentach i przeciwnik nie stworzył sobie zbyt wiele sytuacji podbramkowych.
Co więcej, szkoleniowiec Cracovii po raz kolejny przypomniał, że jeżeli jego zespół nie będzie tracił bramek, zwycięstwa powinny być formalnością. - Jeśli w defensywie zagramy na zero, to z przodu mamy na tyle dobrych zawodników, że zawsze coś strzelą - zapewnia.
Tak było właśnie w sobotnim spotkaniu. Na listę strzelców wpisali się: Vule Trivunović, Mateusz Klich, a także Aleksejs Visŋakovs, z kolei czyste konto - już czwarty raz w rundzie wiosennej - zachował Wojciech Kaczmarek. - Mam dwóch równorzędnych bramkarzy, ale szczęście uśmiechnęło się do Wojtka, który trzyma się mocno bramki - mówi Szatałow, jednocześnie wspominając, że gdyby postawił w rundzie wiosennej na Szymona Gąsińskiego, to ten także by go nie zawiódł.
Tydzień poprzedzający sobotnie spotkanie z Lechią był bardzo ważny dla całego zespołu. Sztab szkoleniowy musiał bowiem wstrząsnąć drużyną po mizernym występie w Zabrzu (porażka z Górnikiem 0:1). Ta sztuka powiodła się. - Przeprowadziliśmy rozmowy po tym meczu i chyba do każdego dotarło, że chcieć to za mało - mówi Szatałow, po czym dopowiada: - Mam na tyle świadomy zespół i zawodników , że wiedzą, czego od nich chcę. Determinacja na boisku jest najważniejszą cechą.
Szkoleniowiec Cracovii przyznaje również, że rozmowy mobilizacyjne nie mogą odbywać się przed każdym spotkaniem. - Nie będę za każdym razem mobilizował moich piłkarzy, bo gdybym robił to za często, mobilizacja nie byłoba nic warta. Najlepsza to ta w ich własnych głowach - informuje.
Drużynie w odniesieniu efektywnego zwycięstwa pomogły nie tylko odpowiednie nastawienie i poprawna gra, ale również atut własnego boiska, a także kibice. - Lepiej gra się w przewadze - zawsze pomaga nam dwunasty zawodnik, którym są nasi kibice. W takich okolicznościach gra się łatwiej - tłumaczy Szatałow.
Choć Cracovia zwyciężyła, przed zespołem Szatałowa jeszcze daleka droga, by utrzymać się w Ekstraklasie, tym bardziej, że swój mecz wygrała także Polonia Bytom (2:0 z Ruchem w Chorzowie). - Trudno. Robimy swoje i będziemy dalej gonić rywali. Nie patrzymy się na inne wyniki - zapewnia trener „Pasów" zdaje sobie sprawę z tego, że kolejne mecze jego drużyny będą już tylko trudniejsze. - Przeciwnicy na pewno będą nastawiać się inaczej na mecze z nami. Widzą, że Cracovia zaczęła zdobywać punkty, a jej gra jest lepsza. Opór rywali będzie coraz większy - kończy trener.
DG