Wojciech Stawowy: W żadnym meczu nie byliśmy chłopcem do bicia

  • Wywiady
04.09.2013
Wojciech Stawowy: W żadnym meczu nie byliśmy chłopcem do bicia
- Mam świadomość, że mogliśmy zagrać lepiej w kilku spotkaniach, popełniając zdecydowanie mniej błędów, a tym samym mogliśmy mieć dziś więcej punktów na koncie. Doceniam natomiast to, że moi piłkarze radzą sobie w Ekstraklasie dzielnie, że w żadnym meczu nie byliśmy drużyną odstającą od rywala. Zawsze wierzyłem w moich piłkarzy i oni mnie nie zawiedli, lecz wiem, że stać ich też na więcej – mówi po pierwszych sześciu kolejka sezonu 2013/14 szkoleniowiec Pasów.

- Mam świadomość, że mogliśmy zagrać lepiej w kilku spotkaniach, popełniając zdecydowanie mniej błędów, a tym samym mogliśmy mieć dziś więcej punktów na koncie. Doceniam natomiast to, że moi piłkarze radzą sobie w Ekstraklasie dzielnie, że w żadnym meczu nie byliśmy drużyną odstającą od rywala. Zawsze wierzyłem w moich piłkarzy i oni mnie nie zawiedli, lecz wiem, że stać ich też na więcej - mówi po pierwszych sześciu kolejka sezonu  2013/14 szkoleniowiec Pasów.

- Odwołany został sparing, który Cracovia miała rozegrać w przerwie na reprezentację. Jaki był powód tej decyzji?
- Mieliśmy grać sparing z Ruchem Chorzów, lecz oni odwołali to spotkanie z uwagi na fakt, że mają sporo kontuzji w zespole. Zakładaliśmy, że chcemy zagrać grę kontrolną z zespołem, który postawi nam wysoko poprzeczkę, natomiast jeśli takiej możliwości nie ma, to ja wolę jednak zrobić grę wewnętrzną i poćwiczyć między nami różne aspekty. Będzie to nawet po pewnymi względami lepszy wariant, niż mecz sparingowy, bo wiadomo - w meczu sparingowym ja nie przerywałbym gry, a tutaj zawsze mogę to zrobić i przekazać zawodnikom uwagi „na gorąco".

- Kiedy zaplanowana jest zatem gra wewnętrzna?
- W piątek, o godzinie 11:00 na Wielickiej.

- Jak oceniłby wchodzącego do pierwszej drużyny Pawła Jaroszyńskiego po jego dwóch pierwszych występach?
- Paweł Jaroszyński naprawdę zasługuje na to, aby go pochwalić. Jego debiut w meczu z Zagłębiem Lubin, pomimo pewnych błędów, które tam się zdarzały, na pewno można uznać za udany. Także mecz z Mistrzem Polski, z warszawską Legią, można ocenić w jego wykonaniu dobrze. W spotkaniu z Legią zmieniłem Pawła tylko dlatego, że w pierwszej połowie otrzymał żółtą kartkę i jeśli prześledzi się mecz, to widać, że pod koniec pierwszej połowy na stronę Jaroszyńskiego przeszedł Ojamaa - dlatego, że jest bardzo szybkim zawodnikiem. Gdyby „Jaro" przegrał jakiś pojedynek biegowy, gdyby źle się ustawił - a ma jeszcze inklinacje, do tego typu błędów - to mógłby próbować na przykład naprawiać to ślizgiem, a ten z kolei w konsekwencji mógłby spowodować, że sędzia pokazałby mu drugą żółtą kartkę i gralibyśmy w osłabieniu. Nie chciałem, żeby tak się stało i zdecydowałem się zdjąć Pawła z boiska.

- Wydaje się, że formacja defensywna Cracovii nieco „okrzepła". Poza tym pierwszym w sezonie meczem, kiedy, można powiedzieć, drużyna Pasów zapłaciła „frycowe" przegrywając 2:3 z Piastem Gliwice wydaje się, że obrońcy grają dość pewnie - czyste konto w Lubinie i tylko jedna bramka stracona z Mistrzem Polski - jako trener może Pan być chyba zadowolony, że praca nad defensywą idzie w dobrym kierunku.
- Przede wszystkim bardzo żałuję tego meczu z Piastem i do tej pory często go jeszcze wspominam. Gdyby nie dwa bardzo proste błędy przy kryciu w polu karnym przy rzutach rożnych to mielibyśmy dziś pewnie przynajmniej o punkt więcej. Na pewno dobrze odrobiliśmy lekcję tamtej porażki - nie mówię, że bardzo dobrze, bo błędy jeszcze nam się zdarzają i nad nimi trzeba bardzo skrupulatnie pracować. Jeśli jednak równie dobrze odrobimy naszą lekcję dotyczącą poprawy gry drugiej linii, to na pewno błędów będziemy popełniali coraz mniej i będzie się to przekładało na lepsze wyniku. Bramka, którą straciliśmy z Legią to ewidentnie efekt błędu ustawienia drugiej linii i brak pewnej „pazerności" by asekurować swoją bramkę przy strzale Radovoića. To wszystko kosztowało nas stratę gola, a sami nie potrafiliśmy nic strzelić. Mieliśmy w pierwszych dwudziestu minutach dwie znakomite okazje, by wyjść na prowadzenie, ale ich nie wykorzystaliśmy. Legia była skuteczna praktycznie już w pierwszej sytuacji, jaką wypracowała pod nasza bramką. Myślę, że to dobrze ukazuje widoczną różnicę, jaka dzieli jeszcze nas od takiego zespołu jak Legioniści.

- Nie martwi Pana fakt, że na środku obrony konkurencja jest jednak niewielka?
- Na razie piątka obrońców musi sama nawzajem na siebie naciskać. Cieszę się oczywiście z tego, że piłkarze w obronie są kreatywni, że na przykład Adam Marcinie był w stanie świetnie zastąpić „Kosę" w Lubinie. To jest na pewno pewne alternatywne rozwiązanie - przestawienie Adama na środek obrony. Uważam jednak, że w miarę możności alternatywą dla środkowego obrońcy nie powinien być środkowy obrońca, a nie boczny, przesunięty na środek defensywy. To nie jest dla mnie sytuacja komfortowa, że na obecną chwilę wśród nowych zawodników, którzy do nas przyszli w przerwie letniej - mam tu na myśli Wasiluka i Wełnę - nie mamy piłkarzy, którzy mogliby w obecnej formie mocno przeć na Mateusza i na „Kosę". Różnica między tymi zawodnikami na obecną chwilę jest jeszcze znacząca i ona nie wynika z braku umiejętności Marka Wasiluka, czy Tomka Wełny, lecz z tych aspektów, o których mówiłem wcześniej - obaj mało grali w ciągu ostatniego sezonu, mieli długą przerwę w rozgrywaniu meczów. To się jeszcze odbija na ich dyspozycji. Ci zawodnicy potrzebują jeszcze czasu, stąd też mogę ubolewać, że nie mamy zawodnika „na już" - kogoś takiego, kto mógłby wejść w każdej chwili na przykład za „Kosę" jako środkowy obrońca. W tej sytuacji musimy „rotować", ale na szczęście Adam Marciniak w Lubinie stanął na wysokości zadania.

- Mimo wszystko to „parcie" ze strony bocznego obrońcy Marciniaka, który na środku obrony zaliczył bardzo dobry występ w Lubinie ma chyba pewne przełożenie na zaostrzenie się rywalizacji. Miloš po powrocie na środek obrony był niewątpliwie najlepszym zawodnikiem Cracovii w meczu z Legią, grając bardzo pewnie, bardzo agresywnie, nie bojąc się wychodzić „wysoko" do przecięcia akcji zawodników Legii.
- Właśnie to jest esencją rywalizacji. Kiedy w kadrze na daną pozycję mamy trzech zawodników, to wpływa pozytywnie na wszystkich zawodników. Wtedy każdy zdaje sobie sprawę, że musi pracować jeszcze ciężej, niż dotąd - że musi być jeszcze lepszy, niż jest, by nie stracić miejsca w podstawowym składzie. Z kolei pretendenci robią wszystko, by wykorzystać swoją szansę, którą może być właśnie absencja za kartki, czasem też i kontuzja. My dzisiaj oczywiście możemy powiedzieć, że Kosanović tak grał z Legią, bo Marcinia zagrał bardzo dobre spotkanie w Lubinie i zawodnicy nie mogą być pewni mojej decyzji. Ja mogę podejmować różne decyzje, mogę szukać różnych rozwiązań i przecież mogła być także taka moja decyzja, że to Marciniak wyszedłby na środku obrony w spotkaniu z Legią. Na szczęście nie musiałem aż tak kombinować, bo „Kosa" jest w dobrej formie i potwierdził to tym ostatnim ligowym występem. Nie wyróżniam zwykle nikogo indywidualnie, ale oczywiście zgadzam się, że Miloš wyróżnił się sam - swoją grą w defensywie.

- Ciekawa rywalizacja od początku sezonu toczy się o pozycję defensywnego pomocnika. Po jednej stronie doświadczony Sławek Szeliga, który jest jednocześnie kapitanem zespołu. Po drugiej stronie nieustępliwy Damian Dąbrowski, obdarzony silnym uderzeniem juniorski reprezentant kraju.
- Sytuacja ze Sławkiem i Damianem pokazuje, że sytuacja w drużynie jest zdrowa. Wszystko jest tu jasne i przejrzyste - nikt nie ma specjalnych przywilejów, nawet w sytuacji, kiedy jest kapitanem drużyny. „Szeli" jest bardzo dobrym kapitanem zespołu - dba o „szatnię", motywuje zespół, a przy tym jest też bardzo dobrym piłkarzem, którego Cracovia potrzebuje. Tak samo potrzebny jest nam jednak i Damian Dąbrowski. Na boisko wychodzi zatem zawodnik, który lepiej się prezentuje w danym momencie. Nie można tworzyć też takiej sytuacji, że Sławek miałby być wyłączony z rywalizacji z tego powodu, że jest kapitanem. Nie, Sławek żeby grac musi być lepszy od Damiana.

- Mamy teraz przerwę na reprezentację, chwilę oddechu. Można chyba zrobić pierwsze podsumowanie tych sześciu kolejek. Tak dobrego startu, jak tegoroczny, Cracovia nie miała już w Ekstraklasie od dawien dawna.
- Nie mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z tego, jak wystartowaliśmy z tego względu, że oznaczałoby to z mojej strony minimalizm. Mam świadomość, że mogliśmy zagrać lepiej w kilku spotkaniach, popełniając zdecydowanie mniej błędów, a tym samym mogliśmy mieć dziś więcej punktów na koncie. Uważam, że przynajmniej punkt w meczu z Piastem Gliwice był w naszym zasięgu gdyby nie błędy indywidualne. Gdyby nie błąd w spotkaniu z Lechią w Gdańsku, który dał gospodarzom prowadzenie, to myślę, że też bezwzględnie było nas stać na przywiezienie z Trójmiasta choćby jednego „oczka". Wreszcie ten błąd, jaki popełniliśmy w ostatnim meczu z Legia Warszawa, gdy mając dwie stuprocentowe sytuacje, by wyjść na prowadzenie marnujemy je, a następnie po prostym błędzie przy wyprowadzaniu piłki tracimy bramkę na 0:1. To kolejny mecz, po którym można było czuć niedosyt. Doceniam natomiast to, że moi piłkarze radzą sobie w Ekstraklasie dzielnie, że w żadnym meczu nie byliśmy drużyną odstającą od rywala, żadnym tam „chłopcem do bicia". Zawsze wierzyłem w moich piłkarzy i oni mnie nie zawiedli, lecz wiem, że stać ich też na więcej. W każdym meczu ligowym staramy się dyktować warunki, stwarzać swoje okazje, a ponieważ sport ma to do siebie, że raz się wygrywa, a raz się przegrywa, więc te sytuacje jakoś się bilansują. Jesteśmy więc w środku tabeli z realnymi szansami na to, by patrzeć także na to, co dzieje się przed nami, a nie tylko oglądać się za siebie. Musimy robić swoje: trenować, eliminować błędy, grac dobre spotkania i zdobywać coraz więcej punktów, by piąć się w górę tabeli. Dobrym mottem w takiej sytuacji jest powiedzenie sobie, żeby każdy kolejny nasz mecz był lepszy od ostatniego.