Piotr Wrześniak: Bramkarz to indywidualista

  • Wywiady
09.03.2005
Piotr Wrześniak: Bramkarz to indywidualista
Piotr Wrześniak, trener bramkarzy Cracovii mówi o losie bramkarza, stresach i puszczanych „farfoclach”.



- Podobno bramkarz w czasie meczu chudnie nawet kilka kilogramów na wadze, czyli tyle samo co zawodnik z pola?
- Nie sprawdza się tego na co dzień, natomiast takie badania były prowadzone i jest to prawda. Zależnie od stawki meczu i emocji, jakie on wywołuje, bramkarza może zrzucić od 2 do 3 kilogramów wagi. I na pewno nie jest to spowodowane wysiłkiem fizycznym, bo wysiłek bramkarza w trakcie meczu nie jest aż tak wielki, jak graczy z pola. Czym może być to spowodowane? Tylko i wyłącznie emocjami, przeżyciami psychicznymi, stresem, Każdy dobrze wie, że bramkarz jest narażony na ogromny stres podczas meczu. To specyficzna pozycja w drużynie.

- Specyficzna pozycja, która cieszy się szacunkiem kolegów z zespołu.
- Tak. Bramkarz jest bardzo szanowany. Często jest kapitanem drużyny, jego zastępcą albo ma miejsce w radzie drużyny. Moim zdaniem pełni wyjątkowo ważną rolę w zespole. Bramkarz ratuje zespół przed utratą gola, równie często zdarza się, że „w pojedynkę” wygrywa mecz. Są takie spotkania, kiedy drużynie nic nie idzie, gra jest słaba, a bramkarz broni wszystko. To jest główny powód, dlaczego bramkarze są tak cenieni. A inny, może mniej ważny, ale istotny, jest taki, że bramkarze są to zazwyczaj zawodnicy doświadczeni, starsi wiekiem. Zobaczmy, co się dzieje w momencie ataku fizycznego rywala na bramkarza Drużyna staje za nim i broni go! Bramkarz jest atakowany zazwyczaj, kiedy leży na murawie, jest pod nogami przeciwnika. Niepisane prawo w piłce mówi, że leżącego bramkarza się nie atakuje i kiedy zdarza się, że niektórzy gracze się do tego nie stosują, to reakcja kolegów z drużyny jest podobna jak w hokeju. Staje się murem za bramkarzem, jest się gotowym bronić go każdym sposobem.

- Czy nie jest dziwne to, że ktoś decyduje się zostać bramkarzem wiedząc, że dla niego nie ma alternatywy, nie może zmienić pozycji, jak zawodnicy w polu. Pozostaje: albo gra albo ławka.
- Gdyby popatrzeć w życiorysy bramkarzy to przypuszczam, że wielu opowiedziałoby taką historię: grałem w polu, nie przyjechał nasz bramkarz, postawili mnie do bramki, okazało się, że jestem dobry i w tej bramce pozostałem. Tak było choćby ze mną. Niewątpliwie trzeba mieć do tego żyłkę, talent. To zupełnie inna pozycja niż zawodnik z pola. Ta sama dyscyplina sportu - piłka nożna, ale jakże inna specyfika. Pracuje się nad podobnymi elementami, jak u zawodników z pola, ale akcenty rozłożone są zupełnie inaczej. W przenośni można powiedzieć tak: piłka nożna to sport drużynowy i w drużynie jest 11 graczy, ale pozycja bramkarza ma takie wymagania, że jest w pewnym sensie jest sportem indywidualnym. Zupełnie inny jest trening bramkarski. Inne jest podejście, inne cechy są na pierwszym miejscu. Dynamika, szybkość, refleks, zwrotność, gibkość to każdy bramkarz musi mieć, inaczej będzie słabym bramkarzem, pomijam inne jak szczęście, odwagę itd. Zdarzają się takie mecze, że bramkarz jest wydawałoby się w beznadziejnej sytuacji, a piłka trafia go w kolano, głowę, w wyciągniętą rękę, a kiedy go minie to uderzy w słupek. To są nieprawdopodobne sprawy, nie możliwe do racjonalnego wytłumaczenia, ale tak się rzeczywiście dzieje i kilka razy w karierze każdego bramkarza taki mecz się przytrafi.

- Zdarzają się również inne sytuacje, kiedy błąd bramkarza rozstrzyga o przegranej, bramkarz puszcza niegroźny strzał.
- Najlepsi bramkarze świata puszczają „farfocle” i puszczać będą. Każdy trener musi się z czymś takim liczyć. Najważniejsze, aby zdarzało się to jak najrzadziej, bo wyeliminowanie tego jest praktycznie niemożliwe. Jeśli pada taki gol w momencie, który nie decyduje o porażce, to dobrze. Ale czasami los jest przewrotny i sprawia, że bramkarz puszcza, kiedy ważą się losy meczu i w konsekwencji drużyna przegrywa. Prawdziwy zespół piłkarski można poznać po tym, w jaki sposób zawodnicy reagują na błędy kolegów. Myślę, że czym wyższy poziom drużyna prezentuje, tym większa jest świadomość wśród graczy, że każdy może popełnić taki błąd. Dobrzy zawodnicy są w stanie zrozumieć, wybaczyć i starać się pocieszyć kolegę, nawet jeśli stawka meczu jest wysoka. Błędy bramkarzy mają większe konsekwencje niż innych zawodników. Jeśli pomocnik poda niecelnie, to często taki błąd nie powoduje większych skutków, jeśli złe podanie wychodzi od bramkarza to z tego automatycznie jest sytuacja sam na sam. Jeśli napastnik nie trafi w piłkę też nic groźnego się nie dzieje, ale jeśli taki błąd zrobi bramkarz to oznacza, że piłka ląduje w siatce. Najważniejsze jest danie szansy rehabilitacji po błędzie. Nie jestem zwolennikiem zmieniania bramkarza po pierwszej wpadce. Są trenerzy, którzy zapowiadają: „bronicie do pierwszego błędu”. Tak nie można, to powoduje dodatkowy stres bramkarza. Na boisku będzie on myślał, aby nie popełnić błędu. To źle, jeśli bramkarz wychodzi na boisko tak ukierunkowany.

- Czy rywalizujący o miejsce bramkarze, którzy na co dzień razem trenują mogą się przyjaźnić?
- Nie muszą się przyjaźnić. To można przenieść na cały zespół. Zawodnicy musza być fair wobec siebie. Kiedy ktoś podejmuje się decyzję, że chce zostać bramkarzem, to wie, że w zespole będzie ich dwóch, ale bronić może tylko jeden. Bramkarze mają świadomość tego, że jest ich tylko, ale i zarazem aż dwóch. Jeden siedzi na ławce, ale w każdej chwili może wejść na boisko. Musi być w jak najwyższej formie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy to się stanie.

- W odróżnieniu od pierwszego trenera, trener bramkarzy ma tylko dwóch podopiecznych. Czy można mówić o jakiejś szczególnej relacji między wami?
- W pewnym sensie tak. Mogę pozwolić sobie na pełna indywidualizacje zajęć. Ale też musze poznać ich psychikę. Jako trener mogę narzucić ćwiczenia i w większości wypadków tak robię, ale chcąc osiągnąć najlepszy efekt muszę się wsłuchać się w człowieka, muszę słyszeć to, co do mnie mówi, muszę widzieć jak się zachowuje na treningu. Mam ułatwione zadanie, bo jest ich tylko dwóch Mogę bez problemu ich obserwować, a jeśli zdobędę ich zaufanie to przychodzą i mówią, że chcieliby popracować nad tym elementem, że w tym dniu czują się słabiej. Rozmawiamy o meczach, o spornych sytuacjach, staramy się wyciągać wnioski. Dogadujemy się. Jeśli trener jest obojętny na to, co bramkarz mówi, przeżywa, co odczuwa, to nigdy nie osiągnie celu, do którego zmierza, czyli najwyższej formy, wyższego poziomu koncentracji. Trzeba pamiętać jeszcze o tym, że nawet najwyższa forma fizyczna, najlepszy trening nie gwarantuje, że bramkarz rozegra dobry mecz.

- Co jest najważniejsze w pracy z zawodnikami?
- Być uczciwym. Traktować obu bramkarzy jednakowo. Owszem rywalizują na treningu, ale wiedzą, że na mecz wyjdzie lepszy z nich i to jest jedyny czynnik decydujący, kto zagra w meczu. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że mamy to szczęście, że mamy dwóch bramkarzy na bardzo wysokim, równym poziomie.

- Nie obawiasz się, że praca z bramkarzami zamyka Tobie drogę by prowadzić samodzielnie zespół jako pierwszy trener?
- Po zakończeniu kariery piłkarskiej, prowadziłem jako trener różne zespoły. Kiedy dostałem propozycje od trenera Stawowego, aby zając się bramkarzami w Cracovii, to koledzy-trenerzy ostrzegali, że na zawsze już zostanę trenerem bramkarzy. Zostanę zaszufladkowany. Ale nie żałuję tego. Ta praca sprawia mi ogromną satysfakcję i daje dużo radości. Gdyby tak się ułożyło w przyszłości, że mógłbym pracować jako trener bramkarzy, byłbym z tego zadowolony. Dla mnie jest to bardzo ciekawa praca. Natomiast to, czego nauczyłem się w Cracovii podczas pracy z całym zespołem szkoleniowym, tego nie nauczyłbym się nigdzie indziej! Nawet samodzielnie prowadząc inne zespoły. Będąc trenerem nie miałbym tej wiedzy, którą teraz posiadam. A praca ze Sławkiem i Marcinem sprawia mi ogromną satysfakcję, bo są to chłopcy wyjątkowo pracowici, trzeba ich raczej stopować niż zmuszać do pracy. Oni bez mrugnięcia okiem z pełnym zaufaniem wykonają każde ćwiczenie. Wiedzą, czego chcą. Trafić na dwóch takich ludzi, to znaczy mieć duże szczęście.