Alex Suvorov: To była pierwsza czerwona kartka w karierze!

- Żałowałem czerwonej kartki, ale sądziłem, że dostanę może cztery-pięć meczów kary. Kiedy pierwszy raz usłyszałem wymiar kary, jaką otrzymałem doznałem szoku - mówi Alex Suvorov.
- Długo wyczekiwana chwila nadchodzi. Ostatni raz wystąpiłeś w meczu ligowym 26 sierpnia i wszystko wskazuje na to, że po niemal równych dwóch miesiącach będzie Ci dane powrócić na boiska Ekstraklasy.
- No tak, dwa miesiące i opuszczone pięć meczów - to dużo. Brakowało mi ligi i mam ogromną chęć do gry.
- Bezpośrednio po meczu z Zagłębiem i tym feralnym odepchnięciu sędziego chyba nie spodziewałeś się, że Twoje zachowanie w Lubinie zostanie ocenione tak surowo...
- To prawda - myślałem bardziej o tym, że nie uznano nam bramki i że nie wygraliśmy. Żałowałem czerwonej kartki, ale sądziłem, że dostanę może cztery-pięć meczów kary. Dopiero potem dowiedziałem się, że to, co zrobiłem zakwalifikowano jako „naruszenie nietykalności cielesnej arbitra", ale bez rozróżnienia - czy to było popchnięcie, czy uderzenie. Powiem szczerze, że kiedy pierwszy raz usłyszałem wymiar kary, jaką otrzymałem - doznałem szoku. Potem jednak otrzymałem zapewnienia, że będziemy walczyć o zmniejszenie tej kary, abym mógł zagrać jak najszybciej.
- Nigdy nie widzieliśmy Cię w takiej furii, w jaką wpadłeś wtedy w Lubinie po nie uznaniu przez sędziego prawidłowo strzelonej przez Ciebie bramki. Ile dostałeś czerwonych kartek w swojej karierze?
- Warto zaznaczyć, że bramki strzelane głową zdarzają mi się raz na rok, albo raz na dwa lata, więc ta byłaby szczególna, a do tego ładna. Ale co do kartek - to była moja pierwsza czerwona kartka w karierze! Ja nie jestem agresywny - żółtych nie mam w ogóle, a tu nagle przyplątała się czerwona (śmiech).
- W czasie, gdy byłeś zawieszony i nie mogłeś występować w lidze zagrałeś w czterech meczach reprezentacji Mołdawii. Trener kadry ufał Ci przez cały czas, zawsze wystawiając w podstawowym składzie. Jak się czułeś fizycznie w tych meczach - zwłaszcza w spotkaniu z Holandią i San Marino?
- Cały czas ciężko trenowałem w Krakowie - trener Rybarski rozpisał mi specjalny cykl treningowy: siłownia, bieganie i tak dalej. Trenowałem bardziej intensywnie, niż gdybym grał w meczach ligowych, zawsze dwa razy dziennie - pierwszy trening zawsze z całym zespołem, a drugi już indywidualnie. Musiałem cały czas utrzymywać się w formie i mam nadzieję, że to mi się udawało.
- Miałeś momenty zwątpienia, czy znudzenia tą monotonią?
- Nie, ponieważ wiedziałem od trenera Balinta, że będę grał mecze w kadrze narodowej i to był dla mnie jakiś wyznacznik. Zdawałem sobie sprawę, że cały czas muszę być gotowy do gry.
- Odcierpiałeś pięć spotkań, ale masz jeszcze przeprosić sędziego meczu Zagłębie Lubin - Cracovia na łamach prasy...
- Oczywiście przeproszę sędziego zgodnie z zaleceniem jakie otrzymałem.
- W opinii mediów Twojemu odwołaniu pomogło to, że sędzia, którego nietykalność cielesną naruszyłeś w Lubinie został wkrótce potem zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne...
- O zatrzymaniu tego arbitra dowiedziałem się podczas obozu kadry Mołdawii - napisał mi o tym w sms-ie kolega. Nie chciałbym jednak już tego komentować, bo dla mnie najważniejsze jest teraz to, że mogę grać.
- Cracovii pod Twoją nieobecność bardzo brakowało egzekutora stałych fragmentów gry. Z rzutami wolnymi radził sobie jeszcze jakoś Kosa, ale źle wykonywane rogi kończyły się zwykle kontrą rywala.
- Często pracujemy nad stałymi fragmentami gry i pracowaliśmy nad tym też na dzisiejszym treningu. Kiedy nie mogłem grać, to ćwiczyłem stałe fragmenty gry z Marcinem Skrzeszewskim i myślę, że nie wyszedłem z wprawy.
- Cracovia ma problemy ze skutecznością. Do tej pory zdobyliście tylko sześć bramek, z czego Ty strzeliłeś dwie. W pierwszych pięciu meczach miałeś bardzo dobrą statystykę strzelecką, gdyby jeszcze do tego uwzględnić nieuznaną, a zdobytą prawidłowo bramkę z Lubina. Kibice oczekują po Twoim powrocie goli...
- Pewnie, że byłoby super, gdybym powrócił do strzelania bramek dla Cracovii już w poniedziałek. Najważniejsza rzecz, to jednak zdobycie pierwszych punktów na własnym boisku. To bez znaczenia kto miałby strzelić bramkę - może nawet „Kaczmar" strzelić ze stałego fragmentu gry, bylebyśmy wygrali.
- Jak znosiłeś oglądanie meczów z trybun?
- Ciężko się to oglądało. Mieliśmy w tych wszystkich meczach, poza spotkaniem z Lechem, swoje sytuacje i mogliśmy strzelić bramki. Wpadała jednak zawsze jedna bramka więcej dla rywala. Znów mamy nad sobą jakieś nieszczęśliwe zrządzenie losu. Mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni.
- Czujesz się gotowy do gry przez pełne 90 minut?
- Oczywiście, myślę, że nie będzie z tym problemu.