Marcin Bojarski: To były wspaniałe lata

  • Wywiady
01.09.2008
Marcin Bojarski: To były wspaniałe lata
W przerwie 176. Wielkich Derbów Krakowa nastąpiło oficjalne pożegnanie jednego z najlepszych zawodników Cracovii ostatnich lat. - Ten wywiad to tylko drobnostka tego, co przeżyłem przez te lata. Tego się nie da opisać - mówi w rozmowie z Dariuszem Guzikiem Marcin Bojarski.

W przerwie 176. Wielkich Derbów Krakowa nastąpiło oficjalne pożegnanie jednego z najlepszych zawodników Cracovii ostatnich lat. - Ten wywiad to tylko drobnostka tego, co przeżyłem przez te lata. Tego się nie da opisać - mówi w rozmowie z Dariuszem Guzikiem Marcin Bojarski.

- Można powiedzieć, że niedzielnym pożegnaniem i podziękowaniami oficjalnie zakończyła się twoja przygoda z Cracovią…
- To były wspaniałe lata i świetnie się tutaj czułem. O Klubie i o wszystkich ludziach, z którymi miałem okazję pracować mogę mówić w samych superlatywach. Ten wywiad to tylko drobnostka tego, co przeżyłem przez te lata. Tego się nie da opisać. Często jest tak, że zawodnicy odchodzą z klubów „po cichu”, często w niezbyt miłej atmosferze, z kolei ja zostałem pożegnany bardzo miło. Wszystko świetnie się zamknęło, wszystko było tak, jak sobie to wyobrażałem.

- No właśnie. Nawiązując do twoich słów i ogólnie do samego pożegnania można stwierdzić, że chyba każdy piłkarz, nie tylko Cracovii, chciałby kiedyś doczekać takiego momentu. Takiego pożegnania nie tylko przez Klub, ale również przez kibiców!
- Tym to już jestem zupełnie poruszony. To świadczy tylko i wyłącznie o tym, że mój transfer do Cracovii był chyba udany i że kibice byli zadowoleni z mojej gry. Zresztą ja to cały czas odczuwałem, nawet, gdy byłem w słabszej formie. Kibice mnie wspierali, a to z kolei niesamowicie mobilizowało do tego, by jak najszybciej wrócić do lepszej dyspozycji.

- Takim kulminacyjnym momentem wczorajszego pożegnania była „lokomotywa”, którą zainicjowałeś na sam koniec. Dołączył do ciebie cały stadion…
- Pamiętam, jak cztery i pół roku temu przychodziłem do Cracovii i pamiętam te spotkania, gdy walczyliśmy o awans. Przypominam sobie rewanżowy mecz barażu z Górnikiem Polkowice, kiedy po ostatnim gwizdku i z awansem Łukasz Skrzyński zainicjował „lokomotywę”, którą „pociągnęli” kibice „Pasów”. Otworzyła się wtedy piękna karta i wiele wspaniałych spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ten etap postanowiłem zakończyć niedzielną „lokomotywą”.

- Do idealnego pożegnania zabrakło chyba tylko zwycięstwa Cracovii. To byłaby taka wisienka na torcie…
- Dokładnie. W przerwie podczas pożegnania mówiłem, że chciałbym, aby ten wynik utrzymał się do końca, albo może został nawet podwyższony. Bardzo chciałem, by chłopaki to wygrali. Ja w mojej karierze wystąpiłem w sześciu Wielkich Derbach Krakowa i ani razu nie zasmakowałem zwycięstwa. W niedzielę wierzyłem, że odczuję to już jako kibic, tym bardziej, że chłopaki zagrali naprawdę bardzo dobre spotkanie. Niestety nie udało się.

- Teraz Marcin jesteś zawodnikiem Piasta Gliwice, ale na razie borykasz się z kontuzją…
- Zgadza się. Jakoś przez całą moją karierę omijał mnie pech i unikały mnie kontuzje, ale niestety teraz przytrafił mi się dość paskudny uraz. Będzie konieczny zabieg i można powiedzieć, że rundę jesienną mam już z głowy.

- Co to za kontuzja?
- W okresie przygotowawczym naderwałem mięsień przywodziciela, ale po okresie rehabilitacji wróciłem do treningów i wchodziłem już do drużyny. Niestety w meczu z Arką Gdynia uraz nie tylko odnowił się, ale również pogorszył, bowiem mięsień został zerwany.

- Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci jak najszybszego powrotu do zdrowia!
- Dzięki! Powiem szczerze, że gdy teraz chodzę po szpitalach i różnych gabinetach lekarskich to jeszcze bardziej utrwalam się w przekonaniu, że najważniejsze w życiu jest zdrowie. Bo jeżeli ono jest to człowiek jakoś zawsze da sobie radę w życiu.

Rozmawiał Dariusz Guzik