Marcin Krzywicki: Numery takie, że mózg staje

    22.07.2010
    Marcin Krzywicki: Numery takie, że mózg staje
    <i>- Dostałem kapitalne podanie od Marka Wasiluka, przejąłem piłkę, minąłem obrońcę, następnie bramkarza i uderzyłem do pustej bramki. Golkiper w ogóle nie zareagował, wyglądał, jakby zupełnie odpuścił. Może myślał, że będzie spalony?</i> - zastanawia się po wczorajszym sparingu z Kasimpasą zdobywca zwycięskiej bramki dla naszej drużyny, Marcin Krzywicki.
    - Zdobyłeś wczoraj zwycięskiego gola, ale chyba sam zaskoczony byłeś tym, że akcja potoczyła się w ten sposób…
    - (śmiech) Też nie wiem, jak to się wydarzyło. Dostałem kapitalne podanie od Marka Wasiluka, przejąłem piłkę, minąłem obrońcę, następnie bramkarza i uderzyłem do pustej bramki. Golkiper w ogóle nie zareagował, wyglądał, jakby zupełnie odpuścił. Może myślał, że będzie spalony?

    - Takie sytuacje tylko potwierdzają regułę, że trzeba zawsze walczyć o każdą piłkę…
    - Zgadza się. Należy iść do końca, no nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć.

    - W Polsce mieliście problemy ze zwycięstwem z naszymi pierwszoligowcami, tu wygraliście z mocnym zespołem tureckiej Ekstraklasy. Piłkarski laik mógłby powiedzieć, że polska piłka wcale nie jest taka słaba…
    - (śmiech) No tak. Przyczyna tkwi jednak w etapie przygotowań. W Opalenicy pracowaliśmy bardzo dużo nad wytrzymałością, było sporo biegania i to przełożyło się na nasze „ciężkie nogi”. Obojętnie, jaki przeciwnik przyjeżdżał, grało nam się niełatwo. Teraz wygląda to już nieco lepiej. Pracujemy więcej nad taktyką, praktycznie cały czas z piłkami. Myślę, że efekty było widać już wczoraj, bo wygraliśmy z bardzo silną drużyną z ligi tureckiej. Mam nadzieję, że kolejne sparingi potwierdzą, że potrafimy grać na równi z takimi zespołami, a być może nawet być od nich lepsi.

    - Na potwierdzenie potencjału Kasimpasy niech świadczy fakt, że niedawno pozyskali Fernando Varelę z Realu Mallorca…
    - Pokazał się z dobrej strony, zresztą nie tylko on. Widać było, że Turcy mają potencjał. To był zdecydowanie najmocniejszy dotychczas przeciwnik w tym okresie przygotowawczym. Zaprezentowali się dobrze, ale my nie pozwoliliśmy im na zbyt wiele. To duży plus takich obozów – spotykamy się z silnymi zespołami, a przede wszystkim przedstawicielami piłki z innego podwórka. To dobry sprawdzian.

    - Walka o miejsce w podstawowym składzie rozgorzała na dobre. Pod nieobecność kontuzjowanego Radosława Matusiaka wydaje się, że jesteś napastnikiem numer 2 w Cracovii…
    - Na boisku pojawiłem się po przerwie, wszedłem razem z Michałem Golińskim. Cieszę się, że mogłem zagrać. Bartek Ślusarski miał jednak w pierwszej połowie bardzo duże problemy z sędzią, który właściwie uniemożliwiał mu grę. Praktycznie każdy kontakt „Ślusarza” z piłką, czy zawodnikiem tureckim kończył się dziwną decyzją arbitra. Chyba tylko on wiedział, o co mu chodziło. Nie było sensu, by Bartek przebywał dalej na boisku, bo sędzia z pewnością nie dałby mu grać. A arbiter robił wczoraj takie numery, że mózg staje (śmiech).

    - Myślisz, że wykorzystałeś swoją szansę?
    - Przede wszystkim cieszę się, że mogłem wystąpić. Ci, którzy nie byli przewidziani do gry mieli przed południem bardzo ciężki trening. Dostaliśmy trochę w kość, trener spytał się mnie przed spotkaniem, czy dobrze się czuję, czy jestem w stanie zagrać. Odpowiedziałem, że tak. Wyszedłem na boisko, a zdobyta bramka była fajnym dodatkiem.

    Rozmawiał Dariusz Guzik