Sebastian Steblecki: Niepotrzebnie cofnęliśmy się po bramce

    24.03.2013
    Sebastian Steblecki: Niepotrzebnie cofnęliśmy się po bramce
    - Niepotrzebnie sami sobie wprowadziliśmy sporo nerwowości pod koniec spotkania. To było z pewnością zauważalne, że cofnęliśmy się do obrony, co było zupełnie niepotrzebne. Musimy teraz na spokojnie przemyśleć swoje błędy z tego meczu i więcej ich nie popełniać – mówi po spotkaniu z GKS-em pomocnik Pasów.

    - Niepotrzebnie sami sobie wprowadziliśmy sporo nerwowości pod koniec spotkania. To było z pewnością zauważalne, że cofnęliśmy się do obrony, co było zupełnie niepotrzebne. Musimy teraz na spokojnie przemyśleć swoje błędy z tego meczu i więcej ich nie popełniać - mówi po spotkaniu z GKS-em pomocnik Pasów.

    - Twoje pojawienie się na boisku odmieniło losy meczu z GKS-em Katowice.
    - Czy ja wiem? Myślę, że cała drużyna pokazała dzisiaj charakter - każdy walczył, dając z siebie sto procent i co najważniejsze, to trzy punkty są po naszej stronie. Akurat tak się zdarzyło, że miałem jakiś swój udział przy bramce, którą strzelił Łukasz Zejdler. Wszystkim na początku się wydawało, że to ja byłem strzelcem bramki, ale ja byłem od samego początku pewien, że to bramka Łukasza, bo widziałem, że piłka odbiła mu się od pleców, czy od nogi, co totalnie zmyliło bramkarza. Szczęście było dziś po naszej stronie, a ono podobno sprzyja lepszym, ale wiadomo, że nie możemy liczyć tylko na szczęście, ale przede wszystkim na swoje umiejętności.

    - Jakie zadania wyznaczył Ci trener przed wejściem na boisko?
    - Trener oczekiwał ode mnie, żebym spróbował swoim wejściem troszeczkę ożywić grę. Utrzymywał się wynik 0:0, a wiadomo jak ważne są dla nas zwycięstwa. Starałem się jak mogłem, a jak to wyszło? To już jest kwestia indywidualnej oceny trenera. Tak jak jednak mówię: najważniejsze z naszej perspektywy jest to, że udało nam się zdobyć bramkę, przeciwnik strzelić nam gola nie zdołał, dzięki czemu wygraliśmy to spotkanie. Oczywiście styl gry też jest istotny, ale jeśli mielibyśmy wybrać, czy zremisować mecz po wspaniałej grze, czy wygrać go po średnim, albo nawet słabym meczu, to wiadomo, że lepiej jest wygrać, grając poniżej poziomu, niż zremisować i stracić punkty. Indywidualne oceny schodzą na dalszy plan - liczy się dorobek punktowy.

    - Parę razy w tych trudnych ostatnich kilkunastu minutach bardzo dobrze wracałeś się też do defensywy, asekurując obrońców, odbierając piłkę.
    - No cóż, troszeczkę niepotrzebnie sami sobie wprowadziliśmy sporo nerwowości pod koniec spotkania. To było z pewnością zauważalne, że cofnęliśmy się do obrony, co było zupełnie niepotrzebne. Myślę, że musimy teraz na spokojnie przemyśleć swoje błędy z tego meczu i więcej ich nie popełniać, w przypadku, gdy w kolejnych spotkaniach będziemy mieć podobną sytuację.

    - Trener mówił po meczu, że czekałeś długo na swoją szansę, na swój dobry mecz i dzisiaj otrzymałeś taką szansę. Czujesz, że zbliżyłeś się tym występem do podstawowego składu?
    - Sądzę, że każdy zawodnik wchodzący na boisko z ławki rezerwowych chce jak najbardziej pomóc drużynie, chce się jak najlepiej pokazać, by dać trenerowi sygnał, że można na niego liczyć. Ja faktycznie czekałem na swoją szansę i mogę tylko podziękować trenerowi, że ją dostałem. Starałem się ją wykorzystać jak najlepiej, choć jak zaznaczam - nie do mnie, lecz do trenera należy ocenianie, czy wykorzystałem szansę. Ja ze swojej strony będę się starał jeszcze ciężej pracować na treningach, by jeszcze bardziej przybliżyć się do tego pierwszego składu. A jeśli tak się nie wydarzy, jeśli nie uda mi się przebić do podstawowej jedenastki, to dalej będę solidnie pracował, bo nie można się nigdy załamywać i zawsze trzeba robić swoje.

    - Mówisz bardzo skromnie o swoim wkładzie w zwycięstwo, ale prawda jest taka, że gdyby nie Twój strzał, to pewnie wcale nie padła by ta zwycięska bramka dla Cracovii.
    - No tak, ja to rozumiem, ale mecz trwa 90 minut i strzał strzałem, ale w ciągu meczu obie drużyny miały pewnie z dziesięć sytuacji i strzałów, tak więc każdego można by wymienić jako bohatera. Przecież Krzysiek Pilarz nie raz wyciągał się jak struna dokonując cudów - wyciągał piłkę praktycznie z linii bramkowej. Każdy dołożył swoją cegiełkę, a że akurat ja byłem autorem tego strzału, który Łukasz odbił do bramki - mieliśmy przy tej akcji trochę szczęścia - to jednak tego strzału mojego by nie było, gdyby wcześniej strzału nie oddawał „Szeli". Każdy ma swój wkład w to zwycięstwo. Jesteśmy drużyną i wygrała drużyna - Cracovia.

    - Może szczęście przyniosła dziś Tobie oraz Cracovii wizyta Twojego taty na murawie stadionu?
    - Być może, a jeśli miałoby tak być, to będę ściągał tatę na murawę w każdym meczu (śmiech). On jest zresztą na każdym spotkaniu - tak jest teraz, gdy jestem częścią drużyny, i tak było wcześniej, kiedy grałem jeszcze w drużynach młodzieżowych. To przecież tato przyprowadził mnie po raz pierwszy na mecz piłkarskiej Cracovii, więc jeśli ma być naszym talizmanem, to niech schodzi na murawę za każdym razem i niech nam pomaga wygrywać te mecze, byśmy dalej szli w kierunku Ekstraklasy.

    - Zawsze jesteś tez na prawie wszystkich meczach hokejowych w Krakowie. Czy wybierasz się w niedzielę do Jastrzębia, by kibicować hokeistom Comarch Cracovii w czwartym meczu play-offów z JKH?
    - Szczerze mówiąc to nigdy nie miałem możliwości pojechać na mecz wyjazdowy hokeja, bo zawsze było tak, że wypadało to w dzień, gdy mieliśmy treningi, lub mecze. Jeśli nadarzy się taka okazja i będę miał czas, to postaram się wybrać do Jastrzębia, bo znam hokeistów i wierzę w to, że w najbliższym meczu postawią kropkę nad „i" wygrywając czwarte spotkanie. Wtedy radość będzie naprawdę niesamowita. Na pewno chciałbym to zobaczyć na żywo, więc na pewno przemyślę ta sprawę i udam się z tatą na mecz. Bo on jeździ na wszystkie mecze.

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ