Łukasz Nawotczyński: Najważniejsze, żeby było zdrowie

- Nie wystąpiłem w meczu od trzech miesięcy, więc czułem lekką niepewność. Z dnia na dzień powinno być jednak lepiej - tłumaczy Łukasz Nawotczyński, który od dłuższego czasu zmagał się z kontuzją mięśnia dwugłowego. W sobotę środkowy obrońca Cracovii zagrał trzydzieści minut przeciwko FC Zwolle (1:0).
- Odczuwasz ulgę z faktu, że wreszcie mogłeś wrócić do gry?
- Tak, cieszę się z tego. Najważniejsze, żeby było zdrowie, bo wtedy forma też będzie.
- Jak czułeś się na boisku? Była lekka trema?
- Nie wystąpiłem w meczu od trzech miesięcy, więc czułem lekką niepewność. Z dnia na dzień powinno być jednak lepiej.
- Przez trzydzieści minut tworzyłeś parę obrońców ze Sławomirem Szeligą, który radził sobie całkiem nieźle na tej nietypowej dla siebie pozycji...
- Należy się z tego cieszyć, bo zagrał bardzo dobry mecz. Tym występem z pewnością dał trenerowi wiele do myślenia. Trzeba cieszyć się z tego, że mamy uniwersalnych zawodników, bo przecież Arek Radomski może również z powodzeniem grać w obronie. Rywalizacja jest potrzebna - to wie każdy. Zdarzają się kontuzje, obniżki formy - różnie w życiu bywa.
- Jak ocenisz waszą postawę na tle holenderskiego FC Zwolle?
- Wszedłem na boisko w ciężkim momencie, bo już wtedy graliśmy w osłabieniu (czerwona kartka dla Hesdeya Suarta - przyp.) i ciężko było zrobić cokolwiek z przodu. Dobrze, że udało nam się dowieźć korzystny wynik do samego końca.
- Sędzia tego meczu dorzucił swoje dwa grosze...
- Nie będę się o nim wypowiadał, ale faktycznie sędziował stronniczo, przez co było kilka spornych sytuacji.
Rozmawiał Dariusz Guzik