Orest Lenczyk: Nie można być zadufanym
20.02.2010

<i>- Oczywiście, można mieć wiele zastrzeżeń do naszej gry, natomiast ja mimo wszystko uważam, że większość zawodników jest przygotowana. Przed nami kwestia odpoczynku po obozie i przygotowania się przez te kilka dni do meczu z Legią</i> - przyznaje trener Orest Lenczyk. Już w niedzielę kończy się zgrupowanie Cracovii na Cyprze.
- Wczoraj i dziś rozegraliście dwa kolejne sparingi na Cyprze…
- Tak, podzieliliśmy naszą grupę na dwie drużyny. We wczorajszym spotkaniu zagrała jedna, która składała się raczej z kombinowanego składu, wykorzystaliśmy również zawodników, którzy przebywają z nami jako kandydaci do grania. Młodzież Dinama Kijów była, pod względem umiejętności, wymagającym rywalem i trudno było nam, grając w takim składzie, nawiązać równorzędną grę, choć momentami ona nie była taka zła.
- W efekcie przegraliście 0:1…
- Można powiedzieć, że to była tylko „młodzieżówka”. Uważam jednak, że drużyna z historią i z aspiracjami, a taką z pewnością jest Dinamo, nie może pozwolić sobie na to, aby mieć byle jakich piłkarzy w zespole młodzieżowym. Jeżeli ja wziąłbym natychmiast dziesięciu do Cracovii, to jest to odpowiedź na to, w którym my miejscu jesteśmy. Ja „sklejam” kadrę zawodnikami naszej młodzieżówki, ale to jest nieporównywalne. Jestem przekonany, że gdyby ktoś z Dinama obserwował naszą kadrę, szczególnie młodych zawodników i chciałby wziąć kogoś do Kijowa, no to pewnie jednego, ewentualnie dwóch. A może i nie.
- Waszym ostatnim przeciwnikiem na Cyprze był rosyjski Ural Sverdlovsk Oblast…
- Uważałem, że gra z rywalem takim jak dzisiaj, to konfrontacja z naszym dobrym, ekstraklasowym zespołem. I tak też było. Przed spotkaniem powiedziałem moim zawodnikom wprost: jako trener traktuję ten sparing jak pierwszy mecz ligowy, poprosiłem, aby zrobili wszystko, by ten mecz nie był taki, na który przyjadą i sobie pokopią. Bezpośrednio przed spotkaniem mieliśmy ponad dwugodzinną podróż autobusem (spotkanie rozegrano w Ayia Napa – przyp.) i muszę przyznać, że pomimo rozgrzewki, zawodnicy wyszli na boisko nieodpowiednio przygotowani, rozkojarzeni. Nie wiem, czy sugerowali się tym, że jest to drużyna pierwszej ligi rosyjskiej (odpowiednik polskiej pierwszej ligi – przyp.), więc będzie łatwa do „puknięcia”. Pomimo tego, że ostrzegałem zawodników, że jest to bardzo mocny zespół, mający zawodników o takich umiejętnościach, które prawdopodobnie natychmiast pozwoliłyby im być kandydatami do Cracovii, to okazało się, że już po kilkunastu minutach było 0:2.
- Jak padły te bramki?
- Po jednym błędzie, po drugim błędzie. Przeciwnik wykorzystał je bezwzględnie i później zaczął grać w piłkę, dodatkowo mając dwubramkową przewagę.
- W trzydziestej minucie zdobyliście gola kontaktowego…
- Tak, ocknęliśmy się, mieliśmy kilka sytuacji, a bramkę strzeliliśmy po rzucie karnym, podyktowanym za zagranie ręką. Po przerwie, pomimo tego, że czterech, a może i pięciu naszych zawodników nie grało na swoim normalnym poziomie, zdecydowaliśmy się utrzymać ten skład, by jeszcze dać piłkarzom szansę grania. Cudu przecież nie ma, to są ci zawodnicy, którzy wystąpią w meczu z Legią. To zaskoczyło, bo zaczęliśmy grać lepiej. W tym czasie przeciwnik wymienił pięciu graczy, którzy nie byli gorsi od swych poprzedników. Ja uważam, że to mogli być nawet lepsi piłkarze, więc poprzeczka wciąż była bardzo wysoko. Mimo to dążyliśmy do tego, aby doprowadzić do remisu. Ponieważ czas mijał, wyrównania nie było, a na ławce miałem kilku zawodników, postanowiliśmy dać im pograć. Obawialiśmy się również o ewentualne kontuzje, bo mecz był dość twardy.
- Spotkanie zakończyło się wynikiem 1:3…
- Gdy poszła czwarta, piąta zmiana, taktycznie to nam się trochę „rozklekotało”. Straciliśmy trzecią bramkę i to już był wynik, który absolutnie dawał zwycięstwo Rosjanom. Co prawda, przejęliśmy inicjatywę, atakowaliśmy, ale jednocześnie nadziewaliśmy się na kontry. W 88. minucie Piotrek Polczak zderzył się z przeciwnikiem, dostał łokciem w łuk brwiowy i ma założone cztery szwy. To nie jest jednak nic groźnego, po meczu Piotrek normalnie się wykąpał i wszystko jest ok.
- Na Cyprze rozegraliście pięć sparingów...
- Zawodnicy są już troszkę podmęczeni pobytem tutaj - ta ilość treningów, ta mobilizacja przed meczami. Pewnie również i to, że nie udało nam się w środę zagrać sparingu (z FC Paphos – przyp.). Tak czekaliśmy i czekaliśmy, aż wreszcie zmierzyliśmy się z drużynami, które niedawno dojechały na obóz na Cypr. Oczywiście, można mieć wiele zastrzeżeń do naszej gry, natomiast ja mimo wszystko uważam, że większość zawodników jest przygotowana. Przed nami kwestia odpoczynku po obozie i przygotowania się przez te kilka dni do meczu z Legią.
- To spotkanie odbędzie się już w najbliższy piątek..
- Od zawsze uważam, że po tak długiej przerwie, pierwszy mecz jest wielką niewiadomą – można go wysoko wygrać, ale też wysoko przegrać. To już jednak będzie spotkanie o punkty, tu każde zagranie będzie bardzo istotne, nie będzie już takiego luzu, że jak się straci bramkę, to się nic nie stanie. Wracając jeszcze do meczu z Uralem: wynik tego spotkania jest prysznicem dla drużyny, ale również dla trenerów. Wracamy teraz autokarem do hotelu (drużyna jechała z Ayia Napa do Paphos blisko dwie godziny – przyp.) i mamy w pamięci to, że przegraliśmy 1:3. Nie żebym narzekał, że zagraliśmy tak słabo, po prostu przekonuję się kolejny raz, że nie można być zadufanym, trzeba brać pod uwagę to, że gdzieś tam, również pod Uralem w Rosji, jest wielu piłkarzy, którzy naprawdę dobrze grają w piłkę. Silni, szybcy, waleczni i z dużymi umiejętnościami.
- Od kilku dni w drużynie testowani są trzej obcokrajowcy (Mołdawianin Gheorghii Ovseannicov, Amerykanin Josh Tudela oraz Białorusin Aleksander Lebiediev – przyp.). Jak ocenia pan ich postawę?
- Powiem w ten sposób: jeżeli oni będą w kadrze Cracovii, to znaczy, że na dzień dzisiejszy nie mamy lepszych zawodników i mogą być. Powiem wprost: daj Bóg, żeby Bartek Ślusarski wrócił do gry i żeby nasi zawodnicy, którzy pod koniec rundy jesiennej grali dobrze, byli w wysokiej formie. Wtedy będzie trochę optymizmu.
Rozmawiał Dariusz Guzik
- Tak, podzieliliśmy naszą grupę na dwie drużyny. We wczorajszym spotkaniu zagrała jedna, która składała się raczej z kombinowanego składu, wykorzystaliśmy również zawodników, którzy przebywają z nami jako kandydaci do grania. Młodzież Dinama Kijów była, pod względem umiejętności, wymagającym rywalem i trudno było nam, grając w takim składzie, nawiązać równorzędną grę, choć momentami ona nie była taka zła.
- W efekcie przegraliście 0:1…
- Można powiedzieć, że to była tylko „młodzieżówka”. Uważam jednak, że drużyna z historią i z aspiracjami, a taką z pewnością jest Dinamo, nie może pozwolić sobie na to, aby mieć byle jakich piłkarzy w zespole młodzieżowym. Jeżeli ja wziąłbym natychmiast dziesięciu do Cracovii, to jest to odpowiedź na to, w którym my miejscu jesteśmy. Ja „sklejam” kadrę zawodnikami naszej młodzieżówki, ale to jest nieporównywalne. Jestem przekonany, że gdyby ktoś z Dinama obserwował naszą kadrę, szczególnie młodych zawodników i chciałby wziąć kogoś do Kijowa, no to pewnie jednego, ewentualnie dwóch. A może i nie.
- Waszym ostatnim przeciwnikiem na Cyprze był rosyjski Ural Sverdlovsk Oblast…
- Uważałem, że gra z rywalem takim jak dzisiaj, to konfrontacja z naszym dobrym, ekstraklasowym zespołem. I tak też było. Przed spotkaniem powiedziałem moim zawodnikom wprost: jako trener traktuję ten sparing jak pierwszy mecz ligowy, poprosiłem, aby zrobili wszystko, by ten mecz nie był taki, na który przyjadą i sobie pokopią. Bezpośrednio przed spotkaniem mieliśmy ponad dwugodzinną podróż autobusem (spotkanie rozegrano w Ayia Napa – przyp.) i muszę przyznać, że pomimo rozgrzewki, zawodnicy wyszli na boisko nieodpowiednio przygotowani, rozkojarzeni. Nie wiem, czy sugerowali się tym, że jest to drużyna pierwszej ligi rosyjskiej (odpowiednik polskiej pierwszej ligi – przyp.), więc będzie łatwa do „puknięcia”. Pomimo tego, że ostrzegałem zawodników, że jest to bardzo mocny zespół, mający zawodników o takich umiejętnościach, które prawdopodobnie natychmiast pozwoliłyby im być kandydatami do Cracovii, to okazało się, że już po kilkunastu minutach było 0:2.
- Jak padły te bramki?
- Po jednym błędzie, po drugim błędzie. Przeciwnik wykorzystał je bezwzględnie i później zaczął grać w piłkę, dodatkowo mając dwubramkową przewagę.
- W trzydziestej minucie zdobyliście gola kontaktowego…
- Tak, ocknęliśmy się, mieliśmy kilka sytuacji, a bramkę strzeliliśmy po rzucie karnym, podyktowanym za zagranie ręką. Po przerwie, pomimo tego, że czterech, a może i pięciu naszych zawodników nie grało na swoim normalnym poziomie, zdecydowaliśmy się utrzymać ten skład, by jeszcze dać piłkarzom szansę grania. Cudu przecież nie ma, to są ci zawodnicy, którzy wystąpią w meczu z Legią. To zaskoczyło, bo zaczęliśmy grać lepiej. W tym czasie przeciwnik wymienił pięciu graczy, którzy nie byli gorsi od swych poprzedników. Ja uważam, że to mogli być nawet lepsi piłkarze, więc poprzeczka wciąż była bardzo wysoko. Mimo to dążyliśmy do tego, aby doprowadzić do remisu. Ponieważ czas mijał, wyrównania nie było, a na ławce miałem kilku zawodników, postanowiliśmy dać im pograć. Obawialiśmy się również o ewentualne kontuzje, bo mecz był dość twardy.
- Spotkanie zakończyło się wynikiem 1:3…
- Gdy poszła czwarta, piąta zmiana, taktycznie to nam się trochę „rozklekotało”. Straciliśmy trzecią bramkę i to już był wynik, który absolutnie dawał zwycięstwo Rosjanom. Co prawda, przejęliśmy inicjatywę, atakowaliśmy, ale jednocześnie nadziewaliśmy się na kontry. W 88. minucie Piotrek Polczak zderzył się z przeciwnikiem, dostał łokciem w łuk brwiowy i ma założone cztery szwy. To nie jest jednak nic groźnego, po meczu Piotrek normalnie się wykąpał i wszystko jest ok.
- Na Cyprze rozegraliście pięć sparingów...
- Zawodnicy są już troszkę podmęczeni pobytem tutaj - ta ilość treningów, ta mobilizacja przed meczami. Pewnie również i to, że nie udało nam się w środę zagrać sparingu (z FC Paphos – przyp.). Tak czekaliśmy i czekaliśmy, aż wreszcie zmierzyliśmy się z drużynami, które niedawno dojechały na obóz na Cypr. Oczywiście, można mieć wiele zastrzeżeń do naszej gry, natomiast ja mimo wszystko uważam, że większość zawodników jest przygotowana. Przed nami kwestia odpoczynku po obozie i przygotowania się przez te kilka dni do meczu z Legią.
- To spotkanie odbędzie się już w najbliższy piątek..
- Od zawsze uważam, że po tak długiej przerwie, pierwszy mecz jest wielką niewiadomą – można go wysoko wygrać, ale też wysoko przegrać. To już jednak będzie spotkanie o punkty, tu każde zagranie będzie bardzo istotne, nie będzie już takiego luzu, że jak się straci bramkę, to się nic nie stanie. Wracając jeszcze do meczu z Uralem: wynik tego spotkania jest prysznicem dla drużyny, ale również dla trenerów. Wracamy teraz autokarem do hotelu (drużyna jechała z Ayia Napa do Paphos blisko dwie godziny – przyp.) i mamy w pamięci to, że przegraliśmy 1:3. Nie żebym narzekał, że zagraliśmy tak słabo, po prostu przekonuję się kolejny raz, że nie można być zadufanym, trzeba brać pod uwagę to, że gdzieś tam, również pod Uralem w Rosji, jest wielu piłkarzy, którzy naprawdę dobrze grają w piłkę. Silni, szybcy, waleczni i z dużymi umiejętnościami.
- Od kilku dni w drużynie testowani są trzej obcokrajowcy (Mołdawianin Gheorghii Ovseannicov, Amerykanin Josh Tudela oraz Białorusin Aleksander Lebiediev – przyp.). Jak ocenia pan ich postawę?
- Powiem w ten sposób: jeżeli oni będą w kadrze Cracovii, to znaczy, że na dzień dzisiejszy nie mamy lepszych zawodników i mogą być. Powiem wprost: daj Bóg, żeby Bartek Ślusarski wrócił do gry i żeby nasi zawodnicy, którzy pod koniec rundy jesiennej grali dobrze, byli w wysokiej formie. Wtedy będzie trochę optymizmu.
Rozmawiał Dariusz Guzik