Rocznica legendarnego mistrzostwa 48

    05.12.2012
    Rocznica legendarnego mistrzostwa 48
    W dniu dzisiejszym mijają 64. lata od zdobycia ostatniego tytułu mistrza Polski przez Cracovię. Był to wspaniały prezent mikołajowy dla kibiców Pasów, choć nikt z nich wówczas się nie spodziewał, że będzie to jak na razie ostatni tytuł seniorski w historii pasiastej piłki nożnej.

    W dniu dzisiejszym mijają 64. lata od zdobycia ostatniego tytułu mistrza Polski przez Cracovię. Był to wspaniały prezent mikołajowy dla kibiców Pasów, choć nikt z nich wówczas się nie spodziewał, że będzie to jak na razie ostatni tytuł seniorski w historii pasiastej piłki nożnej.

    Sezon zasadniczy Cracovia zakończyła z dorobkiem 38 punktów, mając ich tyle samo co odwieczna rywalka zza Błoń - Wisła. O tytule mistrza Polski miał zadecydować dodatkowy mecz. PZPN w porozumieniu z oboma klubami na miejsce rozegrania historycznych derbów wyznaczył stadion Garbarni. Sędzią spotkania został warszawianin Julian Brzuchowski. Na obiekt „Brązowych" przybyło ponad 20 tysięcy widzów, by obejrzeć fascynujące widowisko. Mecz zakończył się zwycięstwem Pasów 3:1 po bramkach S.Różankowskiego (dwóch) i Szeligi. Cracovia wystąpiła w składzie Rybicki - Kaszuba, Gędłek, Glimas - Jabłoński I, Jabłoński II, Poświat, S.Różankowski, E.Różankowski - Radoń, Szeliga.

    Jak wielką dramaturgię miało to spotkanie niech zaświadczy relacja Dziennika Polskiego:

    Dzwonki, syreny automobilowe, a nawet proporce klubowe wśród 20 tysięcznej publiczności zebranej już na 15 minut przed rozpoczęciem meczu oddawały nastrój bardziej „mikołajowy" niż niepewność zagorzałych kibiców dwóch najstarszych drużyn krakowskich, oczekujących w zdenerwowaniu na wynik spotkania, który miał decydować o tym, kto będzie mistrzem piłkarskim Polski na rok 1948.

    Mimo tak spóźnionego sezonu mecz nie był pokazem schyłkowej formy i dostarczył wiele emocji widzom. Gra była żywa, zacięta a wszelkie (niestety i takie były) zakusy ostrej i brutalnej gry hamowane w porę przez sędziego Brzuchowskiego nie zaćmiły wrażenia spotkania o tytuł mistrzowski.

    Zwolennicy obu drużyn przeżyli w czasie meczu chwile radości i trwogi o wynik, bowiem już pierwsza minuta przyniosła prowadzenie dla Wisły ze strzału Legutki po podaniu Gracza do tyłu. Jak niemiłą niespodzianka była ta pierwsza minuta dla „Cracoviaków" o tym mogli się przekonać sympatycy Wisły na minutę przed końcem pierwszej połowy przeżywając podobnie ciężkie uczucie, gdy Rożankowski II piękną główką z centry Poświata uzyskał wyrównanie, a w kilkadziesiąt sekund później Szeliga prowadzenie.

    Druga połowa meczu rozpoczynająca się zdecydowaną przewagą Wisły w rezultacie przynosi w 29 min utratę dalszej bramki po strzale Różankowskiego II i mimo największych usiłowań ataku Wisły kończy się bez zmiany wyniku.

    Drużyna mistrza Polski Cracovii wystąpiła do tego meczu w składzie silnie zmienionym o ile nie pod względem personalnym to pod względem zestawienia ataku. Tym razem na prawym skrzydle pokazał swe umiejętności Poświat, obok niego na łączniku grał Różankowski I na skrzydle Szeląga. W ten sposób zestawiony atak wykazał wiele przebojowości i nawet dość dużą ilość strzałów. Najlepszy był Różankowski II nie tylko jako zdobywca 2 bramek, lecz także jako gracz w polu, dobrze współdziałający z resztą napadu. Poświat jako skrzydłowy pokazał kilka ładnych dośrodkowań, niestety prócz przebojowości zdradza mimo młodego wieku skłonność do faulowania - nawet, o zgrozo, bez piłki. Szeliga wykazał dobrą kondycje do końca meczu natomiast Radoń częściej się przewracał niż by to usprawiedliwiał śliski zmarznięty teren, toteż rzadko wychodził z pojedynków górą. Pomoc Cracovii mimo braku Parpana działa doskonale. Należy podkreślić wielką pracowitość braci Jabłońskich ale zaciętość z jaką walczyli o piłkę nie zawsze była „fair" Jabłoński II dał co prawda po przerwie złośliwą „nauczkę" dobrego zachowania Graczowi, który go sfaulował podając mu pierwszy rękę na zgodę - czego sędzia skrupulatnie dopilnował - jednak dbając tak o dobre maniery powinien i spojrzeć na swego brata i po bratersku mu doradzić zaprzestania faulów. Liczymy na to, że w przyszłym sezonie będzie to mistrzów zobowiązywało. Gędłek w środku spisał się dobrze. W obronie Glimas pokazał doskonałą formę choć i Kaszuba nie zawiódł. W bramce Rybicki miał ładne momenty obrony, jednak ryzykowne wypady z bramki mogły przynieść w rezultacie więcej złego niż dobrego. Powinien też wyrazić podziękowanie za doskonałą obronę Jabłońskiego I - który uratował jedną bramkę broniąc ciałem celny strzał Koguta.

    Drużyna wicemistrza Polski zagrała słabiej niż się tego ogólnie nawet w obozie Cracovii spodziewano. Zawiódł przede wszystkim atak, który mimo okresów silnej przewagi, zwłaszcza w drugiej połowie nie potrafił zdobyć bramki. - (Jedyna bramka padła ze strzału pomocnika Legutki). Największe okazje miał bardzo słabo grający Kogut. Gracz był zbyt troskliwie pilnowany, a reszta ataku nie mogła się uporać z defensywą Cracovii. W drugiej połowie przejawiło się to w ostrzejszej grze Gracza i Mamonia Sędzia jednak wyprzedzał intencje zawodników. Legutko wykazał swe umiejętności nie tylko jako pomocnik, ale i - jako strzelec - decydując się przytomnie na daleki strzał, który przyniósł pierwszą bramkę. I Filek I i Wapiennik mieli ciężkie zadanie z lotnym atakiem Cracovii, zmieniającym pozycje w czasie gry flanek i Kubik dobrze ubezpieczali Jurowicza. Pierwsza bramka była nie do obrony, przy drugiej pomogło natomiast śliskie boisko ułatwiając zadanie Szelidze. Ostatnia bramka mimo, że strzał nie był ostry, padła w zamieszaniu. Natomiast tylko szczęście uratowało Jurowicza gdy Radoń strzelał w kierunku pustej bramki. Piłka poszła w aut, ale bramkarza nie było na miejscu.

    Mecz należał do interesujących i należy życzyć obu drużynom by w przyszłym sezonie wykazały swe umiejętności, pogłębione wytrwałą zaprawą zimową, walcząc równie szlachetnie o prymat piłkarstwa.

    Obyśmy jak najszybciej doczekali się kolejnego tytułu, a chyba nikt nie miałby nic przeciwko, by znowu jedną z decydujących bramek strzelił Szeliga. Tym razem Sławomir...